piątek, 10 września 2010
Tęcza
Ten rok jest wyjątkowo obfity w najróżniejsze tragedie i klęski. Powodzie nawiedzają nasz kraj jedna za drugą. Podtopienia były nawet w Węgrowie, na początku września. Sama byłam światkiem jak woda z małego kanałku przelewała się przez drogę przed pierwszym rondem jadąc od Warszawy w stronę miasta. Strażacy pracowali już pełną parą wypompowując wodę, a jeden z pasów ruchu był już zamknięty. Z obawy, że nie wrócę do domu przez Węgrów powrót wybrałam przez Korytnicę. Rozmawiałam z mieszkańcami Węgrowa i jak pamięcią sięgają nie pamiętają powodzi w Węgrowie, to było pierwszy raz!
Dla rolnictwa rok 2010 również nie przyniósł nic dobrego. Ziemniaki gniją na potęgę, oziminy słabiutkie, bo wymarzły w srogą zimę, a potem zaschły w kłosach. Owies zaś, zaliczający się do zbóż jarych aż żal bierze, nie dojrzał tylko zasechł w wiechach podczas tropikalnego lata. Kupujemy już z kolejnego źródła i to samo, chudy, ciemny, same plewy!
Można by tak wyliczać i wyliczać, dołować się i dołować, ale opiszę krótki epizodzik, który wlewa w serca otuchę.
Wracam więc do domu przez tą Korytnicę, bo przez Węgrów się nie da, a tu tuż przed Roguszynem wyszło słońce, piękne i jaskrawe. Odwróciłam głowę w lewą stronę ku rozległym polom i aż stanęłam samochodem na poboczu z zachwytu. Wysiadłam z auta i sfotografowałam ją natychmiast - cud natury, siedmiobarwny łuk - tęczę!
Zdjęcie podroguszyńskiej tęczy zamieszczam powyżej, a poniżej cytuję za wikipedią co to jest ta tęcza z naukowego punktu widzenia, ale najważniejsze czym ona jest według Biblii!!!:
"Tęcza – zjawisko optyczne i meteorologiczne występujące w postaci charakterystycznego wielobarwnego łuku, widocznego gdy Słońce oświetla krople wody w ziemskiej atmosferze. Tęcza powstaje w wyniku rozszczepienia światła załamującego się i odbijającego się wewnątrz kropli wody (np. deszczu) o kształcie zbliżonym do kulistego.
Światło widzialne (z antropocentrycznego punktu widzenia) jest widzialną (postrzegalną wzrokiem) częścią widma promieniowania elektromagnetycznego i w zależności od długości fali postrzegane jest w różnych barwach. Kiedy światło słoneczne przenika przez kropelki deszczu, woda rozprasza światło białe ("mieszaninę" fal o różnych długościach), na składowe o różnych długościach fal (różnych barwach), i oko ludzkie postrzega łuk składający się z sześciu kolorów: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski i fioletowy. To są właśnie kolory tęczy.
Pomimo faktu, że w tęczy występuje niemal ciągłe widmo kolorów, tradycyjnie uznaje się, że kolorami tęczy są: czerwony (na zewnątrz łuku), pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, indygo i fioletowy (wewnątrz łuku).
W mitologii greckiej tęcza była utożsamiana z drogą jaką pokonywała posłanka Iris pomiędzy Ziemią i Niebem. W mitologii chińskiej tęcza była szczeliną w niebie zamkniętą za pomocą kamieni i pięciu (lub siedmiu) kolorów przez boginię Nüwa. W mitologii hinduskiej tęczę nazywano Indradhanush, co oznaczało łuk Indry, boga błyskawic i grzmotów. W mitologii skandynawskiej używano nazwy Bifröst – był to most łączący światy Ásgard (bogów) i Midgard (ludzi). Irlandzki leprechaun chował garnek złota na końcu tęczy – czyli w miejscu niedostępnym dla żadnego człowieka (ponieważ tęcza nie występuje w konkretnym miejscu, a jej pojawienie zależy od pozycji samego obserwatora).
W Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9/13). Tęcza stała się nawet symbolem ruchu w judaizmie zwanego B'nei Noah. Członkami B'nei Noah są nie-żydzi, który kontynuują drogę wielkiego przodka jakim był Noe. Ruch ten ma korzenie w tradycji żydowskiej, a szczególnie w Talmudzie.
Według mitologii Aborygenów, świat narodził się z "tęczowego węża", natomiast w słowiańskiej, płanetnikiem mógł zostać człowiek "wciągnięty do nieba przez tęczę"".
wtorek, 7 września 2010
Jesień idzie, nie ma rady na to...
