Zamieszczam jeszcze kilka fotek z jazd konnych w śniegu, bo jest pięknie, pieknie, pięknieeeee!!!!
niedziela, 20 lutego 2011
piątek, 18 lutego 2011
Padok w śniegu
Na szczęście mróz nastał i błotniste pastwisko ściął na kość, potem śnieg je przykrył i jazdy bez problemu tam prowadzić mogę.
Panny wielce tym zachwycone rumaków swych dosiadły i po padoku podróżować poczęły. Łucja galopu w pełnym siadzie nareszcie na Posyłce doznała, a Marta i Mania zebrania koni dokonały, czego jednak na zdjęciach uwiecznić nie zdołałam, bo palce mi zamarzały i ruszać nimi nie mogłam.
wtorek, 15 lutego 2011
Obóz przetrwania w trakcie
Na obozie są cztery panny, Tomeczek i dwóch kolegów dochodzących z leśnogóry. Jest bardzo zimno, ale również bardzo wesoło.
Apropos mniej wesoło, to wczoraj Marta od razu po przyjeździe glebnęła z Pankim w galopie, na zakręcie. Myślałam, że jasny grom mnie z nieba trafi ze złości. Dlaczego akurat Marta!!! Teraz smarujemy jej plecki i bardzo się z nią cackamy...
Dzisiaj z kolei podczas pokonywania jakiegoś zlodowaciałego cieku wodnego Pilot nie wytrzymał i skopał Ordonkę, na której akurat siedziałam. Mi nic, ale Ordonka ma zerwany kasztan z tylnej nogi. Pojechałyśmy od razu do sklepu, kupiłam wodę utlenioną i polałam jej krwawiącą ranę. Współczuję jej, to jak zerwanie paznokcia... brrrrr!
W domu jeszcze popsikałam Alusprayem i z głowy, mam nadzieję, że nic jej nie będzie, na razie nie kuleje.
Poza tym dogadzamy sobie w domu słodyczami, jest węgiel, więc w chałupie cieplutko, w krótkim rękawku teraz siedzę.
Treningi z klękaniem Pankiego przerwane, bo za zimno i pannom w domu siedzieć kazałam. W czwartek Ola jedzie w góry, a w piątek jako zmiana przyjeżdża Basia. Pozdrawiamy Basię!!!! Czekamy na Basię!!!
sobota, 12 lutego 2011
Zaczął się obóz jeździecki!
Zawieja
Szprota i Afrodyta

Znowu zawieja
Zadowolony zaprzęg "dwuludzki"
Mania na obóz przyjechała z królikiem i nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby królik nie nazywał się Afrodyta i nie przyjaźnił się z kotami. Otóż królik nazywa się Afrodyta i gustuje w przyjaźniach z kotami!!! Szprota i Sardyna są w szoku absolutnym!
Dzisiaj była taka śnieżyca, że z okna nie było widać nic w promieniu paru metrów, istny koniec świata. Bezpośrednio po tym ataku zimy postanowiłam wykorzystać Łucję i Manię w postaci "ludzkiego zaprzęgu". Panny pociągnęły sanki puste najpierw do sklepu, a potem załadowane po brzegi ze sklepu. Jak widać na zdjęciu są całkiem zadowolone.
Dziewczyny z miejsca wzięły się do roboty i posiłkując się artykułami z KP pióra Blanki Satory zaczęły szkolić Pankiego. 1 lekcje - kłanianie się!!!
Życzę im powodzenia!
Teraz ostro robią Potopowi koreczki, bo to koń sportowy. A więc aktywność pełną gębą, oby tak dalej...
środa, 9 lutego 2011
Polopiryna
A na świecie wiosna!!!
Polcia ze źrebakiem po "grubasie"
Polopiryna to pierwsze dziecko Posyłki urodzone u nas w 2002 roku. Mimo, że po arabie - siwym Enzo jest wysoka, bo w kłębie ma ok 168 cm, czyli jest wyższa od matki. Polopiryna zwana przez nas Polcią jest gniada i u swojego nowego właściciela urodziła już kilka źrebiąt. Sprzedaliśmy ją ludziom, którzy zamierzali prowadzić agroturystykę. Niestety właściciel zamrł i Polcia przeszła w inne ręce, niedaleko nas do wsi o podobnej nazwie do naszej - Żebrówka. Obecny właściciel jest osoba bardzo zapracowaną i właściwie nie bywa w domu. Końmi opiekuje się jego starszy już wiekiem ojciec. Niestety, ponieważ są olbrzymie problemy ze sprzedażą koni szlachetnych Polopirynę po kilkukrotnym mariażu z Harpunem ( ojcem naszych ostatnich źrebiąt)zaczęto kryć, ku mojej rozpaczy, ogierami zimnokrwistymi. Właściciele sprzedają jej obecne źrebięta na mięso!
Polopiryna jest do sprzedania jak również jej gniada 3-letnia córka po Harpunie. Polopiryna ma wadę przedniej kończyny spowodowana wypadkiem, i nie chodzi pod siodłem, jej córka ma trochę zniekształconą tylna nogę również spowodowaną wypadkiem.
Choć sprawiło mi przyjemność ujrzenie Polci,to smutkiem napawa mnie jej niepełne wykorzystanie i los klaczy produkującej źrebięta na rzeź...
A na świecie wiosna!
sobota, 29 stycznia 2011
Kiedy chandra cię dopada
Nieraz, kiedy dzień krótki, a na dworze wiatr, zimnisko i błoto pod warstwą śniegu, dopada cię człowieku chandra i wściekły jesteś na cały świat, nic ci się nie chce, nic ci się nie udaje i w ogóle po prostu wszystko jest do kitu.
Ja na takie chwile mam sposób. Wychodzę z domu i staram się zauważyć w otaczającym mnie świecie jakiś piękny szczegół, porażająco cudowny drobiazg. Wtedy robię zdjęcie i wstawiam na bloga żeby podzielić się tą idealną, ulotną chwilą radości. Taki mam właśnie sposób na złe samopoczucie ostatnimi czasy.
Troszkę mnie właśnie smutność ostatnio ogarnęła i sfotografowałam sople zwisające z dachu dużej stajni. Co prawda od razu sąsiad mnie zdołował i zwrócił uwagę na to, że sople są tylko w jednej części dachu - tam gdzie wewnątrz nie ma stropu, no więc ze stajni wilgoć idzie do góry, paruje, ogrzewa dach i stąd te sople. Co za tym idzie krokwie wilgotnieją, szybko spróchnieją i dach w tym miejscu szlag trafi...
Sople są jednak piękne i nie będę się na razie przejmować stanem konstrukcji dachowej bo oszaleję!!!
A wy kochani, jaki macie sposób na zimową chandrę???
środa, 19 stycznia 2011
Biała dróżka
Widok na naszą "białą dróżkę" w stronę Leśnogóry
Widok naszej "białej dróżki" w stronę naszego domu
Ostatnio czytałam w pewnej książce o białych drogach Majów, które prowadziły do ich świątyń. Historia, którą poznałam dotyczyła dzielnej, młodej azteckiej dziewczyny, która szukała własnej tożsamości. Wychowywała się na wyspie poławiaczy pereł i obca jej była kultura Majów, a szczególnie te białe drogi, które w pewnym momencie stały się jej drogami.
Nie chcę broń boże sugerować analogii, bo nasza "biała dróżka", która jest w tytule posta nie prowadzi do miejsca kultu, tylko do naszego domu i niedługo zniknie, bo jest z lodu. Powstała ona z udeptanego przez nas i sąsiadów śniegu, którzy wędrujemy codziennie tą dróżką przez łąki i jest ona swojego rodzaju fenomenem, bo mimo dodatniej temperatury, która utrzymuje się już od dłuższego czasy prawie wcale nie stopniała i wygląda zjawiskowo na tle bagnistej łąki.
Dzieci chadzają tą dróżką i ich buty są czyściutkie i suchutkie. Mam natomiast w stosunku do "białej dróżki" podobnie jak Tonina - bohaterka powieści mieszane uczucia. Biała droga co prawda wygodną, ale dziwną i obcą dla kobiety z powieści się jawiła, dla mnie nasza biała dróżka natomiast dziwną i zjawiskową, ale do złamania moich starych kończyn mogącą doprowadzić się jawi, ha, ha, ha!
Subskrybuj:
Posty (Atom)