Okazało się, że jest przyjaciółką bliskiej koleżanki Anieli i słyszała o pasjonatach, którzy prowadzą małą hodowlę koni małopolskich. Staż pragnęła odbyć w miejscu prawdziwym, w którym ludzie borykają się z życiem, nie mają pracowników, sami wywalają obornik i cieszą się każdym drobiazgiem związanym z końmi, rodziną, ogrodem, ludźmi i ogólnie przyrodą...
Sprawiło mi to wielką przyjemność, bo będąc młodą dziewczyną chciałam zaznać prawdziwego życia zanim zacznę swoją działalność.
Ewa okazała się być prawdziwą pasjonatką obdarzoną wielką wrażliwością na los ludzi i zwierząt. Oprócz swojego stażu zootechnicznego odbywa swój własny: wychowawcy kolonijnego, ponieważ niedawno zdobyła uprawnienia w tym kierunku. Pomaga mi więc na obozach jeździeckich jak może i nie ukrywam, że bez niej w tym roku byłoby mi bardzo ciężko, bo Ola jest w Anglii na obozie językowym, a Ada i Aniela tyrają w Warszawie :(
Prawdziwą Ewę poznałam podczas narodzin bliźniąt naszej Krowy. Z wielką zaciekłością i determinacją ratowała wcześniaki. Łzy jak groch spływały jej po policzkach, gdy nie udało się uratować jednej z jałówek, a po odejściu Krowy-Mu długo nie mogła dojść do siebie.
W Ewie odnalazłam bratnią duszę, która udziela mi wsparcia w życiu codziennym, a nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo ważne.
Życzę Ewie, aby miała kiedyś swoje wymarzone gospodarstwo, które będzie prowadzić z przyszłą, dużą rodziną gdzie zamieszkają ukochane konie śląskie, osiołek i lama :)))
Z Ewą na pastwisku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz