wtorek, 16 listopada 2010
Niedzielna przejażdżka w teren
Zapowiadało się koszmarnie. Poprzednie dwa dni były jedną wielką strugą deszczu z nieba. Ziemia nie chłonęła już wody, wszędzie stały kałuże i płynęły "okresowe strumienie", pastwisko zrobiło się jednym wielkim bagnem i na dodatek przez te dwa kolejne dni przychodziły dziki i kontynuowały swoją destrukcyjną działalność na naszych łąkach. Stały się tak bezczelne, że dokonały rozbudowy darni tuż koło domu!
Niedziela wstała smutna i szara, ale jak się trochę przebudziła, to wyszło słońce, a potem to już tropik - 15 stopni!
Na jazdę przyjechała Marta z Grębkowa i Basia. Po drodze nie mogłyśmy oprzeć się wrażeniu, że to nie listopad tylko wiosna, gdzieś tak połowa kwietnia, a ta woda, to po śnieżnych roztopach!
Było wspaniale i odprężająco. Dawno już nie dosiadałam Ordonki i odczuwałam radość z obcowania z moją wierzchówką. Dziewczyny też były zadowolone, mimo to że Marta jak zwykle musiała walczyć z Pizadorą, bo ta wyrywała się do przodu, a Basia na początku pełna obaw co do Ognistej, która była niespokojna na Hubertusie, po paru minutach rozluźniła się, a po powrocie do stajni powiedziała, że Ognista jest kochana!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz