niedziela, 23 maja 2010
Ogród
Dzieciaki przy pracy - zdjęcie artystyczne, ha! Mam nadzieję, że ta tęcze jest na znak przymierza z pogodą.
Aniela, Ola i Tomek sieją, szkoda że nie ma Ady...
Wiosna w tym roku spłatała nam niezłego psikusa. Spodziewana powódź wczesną wiosną po nieprawdopodobnie wielkich opadach śniegu nie nastąpiła, bo ziemia nie była zmarznięta i cała woda w nią wsiąkła. Kwiecień był suchy i ciepły. Duże pastwisko obok sadu nie stało jak zwykle w wodzie. Goście przyjeżdżający na jazdy byli zaskoczeni przychylnością podłoża...
Aż tu nagle w maju zaczęło lać i lać i lać, w Polsce powodzie, klęska żywiołowa, a u nas ziemia jak gąbka.W małym ogródku roślinki można wyjmować z ziemi bez problemu, bo korzonki nie mają się czego czego trzymać,no bo jak tu się trzymać zawiesiny ziemi w wodzie?!
Tomek przekultywatorował duży ogród aby przesechł, no i wtedy właśnie nastąpiły największe opady. Przedwczoraj zaryzykował i wjechał w miękką ziemię. Uf, udało się! Jakoś zaorał i wczoraj od rana zaczęliśmy z dziećmi obsiewać zagonki. Uwielbiam to!
W tym roku postanowiłam zasiać również bakłażany. Maja one fajną, inną nazwę, a mianowicie - gruszka miłosna i podobno uchodzą za afrodyzjak. Nie wiem tylko czy się udadzą, bo wymagają bardzo ciepłego lata, ale grunt to być dobrej myśli.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz