piątek, 8 października 2010

Na rowerach z Trzebuczy do "Konika Polnego"



Pani Małgosia nie tylko pomagała oprowadzać nasze konie, ale również jednego z nich dzielnie dosiadła mimo przygody z wielbłądem, która zdarzyła się jej na jednej z zagranicznych eskapad. Adam również wytrwale i nieustraszenie pomagał oprowadzać klacze ( Adam na drugim planie).



Agata odważnie dosiadła Ognistej mimo dręczącego ją lęku wysokości!



Niesamowite! Dziewczę pierwszy raz na moniu siedzi, a dosiad idealny, którego nie powstydziłby się wytrawny jeździec!



Aniela podczas pokazu skoków na Ordonce



W następnym kadrze było hoppa!!!!



Dzieci nie tylko jeździły konno. Zostały również przeszkolone w czyszczeniu i siodłaniu.



Pani Małgosia Wąsowska - nauczycielka języka rosyjskiego ze szkoły podstawowej w Trzebuczy już od dłuższego czasu usiłowała zorganizować wycieczkę rowerową klasy piątej i szóstej do naszej stadniny. Niestety warunki pogodowe ciągle były niesprzyjające. Wycieczkę udało się sfinalizować dopiero we wtorek 5 października. Dzień był słoneczny, ale chłodny i wietrzny tak, że o mało nam głów nie podrywało, a konie jeszcze chwila, a przemieniłyby się w pegazy i odfrunęły gdzieś na karty bajek, legend i mitów...

Dzieciakom jeździectwo bardzo przypadło do gustu, szczególnie po pokazie Anieli na Ordonce w szybkim galopie i w skokach przez przeszkody.

Było więc najpierw wspólne czyszczenie i siodłanie w boksach, w myśl dewizy jaka nam przyświeca, że "koniki to nie tylko jeżdżenie na nich, ale i praca, kontakt z nimi poza siodłem i poznanie".

Organizatorka rajdu rowerowego pani Małgosia okazała się osobą bardzo kontaktową, a przede wszystkim pasjonatką i to nie tylko swojego zawodu, ale i podróżnictwa. ma na swoim koncie wiele ciekawych wypraw, ostatnia na Syberię...Z niecierpliwością oczekuję opowieści o tej i innych wyprawach, które pani Małgosia mi obiecała!

Podczas pieczenia kiełbasek przy ognisku, które ze względu na wiatr było "mini ogniskiem" ( przy okazji chciałabym pochwalić niektóre dzieci, że tak dzielnie dawały sobie radę pałaszować kiełbaski bez użycia noży, widelców i papierowych tacek, ha, ha, ha!!!) starałam się porozmawiać z milusińskimi na temat roli pasji w życiu człowieka i zaprezentować swoje książki. Zebrani byli jednak tak zaabsorbowani ogniskiem i otaczającą ich przyrodą, że nie bardzo mi się to udało. Ze strony pani Małgosi dostałam jednak zapewnienie, że porozmawia z panią dyrektor szkoły i postara się zorganizować spotkanie ze mną, z moimi książkami i z "pasją" w Trzebuczy. Trzymam za słowo i do zobaczenia!

wtorek, 5 października 2010

Ordyniec - Ordi zwany również Torpa( od torpeda)



Ordi jako bystre źrebię



Marta Wa-wa na Ordyńcu na drugim planie ( mały, gniady )



Aniela podczas udowodniania Ordyńcowi, że jej polar nie atakuje, ha, ha, ha!



Tomek na Ordim - szkolonko, bo młody za bardzo podskakiwał, a wszystko to w zachodzącym słońcu...

Ordyniec ( Minneapolis – Ordonka po Ordynek) – wałach maści gniadej ur. 19.01.2007. Koń o orientalnej urodzie, przyjazny, łagodny. Jego półbrat, naszej hodowli – Ossama uzyskał dla swoich właścicieli brązową odznakę PZJ w ujeżdżeniu, jest również ogierem uznanym do hodowli w koniach małych. Pełen brat Ormuż z powodzeniem startuje w amatorskich zawodach w ujezdzeniu pod swoim właścicielem z Sokołowa Podlaskiego. W rodowodzie Ordyńca min. niepokonany na torze wyścigowym Europejczyk oo i historyczny El Paso sprzedany do USA za milion dolarów.

Ordi jest niewysoki, o zawadiackim spojrzeniu, energiczny i jak to u nas na wsi mówią "bystry". Niosąc w swoich żyłach krew arabską zdradza chęci do płoszenia się. Podczas zajeżdżania używaliśmy wielu tzw. "odczulaczy", które mają na celu oswojenie konia z "okropnym wilkiem czającym się za każdym kamieniem i w każdym krzaku". Ordyniec w końcu zrozumiał, że plastikowy worek po nawozach czy czerwony polar Anieli nie chcą go wcale atakować. Nie przeszkadza mu jednak czyhać na sytuację, w której może zawsze"powiedzieć" - no kurczę, przestraszyłem się! - i wyrwać cwałem z miejsca, co potrafi czynić śpiewająco.

Torpa w związku z tym potrzebuje uważnego, skoncentrowanego jeźdźca doświadczonego w kontaktach z końmi.

Ordyniec uczony skoków na lonży chętnie skacze luzem i kiedy pędzi, a na jego drodze jest jakaś przeszkoda skacze przez nią, kiedy to w przeciwieństwie do niego większość koni ją omija.

poniedziałek, 4 października 2010

Potop vel Poti libo Potopinder



Poti - źrebię



Potop na aukcji 2009



Na pierwszym planie Potop pod Martą z Mińska



Aniela z Potopem - praca na lonży

Potop (Minneapolis – Pizadora po Vis Versa) wałach o maści siwej ur. 11.05.2006. Bardzo typowy, prawidłowy, o ładnym ruchu. . W rodowodzie min. Vis Versa, ojciec wielu zwycięzców z Czempionatów Koni Małopolskich w Białce, Hippies – wybitny ogier sportowy w WKKW i w skokach, ojciec min ogiera Hutor znanego wierzchowca Bogusława Owczarka.
Potop jest koniem o łagodnym usposobieniu i bardzo dobrym charakterze. Bez większych problemów w te wakacje przyjął siodło i jeźdżca. Poti jest kumplem z boksu obok niejakiego Ordyńca, o którym w następnym poście. Ten elegancki konik jest ulubieńcem Tomka, który widzi w nim talent skoczka. Oczami wyobraźni widzę go w posiadaniu młodej zapalonej do jeździectwa dziewczyny...

sobota, 2 października 2010

Pilot ( pseudo Beczka albo Piło)


Pilot prezentuje się pięknie podczas pokazów - pod Martą,która występuje w roli George Sand

Pod Anielą w zawodach w skokach

Prezentowany na aukcji


Jeszcze raz na aukcji z Anielą

Pilot (Minneapolis – Parantela po Kardynał) – wałach maści gniadej ur. 14.03.2004. Koń urodziwy, o świetnym stępie, uzdolniony skokowo, rodowód dahomański, wśród przodków min Etat ( Dahoman X) zakupiony do SK Topolczanki na ogiera czołowego, Hippies – wybitny ogier sportowy w WKKW i w skokach, ojciec min ogiera Hutor znanego wierzchowca Bogusława Owczarka.

Pilot jest koniem, do którego po Posyłce i Ordonce jestem chyba najbardziej przywiązana. Mój mąż żartuje, że to mój "synek". Pilot jest chyba skazany na pozostanie w naszej stadninie, bo mimo zdolności skokowych i urody kupcy zawsze wybierają innego konia po przyjeździe do nas.

Pilot został zakwalifikowany przez kierowniczkę WZHK na kwalifikację do zakładu treningowego w Bogusławicach dwa lata temu. Mimo przychylnych opinii na temat jego skoków,(że wspomnę tu słowa przyjaciela ze stada mojego męża Darka Sulowskiego, świetnego wkkwisty "Niezła maszyna, super skacze") i najlepszego stępa z całej stawki ogier nie przeszedł oceny płytowej, bo "jedna nóżka bardziej" i inne tam duperele... W związku z tym Pilot został wykastrowany, no i jest wałachem, chociaż z charakterem ogiera, bo w stadzie chce dominować i "niszczy" młodsze wałachy. Jak już wspomniała przy okazji Pankiego, Pilot nie chodzi w związku z tym ze stadem tylko ze swoim kumplem Pankracym, na oddzielnym wybiegu.

Beczka bardzo dobrze sprawdza się w terenie, skacze najlepiej z naszych koni ( w zeszłym roku Aniela wygrała na nim konkurs skoków przy okazji IV Aukcji Koni Małopolskich i zdobyła Puchar Fundacji Eos).

piątek, 1 października 2010

Pankracy ( ksywa Panki)



Marta Wa-wa na bohaterze posta



Tomek prezentuje Pankiego na aukcji



Pankracy podczas zimowego rajdu do Polkowa pod Maćkiem

W kolejnych postach postaram się przybliżyć sylwetki naszych koni sprzedażnych i nie tylko podać fakty dotyczące pochodzenia i pokroju, ale także przytoczyć ciekawostki z nimi związane.

Jako pierwszy - PANKRACY

Pankracy ( Minneapolis – Pizadora po Vis Versa) wałach maści siwej ur. 12.05.2006. Bardzo spokojny i łatwy w obsłudze. W rodowodzie min. Vis Versa, ojciec wielu zwycięzców z Czempionatów Koni Małopolskich w Białce, Hippies - wybitny ogier sportowy w WKKW i w skokach, ojciec min ogiera Hutor znanego wierzchowca Bogusława Owczarka.

Panki urodził się skarogniady i już od początku był łagodny i chętny do kontaktu z człowiekiem. Bez problemu dał sobie założyć pierwszy - błękitny (! no śliczny!) kantarek. Był najmłodszy z czwórki źrebiąt tego rocznika, równolatek Prymki (Minneapolis - Parantela), Ostrokoła ( Minneapolis - Ordonka) oraz Piaczency (Minneapolis - Posyłka). Ten rocznik był "wybitnie siwy", bo tylko Ostrokół był maści gniadej, pozostałe źrebięta urodziły się gniade - jak Prymka i skarogniade jak właśnie Pankracy i Piaczenca, ale potem zaczęły dostawać siwych włosów na całym ciele co świadczy o tym, że ich docelowa maść będzie siwa.

Aniela i Ada twierdziły, że dzięki imieniu, które dostał zawsze w ich oczach Pankracy był "intelektualistą w okularkach i garniturku". Może właśnie dzięki temu wyobrażeniu Panki był inteligentny i rozumny. Już jako roczniak, kiedy zranił sobie poważnie tylną pęcinę "bez dyskusji dawał sobie opatrywać ranę i zmieniać opatrunki. Co ciekawsze, to to, że zabiegi wykonywały dziewczynki z obozu jeździeckiego, a Pankracy ze spokojem znosił pryskania, przemywania i owijania!

Od roku, z konieczności stał się "kumplem z boksu obok" dla Pilota. Połączenie Pilota ze stadem nie udało się ze względu na jego dominujący charakter i agresję w stosunku do młodszych wałachów. Obawialiśmy się, że Pilot może im zrobić krzywdę. Wobec tego chodzi on osobno na pastwisku, ale żeby nie czuł się samotny dostał kumpla, właśnie Pankracego. Teraz wałachy są bardzo zaprzyjaźnione.

W te wakacje Panki dużo chodził pod Martą Wa-wą, która jest niebywale cierpliwa i udało się jej wprowadzić wałacha na wędzidło i dojść z nim do pełnej harmonii co jest bardzo przyjemne dla oka i miłe dla mojego serca.
Niestety Pankracy nie przejawia talentu skokowego co w pełni odziedziczył po Pizadorce. Ujeżdżeniowa natomiast jak najbardziej tak! Miękki, posuwisty ruch z łopatki.

środa, 29 września 2010

Dzik jest dziki, dzik jest zły...





Tytuł postu to fragment dziecięcego wierszyka "Dzik" Jana Brzechwy i rzeczywiście dzik jest baaardzo zły, a świadczy o tym stan naszego pastwiska po jego nocnym żerowaniu, Na pewno nie był to jeden zły dzik, tylko całe stado baaardzo złych dzików, które"do bólu" zryły nasze łąki...A już tak się cieszyłam że w przyszłym roku dobrze zaplonują, bo pielęgnacja i nawożenie odpowiednie...ach!

Dziki zwiedziały się, że pod darnią naszej łąki jest mnóstwo smakowitych pędraków rozmaitych chrabąszczy. Co noc przychodzą i ryją, i ryją!!!
Próbowałam reperować darń, a wyglądało to jak układanie ogromnych puzzli. Nawet mi się to nieźle udawało, ale okazało się to bezskuteczne, bo godziny na to przeznaczone poszły na marne, a dziki ryły dalej!

Któregoś dnia Tomek wpadł na pomysł, aby rozciągnąć na łące ogromną, niebieską płachtę, która przykrywała stertę. Na razie jest to skuteczne, dziki nie przychodzą.

Miałam pomysł, aby wystąpić do koła łowieckiego o odszkodowanie, ale sąsiedzi odradzili mi, bo to tylko strata czasu, kupa zachodu i wypełniania papierów, a potem będzie 43 zł odszkodowania, albo 37, 50 czy coś w tym stylu.

Tomek jest na szczęście dobrej myśli i powiedział, że przejedzie po łące bronami, no i że to pomoże, no cóż trzeba na to liczyć i wierzyć, że niedługo będzie mróz i dziki zmrożonej ziemi nie dostaną!!!

Powyżej kilka ilustracji z bytności dzików na naszej łące.

niedziela, 26 września 2010

Rajd do „Chaty za wsią”



Ewcia z Mińska fotografowała rajd z końskiego grzbietu



Złota droga



Wjazd przez bramę do "Chaty za wsią"



Nasze konie miały super wyżerkę, Marek nie skosił trawnika!



Nasze konie przed karczmą



Nasze konie przed domem gospodarzy



Wiola częstowała samymi smakołykami!

Pogoda na rajd była wymarzona. Słoneczko zza chmur, nie za gorąco, lekki wiaterek. Piękna złota, polska jesień rozpoczęła się!

Niestety nie odbyłam rajdu na końskim grzbiecie. Przyszło mi pilotować konie przy przejściach przez szosy. Niemniej jednak miałam wielka przyjemność również z podróżowania samochodem, bo za oknem krajobraz przecudny. W pewnym momencie jadąc aleja wysadzaną jesionami czułam się jak w złotym tunelu tak niesamowicie przebarwiły się liście tych drzew, że w słońcu stawały się złote!! Fotografie w pełni nie oddają, tego co widziałam, ale zamieszczam jedno zdjęcie „złotej drogi”.

Podróż odbyła się bez problemów, oprócz jednego drobnego wydarzenia, czyli zsunięcia się z konia Karoliny, ale na nogi, to się nie liczy, ha, ha, ha!
Wiola przyjęła nas jak zwykle królewską ucztą. Był barszczyk czerwony z pasztecikami, babka ziemniaczana z sosem grzybowym, papryka faszerowana (coś wspaniałego), a na deser serniczek, kawka, herbatka, a dla pełnoletnich, nie prowadzących samochodu – naleweczka Wioli i Marka produkcji!

Ci, którzy byli pierwszy raz w „Chacie za wsią” zachwycili się tym miejscem i gościnnością gospodarzy.

W powrotnej drodze musiałam wziąć Cinkę do samochodu, bo „spuchła” i nie mogła już dalej biec za końmi. Weteranka - Żółta bez problemu pokonała trasę i to bardzo chętnie szczególnie z powrotem, bo Marek palił ognisko, a do ognia wpadło z drzew kilka kasztanów i co chwila pękały z hukiem. Kto zna Żółtą, ten wie jak panicznie boi się wystrzałów – grzała do domu, aż ziemia dudniła!