Dzisiejsza wizyta u dentysty niestety w sferze marzeń pozostaje. Drogi zawiane nawet główniejsze, a co dopiero mówić o naszych polnych drożynkach, które co prawda mili panowie z grębkowskiego ZGK w poniedziałek odśnieżyli, ale jak przedwczoraj wieczorem zaczęło wiać, a wczoraj i dzisiaj śnieg poprawił, to mamy Syberię :p
Dzieciaki poszły dzisiaj do autobusu na Koniec Leśnogóry ( jakieś 1,5 km w tym większość łąką pod wiatr). Nie wróciły do domy, znaczy, że autobus do wsi dojechał :)
Akcja zawożenia kobył do ogiera odłożona do soboty, bo właściciel transportu sam z podwórza przyczepki nie jest w stanie przez wichurę, śnieżycę i zaspy wyjechać :( Strategię co prawda już opracowaną w szczegółach miałam. Klacze do wsi miały być podprowadzone i tam w bardziej odśnieżonych warunkach załadowane, ale cóż, siła wyższa ...
Chabecinyna wybieg dzisiaj nie poszły, bo Ordonki mi było szkoda. Samej w stajni nie chciałam jej zostawiać, a wiem, że trzęsłaby się i przy wyjściu na pastwisku stała...więc zostały w tą zamieć i śnieżycę na pokojach :p
Pojenie ciekawie wyglądało, mianowicie w związku z tym, że rury w stajni znów łaskawe były zamarznąć, wodę nosiłam z domu. Na szczęście koniki miłe dziś dla mnie były i wypiły w sumie tylko 12 wiader :)
Od góry: zasypane schody do big-brothera, bialutki gnojownik, i Pixi przewodniczka - zaspa, gdzie ta droga, gdzie ten stawik :)
Pozdrawiam wszystkich w tą prawdziwą zimę!!!!