piątek, 19 lipca 2013

Następna Meg Ryan z "Masz wiadomość" czyli Ewa na stażu w Koniku Polnym

Pewnego dnia na facebook napisała do mnie studentka zootechniki z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie z prośbą o odbycie stażu w naszej stadninie. Była to dość niecodzienna poczta i dziwiło mnie dlaczego Ewa, bo tak studentka ma na imię chce odbyć staż właśnie u nas.
Okazało się, że jest przyjaciółką bliskiej koleżanki Anieli i słyszała o pasjonatach, którzy prowadzą małą hodowlę koni małopolskich. Staż pragnęła odbyć w miejscu prawdziwym, w którym ludzie borykają się z życiem, nie mają pracowników, sami wywalają obornik i cieszą się każdym drobiazgiem związanym z końmi, rodziną, ogrodem, ludźmi i ogólnie przyrodą...
Sprawiło mi to wielką przyjemność, bo będąc młodą dziewczyną chciałam zaznać prawdziwego życia zanim zacznę swoją działalność.
Ewa okazała się być prawdziwą pasjonatką obdarzoną wielką wrażliwością na los ludzi i zwierząt. Oprócz swojego stażu zootechnicznego odbywa swój własny: wychowawcy kolonijnego, ponieważ niedawno zdobyła uprawnienia w tym kierunku. Pomaga mi więc na obozach jeździeckich jak może i nie ukrywam, że bez niej w tym roku byłoby mi bardzo ciężko, bo Ola jest w Anglii na obozie językowym, a Ada i Aniela tyrają w Warszawie :(
Prawdziwą Ewę poznałam podczas narodzin bliźniąt naszej Krowy. Z wielką zaciekłością i determinacją ratowała wcześniaki. Łzy jak groch spływały jej po policzkach, gdy nie udało się uratować jednej z jałówek, a po odejściu Krowy-Mu długo nie mogła dojść do siebie.
W Ewie odnalazłam bratnią duszę, która udziela mi wsparcia w życiu codziennym, a nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo ważne.
Życzę Ewie, aby miała kiedyś swoje wymarzone gospodarstwo,  które będzie prowadzić z przyszłą, dużą rodziną gdzie zamieszkają ukochane konie śląskie, osiołek i lama :)))

Z Ewą na pastwisku :)


czwartek, 18 lipca 2013

Krowa Mu - Muciolindra i jej godna następczyni

Na zdjęciu Krowa Mu ze swoją godną następczynią i Ewa, o której też wkrótce napiszę :)

Krowa Mu była nie tylko moją krową, ale i pierwowzorem krowy Czarownicy Ewki i Czarowniczki z moich opowiadań. Mu kupiliśmy 14 lat temu i to w wielkiej panice do towarzystwa dla Posyłki.
Kupiliśmy w Janowie Podlaskim dwie klacze Posyłkę i Parantelę, ale ta druga przewróciła się w koniowozie i jeszcze w Janowie została wyładowana i pozostała w macierzystej stajni do czasu wyleczenia. Nawiasem mówiąc szkoda moralna w postaci dotarcia do nas w umówionym terminie tylko jednej klaczy została wynagrodzona przez to, że podczas rekonwalescencji parantela dostała rui i została pokryta znakomitym ogierem Vis Versa i to gratis :) Z tego mariażu narodziła się Pizadora :))
Krowa była więc pierwszą towarzyszką Posyłki w Koniku Polnym. Chodziły razem po pastwisku, ale, że krowa mniejsza, to pod drągami przełaziła i po okolicznych lasach się włóczyła pozostawiając Posyłkę w rozpaczy, ktra przeraźliwym rżeniem ją wzywała.
Któregoś dnia moja Sąsiadka Alinka przybiegła do mnie i z trwogą w głosie powiedziała:
- Ewunia! Dzisiaj w lesie polowanie! Zabieraj Krowę, bo strzelcy pomyślą, że to sarna i ją ubiją!!!
Pomyłka zdarzyć się mogła, bo krowa miała maść płową i niewielkim wzrostem się odznaczała co jest cechą charakterystyczną  rasy jersey. Zdobiły ją również spiczaste rogi i przepiękne oczy w czarnych obwódkach. Kto pamięta krówkę z filmów Disneya wyciągnie wniosek, że jej pierwowzorem była właśnie krowa rasy jersey.
Jako, że rasa ta ma markę odpowiedników "arabów końskich" w świecie krów, mój mąż często na prezentercę w młodości ją pokazywał kłusa wyciągniętego ją ucząc. Nie omieszkał również na rogi się z nią siłować co zaowocowało w przyszłości jej wielką świadomością owych posiadania i częstym ich użytkowaniem, tak że postrachem wśród domowników i gości była.
Niemniej jednak wszyscy bardzo ją kochali, bo żywicielką naszą była, a masła i sera z jej mleka nikt nie zapomni.
7 lipca odeszła na "Wiecznie zielone pastwiska" bliźnięta płci żeńskiej na świat wydawszy, z których jedno nieszczęśliwie od razu za nią podążyło.
Pociechą dla nas stała się pozostała przy życiu jałóweczka w biało-brązowe łaty, jako, że czystym jerseyem nie jest jeno ojca rasy nizinnej czarno-białej posiada. Dziatwa bardzo długie imię jej dała, które brzmi Mała Mu Marilyn Monroe Młewka. Przy Małej Mu dyżury mamy. Trzy razy dziennie mlekiem z wiaderka ze smoczkiem ją karmimy, a mała rośnie i bryka ku uciesze wszystkich :)

wtorek, 16 lipca 2013

Wreszcie mamy gminny internet :)))

To była istna droga przez męki, ale w końcu pan, który zajmuje się komputerami i zakładaniem interneteu w naszym ZGK ( zakład Gospodarki Komunalnej) przeczytał mój rozpaczliwy post na blogu o niedomaganiu internetu  co przyspieszyło jego wizytę u nas. Mamy internet, który działa!!!! To dla mnie niesamowity komfort, bo przedtem internet mobilny działa, albo nie, a prędkość była nie żółwia, nie ślimacza ale nie wiem jaka, no po prostu je nie było :(

Pan od internetu pocieszył mojego narzekającego na żonę męża, że ta całe dnie spędza przy internecie, że żoneczka nie będzie spędzała już całych dni "przy internecie" bo wszystko otwiera się błyskawicznie i będzie spędzała już tylko chwilkę dziennie "przy internecie" ha, ha, ha :p

Mam nadzieję teraz nareszcie pisać więcej na blogu więc zapraszam serdecznie do lektury już niedługo, bo dzieje się u nas mnóstwo :)