Mglisty i
chłodny był wieczór kiedy to burki
Czarownicy Ewce i całej jej rodzinie w nocy spać nie dawały ujadając srodze aż
po świtanie. Zrazu to Czarownica, to mąż jej na ganek wychynali i uspakajać psy
próbowali. Mimo próśb, gróźb, prób przekupienia smakołykami i rzucenia nawet
dużej kości wołowej przez największego szczekacza ulubionej spokojności w nocy
gospodarze nie zaznali. Za wygraną dali na karb podchodów dziczych pod
zabudowania ujadanie zaliczając.
Rankiem
Czarownica do komórki po drzewo na rozpałkę się udała i tam przyczynę nocnych
psich niepokojów odkryła. Na Ewkę para wybałuszonych psich ślepiów się gapiła,
a wzrok to był proszący i przymilający. Burek posiwiałym pyszczkiem, marną
posturą i sterczącymi żebrami się charakteryzował litość w sercu każdego, kto
na niego spozierał wzbudzając.
Czarownicę
mieszane uczucia opanowały, bo to przecież rok cały jeszcze nie upłynął, kiedy
to małą czarną suczkę w dniach płodnych będącą jakowyś zły człek pod
gospodarstwo Czarownicy podrzucił na jej dobre serce licząc, że stworzenie
przyjmie, a tu znowu nowa, nie chciana
istota do domostwa rodziny Ewki stuka.
Czwarta to
już psia gęba do wyżywienia być miała i Czarownicę skrupuły obleciały, czy na
swoje ramiona taki obowiązek przyjmować, ale mąż wyręczył
ją w decyzji podejmowaniu michę pełną ciepłej zupy psinie stawiając.
Tak też
czwarty burek na podwórzu Czarownicy zamieszkał, pozostałym jako najmłodszy w
złai się podporządkowując. Z razu na pożywienie jak oszalały się rzucał w swej
małej główce dumając, że to ostatni posiłek w życiu będzie, ale stopniowo żarł
mniej łapczywie gospodarzom zawierzając, że stały kąt ma u nich i miskę strawy
codziennie dostanie.
Czarownica
już dawno coś w kierunku poprawy losów burków wiejskich uczynić zamierzała, a
ta ostatnia historia decyzję jej przyspieszyła. Różdżkę swą w dłoń chwyciła i
wieczorem swoją wieś i kilka sąsiednich na starej szkapinie objechała przy każdej zagrodzie
na moment się zatrzymując kilka słów mamrocząc i znak różdżką wykonując. Środek
nocy już był kiedy zamierzenie swoje ukończyła, do domu powróciła i bez życia
na łożę się rzuciła. Noc to wielce spokojna była, a w okolicy żadne
szczeknięcie z psich pysków się nie wydobyło. Stan taki przez kilka następnych
dni się utrzymywał i tragiczne żniwo przyniósł w postaci setek kur przez lisy z
gospodarstw wyniesionych tudzież łąk przez dziki pod same budynki przeoranych i
kilku złodziejskich wyczynów na szczęście tylko do paru butelek trunków i kilku
paczek papierosów się ograniczających.
Ludność
miejscowa wielce poruszona stanem swoich psów była i masowo miejscowego lekarza
weterynarii odwiedzała, ten w zmowie z Czarownicą będący wszystkim to samo
powtarzał:
„Kiedy bierzesz
człecze burka do gospodarstwa swego odpowiedzialnym do końca życia zwierzęcia
za niego się stajesz. Dbać o niego szczerze musisz, budę na zimę ogacić, miskę
strawy i czystej wody codziennie stawiać, na spacery wodzić i o zdrowie jego
dbać. Widać stworzenia rozum swój mające sprzeciw przeciw złemu traktowaniu, a
także porzucaniu powzięły, co niezrozumiałym z punktu naukowego jest dla mnie,
ale zdarzyć się może!”
Okoliczni
mieszkańcy wyjścia nie mając o byt swoich psów dbać mocno poczęli więcej już
jako „dzwonki i alarm do drzwi” tylko nie traktując. Podrzucenia piesków się
skończyły, a wieczorami Czarownica coraz częściej gospodarzy z burkami swoimi
na smyczy włości obchodzących obaczyła. Przy sercu ciepło się jej zrobiło i
wtedy burki powoli głos swój odzyskały.
Powyższy tekst pochodzi z ostatniego numeru Wici mazowiecko-podlaskich, a u nas...no właśnie! Cinka się oszczeniła mimo naszej ciężkiej pracy przy uchronieniu jej od ciąży i powiła dwie suczki Pixi i Dixi, które są urocze, ale dla których M U S I M Y znaleźć dom, bo inaczej pójdziemy z torbami :(((
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=539208109454163&set=a.470903582951283.105845.100000949367082&type=1&theater