Tytuł posta to fragment piosenki "Wolnej grupy Bukowina", zespołu którego twórczość towarzyszyła mi w czasach studenckich na licznych górskich wędrówkach. Najbardziej chyba lubiłam weekendowe wypady w Beskid Niski, tuż po rozpoczęciu roku akademickiego. jesienne słońce, pajęczyny jak naszyjniki z kropli rosy, resztki nici babiego lata, tęskne mgły i mżawka na policzkach, jabłka w zdziczałych, łemkowskich sadach...
Dzisiaj rano obudziłam się, a za oknem siwo, nic nie widać na metr. Mgła otuliła nasze gospodarstwo miękkim, wilgotnym kocem...
To już niestety pierwsze symptomy jesieni, końca wakacji i lata, początek końca wegetacji i nieuchronne zbliżanie się snu natury pod śnieżną, zimową pierzyną...
Kiedy taka pogoda na dworze, to w duszę wdziera się smutek i żal za czymś, czego już więcej nie będzie za czymś co się skończyło, za widokiem bocianów, szybowaniem i ćwierkiem jaskółek, a już niedługo z nieba spadnie ostatnie pióro dzikiej gęsi podążającej tam gdzie ciepło,,,
Smutek mnie jednak opuścił za sprawą jednej z moich ulubionych dziennikarek - Beaty Pawlikowskiej. Włączyłam radio robiąc dzieciom kanapki do szkoły i usłyszałam jej ciepły głos, którym oznajmiła słuchaczom, że według kalendarza Majów - jesień to początek roku, czyli czegoś co się zaczyna, a nie kończy!
Jadąc rano po ropę do ciągnika sfotografowałam kilka jesiennych obrazków, ale już z innym nastawieniem, że nie są smutnie piękne, tylko radośnie piękne, bo niektórzy uważają, że zapowiadają początek, a nie koniec!
niedziela, 5 września 2010
Rajd do "Chaty za wsią"
Chata za wsią
Marek, Tomek i Minneapolis
Marek na Posyłce
Tomek na Minneapolisie, Marek na Posyłce i Agata na Ordonce
Marka i Wiolę poznaliśmy dobrych parę lat temu, na początku naszej działalności w Żarnówce. Któregoś dnia przywieźli do nas na jazdę swoją córkę Agatę.
Wiedziałam, że już Wiolę kiedyś widziałam. jej piękne, długie, jasne włosy przykuwają uwagę, miły uśmiech nie opuszcza jej twarzy...
Po kilku wizytach Wioli u nas doszłam, gdzie i kiedy ją widziałam, kiedy wiola wspomniała, że mają siedlisko za wsią Skarżyn, które jest ich oczkiem w głowie.
Któregoś dnia jeździliśmy po okolicy w poszukiwaniu ciągnika do kupienia. Ktoś dał nam namiary na Skarżyn. Nie znając okolicy błądziliśmy samochodem po bezdrożach, aż tu nagle zza lasku wyłoniło się bajkowe siedlisko, oddalone od wsi, okolone akacjowym ogrodzeniem z piękną bramą kryta strzechą. Gospodarstwo spowite było jesienną mgiełką, a wokół domu rósł sad tonący w różnobarwnych liściach. W ogrodzie pracowała para: młoda jasnowłosa, piękna kobieta i silny mężczyzna, za nimi bawiła się śliczna, mała dziewczynka. Jeszcze długo siedziałam w aucie z odwróconą głową patrząc na ten oddalający się obrazek, który utkwił mi głęboko w pamięci.
Przypadłyśmy sobie z Wiolą do gustu. Marek zaczął jeździć konno i 7 lat temu poprosił nas żebyśmy pojechali do "Chaty za wsią", aby konie uświetniły jego 50-lecie. Impreza była huczna, a Tomek skakał na Ordonce przez przeszkodę z krzeseł. Kilka zdjęć z tej imprezy publikuję powyżej.
Teraz u Wioli jest jeszcze piękniej. Na rajdy jesienne jeździmy do "Chaty za wsią" już od 5 lat. Zapraszamy więc na rajd, aby uczestnicy mogli się o tym przekonać naocznie jakie to niezwykłe miejsce, jacy gościnni są gospodarze i jakie czarodziejskie poczęstunki wyczarowuje Wiola. Termin ustaliłyśmy na 26 września - niedziela. Wyjazd z "Konika Polnego" o 11:00, przewidywany powrót na 17:00.
Subskrybuj:
Posty (Atom)