sobota, 29 maja 2010
Znakowanie koni
Narzędzie zbrodni czyli pistolet do czipowania koni
Zabieg wstrzyknięcia mikrotranspondera z zakodowanym numerem konia
Sczytywanie numeru czytnikiem
Od 2004 roku zajmuję się opisywaniem koni do paszportów, które są obowiązkowe dla zwierząt gospodarskich od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Prace wykonuję na zlecenie dla Wojewódzkiego Związku Hodowców Koni. W grudniu 2009 roku wszedł obowiązek znakowania koni dodatkowo mikrotransonderami tzw czipami wstrzykiwanymi w szyję z lewej strony mniej więcej w połowie jej długości. Czipujemy konie, które do tego czasu nie miały jeszcze paszportów oraz nowo narodzone źrebięta po ukończeniu miesiąca życia.
Koń zgłoszony do znakowania musi mieć kantar oraz powinien być nauczony do wiązania lub trzymania na uwiązie. Niestety rzeczywistość jest jak zwykle inna od teorii i zazwyczaj gdy przyjeżdżam opisać źrebię jest ono łapane po raz pierwszy w życiu, a więc szarpanina, stres dla zwierzęcia oraz ryzyko wypadku. Jak dotąd tylko raz był kłopot, bo matka czipowanego źrebięcia wyrwała się i przycisnęła mnie w drzwiach. Ja powiedziałam ufff!!, klacz och!! i na szczęście żadnej z nas żebra nie poszły. Problem był z gospodarzem, który tak się przeraził, że coś mi się stało, iż zbladł jak ściana i myślałam, że to jego będziemy ratować. No cóż taka jest praca w terenie...
środa, 26 maja 2010
Być mamą
Przedstawienie w szkole podstawowej w Grębkowie. Na pierwszym planie - Tomek.
Pyszny poczęstunek
Kiedy Ada i Aniela były jeszcze malutkie, pewna pani na uroczystości z okazji dnia matki w przedszkolu zapytała mnie: "Dlaczego pani płacze, to trzeba się śmiać i cieszyć?" Właściwie to nie wiem dlaczego płaczę na przedstawieniach z okazji Dnia Matki. To chyba ta romantyczna dusza, którą w pewnym, młodzieńczym okresie mojego życia chciałam stłamsić... Udało się jednak na moment. Prawdziwej natury człowieka nie da się oszukać.
Za każdym razem kiedy wychodzę z domu na kolejne przedstawieni, w kolejnym roku celowo nie biorę chusteczek i przyrzekam sobie solennie, że nie będę się mazać i robić moim dzieciom obciachu jako jedyna zalewająca się łzami mama...
W tym roku oczywiście też dałam plamę. Czując jak powoli ściska mi gardło zapytałam siedzącą obok mnie mamę - Renatkę czy czasem nie ma chusteczek. Na szczęście miała, bo kiedy jedno z dzieci z zerówki zapomniało na moment roli i poprosiło swoją panią bezradnie o pomoc całe moje postanowienie wzięło w łeb i "ryknęłam" sobie z cicha w chusteczkę. Potem łezki leciały mi już regularnie, a każda kolejna pioseneczka śpiewana szczerymi, wesołymi dziecięcymi głosikami maglowała moją romantyczną duszę.
Uspokoiłam się dopiero na wspaniałym poczęstunku i jako uwielbiająca słodycze zjadłam ich chyba najwięcej, bo jak wiecie po płaczu człowiek jest głodny jak wilk, ha, ha, ha!!!
wtorek, 25 maja 2010
Orinoko
Najbardziej na świecie, to lubie jeść trawę!
Troszkę jestem zła, ja chcę do stajni, nie chcę być tu sama!
No czyż nie jestem piękna?
Ewa! Nie wysilaj się, bo schudniesz!
Cześć Oszin! Wiesz, miałam sesję fotograficzną!!!
Ostatnio Magda zapałała miłością wielką do Orinoko. Już od dawna jej pupilką jest Ordonka. Orinoko to jej córka, ma wiele cech matki, więc Magda żywi nadzieję, że kiedyś Orinoko będzie należała do niej i tylko niej!
Postanowiłam zrobić Magdzie przyjemność i umieszczam garść informacji o klaczce oraz kilka zdjęć. Przy jednym z nich o mało nie padłam, bo upał i duszność była wielka, a ja w kłus z Orinoko uderzyłam.
Orinoko (Karmel – Ordonka po Ordynek oo) klacz o maści siwej ur. 31.07.2008. Bardzo spokojna, ulubienica dzieci. Jej półbrat, naszej hodowli – Ossama uzyskał dla swoich właścicieli brązową odznakę PZJ w ujeżdżeniu, jest również ogierem uznanym do hodowli w koniach małych. Inny półbrat Ormuż z powodzeniem startuje w amatorskich zawodach w ujezdzeniu pod swoim właścicielem z Sokołowa Podlaskiego. W rodowodzie Orinoko min. niepokonany na torze wyścigowym Europejczyk oo i historyczny El Paso sprzedany do USA za milion dolarów. Rodowód Orinoko jest przesycony krwią arabską stąd jej temperament, ale i wielka inteligencja!
niedziela, 23 maja 2010
Ogród
Dzieciaki przy pracy - zdjęcie artystyczne, ha! Mam nadzieję, że ta tęcze jest na znak przymierza z pogodą.
Aniela, Ola i Tomek sieją, szkoda że nie ma Ady...
Wiosna w tym roku spłatała nam niezłego psikusa. Spodziewana powódź wczesną wiosną po nieprawdopodobnie wielkich opadach śniegu nie nastąpiła, bo ziemia nie była zmarznięta i cała woda w nią wsiąkła. Kwiecień był suchy i ciepły. Duże pastwisko obok sadu nie stało jak zwykle w wodzie. Goście przyjeżdżający na jazdy byli zaskoczeni przychylnością podłoża...
Aż tu nagle w maju zaczęło lać i lać i lać, w Polsce powodzie, klęska żywiołowa, a u nas ziemia jak gąbka.W małym ogródku roślinki można wyjmować z ziemi bez problemu, bo korzonki nie mają się czego czego trzymać,no bo jak tu się trzymać zawiesiny ziemi w wodzie?!
Tomek przekultywatorował duży ogród aby przesechł, no i wtedy właśnie nastąpiły największe opady. Przedwczoraj zaryzykował i wjechał w miękką ziemię. Uf, udało się! Jakoś zaorał i wczoraj od rana zaczęliśmy z dziećmi obsiewać zagonki. Uwielbiam to!
W tym roku postanowiłam zasiać również bakłażany. Maja one fajną, inną nazwę, a mianowicie - gruszka miłosna i podobno uchodzą za afrodyzjak. Nie wiem tylko czy się udadzą, bo wymagają bardzo ciepłego lata, ale grunt to być dobrej myśli.
Subskrybuj:
Posty (Atom)