Kura należy do najbardziej dzikich istot jakie znałam. Na widok człowieka uciekała z przeraźliwym gdakaniem "gdzie pieprz rośnie". Olałam ją totalnie. A niech sobie żyje i robi co chce - pomyślałam. Udawałam również, że nie widzę jej super kryjówki koło skrzyni z owsem, gdzie zrobiła sobie gniazdo i wysiadywała jajka.
Wykluło się 8 piskląt i obozowe dzieciaki przeniosły świeżo upieczona matkę z dziećmi do kurnika.
Rezultat tych zabiegów jest taki, że kurczaki chodzą dosłownie dzieciom po głowach, a kura daje się brać na ręce. Obozowicze zbudowali prowizoryczny wybieg dla kurcząt i pilnują ich tam, aby ruchliwa matka nie wyprowadzała ich Bóg wie gdzie. Rezultat jej wodzenia maluchów był ostatnio makabryczny, bo wprowadziła je do boksu ogierów i jedno z piskląt zostało rozdeptane.
Daśka wyniosła je dla Bąbelka - zaprzyjaźnionego jastrzębie, który mieszka gdzieś tam na górnych łąkach. Drugi kurczak miał zdeptaną nóżkę. Dasia doglądała go przez kilka dni i w końcu doszedł do siebie i śmiga z innymi na równi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz