Mówiąc szczerze, to najbardziej lubię proste życzenia, a więc życzę wszystkim:
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)))))))
a poniżej link do najważniejszych wydarzeń z mojego i Konika Polnego życia w roku 2013 :
https://www.facebook.com/yearinreview/ewa.szadyn
A zima już się powoli zaczyna ...
wtorek, 31 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Czarownica Ewka i Czarowniczęta :)
Uwielbiam Święta, bo wtedy w domu są wszystkie moje dzieci i nie ważne co i kiedy jemy i jakie były prezenty, ważne jest to, że narodziny Jezusa to cudowna sposobność do bycia razem :)
Najważniejsze jest to, że widzę.miłość między moimi dziećmi i mam tą pewność, że już teraz, a również w przyszłości będą mogły na siebie liczyć.
Któregoś wieczora poprosiłam Adę, Anielę, Olę i Tomeczka żeby mnie narysowali oczywiście jakoś śmiesznie i karykaturalnie, ale żeby była to ich wizja mamy :)
Rysunki są kapitalne.
Tomek przedstawił mnie jako kobitkę z miotłą i"dymkiem", która mówi "Jestem Czarownica Ewka" w otoczeniu wszystkich naszych pięciu psów i daję głowę, że każdy kto zna nasze psy od razu odgadnie który jest który, bo Tomek kapitalnie je zobrazował.
Ola przedstawiła mamę w jej nieodłącznej czapce z daszkiem, jako "kobietę-orkiestrę" dzierżącą w jednej dłoni młotek i gwoździe, a w drugiej biały sznurek, no bo właśnie zamierza naprawić popsute ogrodzenie, ale jednoczesnie myśli już o stu innych rzeczach i tu "dymki z głowy" :1.jest piękna pogoda, 2.urządzam zawody, 3.chłonę energię z wielkiego dębu, 4. muszę pisać na blogu, 5. jestem Czarownica Ewka, 6. moje konie, 7. moja Ola ( to specjalnie żeby podrażnić się z rodzeństwem :P)
Aniela widzi mnie jako chudą, rumianą babę o wielkiej sile, pogodzie ducha z wiadrem w dłoni trzymanym jak lekka torebeczka otoczoną naszymi psami -pęknąć można ze śmiechu tak utrafiła z ich wizerunkiem oraz z Suszi na ramieniu ( co stanowi atrybut czarownicy :P)
Ada uchwyciła natomiast moją ostatnią fazę z wielkimi drzewami i ich energią, gdzie jedną ręką dotykam dębu,a drugą dzierżę miotłę w ręku i z radością wielką namalowaną na obliczu LEWITUJĘ :P
Wszystkie rysunki wisząjuż umnie w pokoju na ścianie i w niedługim czasie doczekają się antyram :)
KOCHAM MOJE DZIECIAKI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od góry twórczość Ady, Tomka, Anieli,Oli
Najważniejsze jest to, że widzę.miłość między moimi dziećmi i mam tą pewność, że już teraz, a również w przyszłości będą mogły na siebie liczyć.
Któregoś wieczora poprosiłam Adę, Anielę, Olę i Tomeczka żeby mnie narysowali oczywiście jakoś śmiesznie i karykaturalnie, ale żeby była to ich wizja mamy :)
Rysunki są kapitalne.
Tomek przedstawił mnie jako kobitkę z miotłą i"dymkiem", która mówi "Jestem Czarownica Ewka" w otoczeniu wszystkich naszych pięciu psów i daję głowę, że każdy kto zna nasze psy od razu odgadnie który jest który, bo Tomek kapitalnie je zobrazował.
Ola przedstawiła mamę w jej nieodłącznej czapce z daszkiem, jako "kobietę-orkiestrę" dzierżącą w jednej dłoni młotek i gwoździe, a w drugiej biały sznurek, no bo właśnie zamierza naprawić popsute ogrodzenie, ale jednoczesnie myśli już o stu innych rzeczach i tu "dymki z głowy" :1.jest piękna pogoda, 2.urządzam zawody, 3.chłonę energię z wielkiego dębu, 4. muszę pisać na blogu, 5. jestem Czarownica Ewka, 6. moje konie, 7. moja Ola ( to specjalnie żeby podrażnić się z rodzeństwem :P)
Aniela widzi mnie jako chudą, rumianą babę o wielkiej sile, pogodzie ducha z wiadrem w dłoni trzymanym jak lekka torebeczka otoczoną naszymi psami -pęknąć można ze śmiechu tak utrafiła z ich wizerunkiem oraz z Suszi na ramieniu ( co stanowi atrybut czarownicy :P)
Ada uchwyciła natomiast moją ostatnią fazę z wielkimi drzewami i ich energią, gdzie jedną ręką dotykam dębu,a drugą dzierżę miotłę w ręku i z radością wielką namalowaną na obliczu LEWITUJĘ :P
Wszystkie rysunki wisząjuż umnie w pokoju na ścianie i w niedługim czasie doczekają się antyram :)
KOCHAM MOJE DZIECIAKI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od góry twórczość Ady, Tomka, Anieli,Oli
wtorek, 17 grudnia 2013
Spotkanie po 30 latach :)
- To pani Marlena z PAN w Popielnie, a to pani Ewa - przedstawił nas sobie dyrektor PZHK - przed nami droga do Poznania na Cavaliadę, będziemy jechać jednym samochodem. Dobrze jest więc wcześniej się poznać - dodał.
Marlena wydawała się być sympatyczna. Chwyciła torbę z moimi książkami ofiarowując się z pomocą i pomknęła do windy.
Na dole jeszcze przed wejściem do samochodu coś mnie tknęło i zapytałam:
- A jaką uczelnię pani kończyła i w którym roku ?
- SGGW w 1986 - odpowiedziała Marlena.
Zerknęłam na nią ponownie i zapytałam:
- A w Brwinowie na praktykach w chlewni pani była ?
Teraz swoimi pięknymi, wielkimi oczami Marlena spojrzała na mnie uważnie i w krzyk:
- Ewka!!!!! To ty ? Wszelki duch Pana Boga chwali !
No i gadałyśmy jak najęte całą drogę do Poznania, co w ciągu tych 30 latek, w których nico sobie nie widziałyśmy się działo, a dyrektor w szoku tylko się uśmiechał od czasu do czasu i z rzadka udało się mu coś wtrącić, bo my trajkotałyśmy jak przekupki na bazarze :p
Praktyki były pamiętne. W Brwinowie SGGW miało gospodarstwo rolne i mieścił się nasz rodzimy wydział zootechniczny. Cudowne miejsce, piękny park ze starodrzewem, pałac...Teraz zootechnika jest oczywiście na Ursynowie, a Brwinów pozostaje tylko już w naszych wspomnieniach...
Wracając do praktyk. Trwały one miesiąc i mieliśmy wybór: chlewnia labo pole ! Większość odstraszał smród świniarni, ale Marlena, Marcin i ja jako zagorzali hodowcy zgłosiliśmy się właśnie do obsługi świń.
Wygraliśmy na tym podwójnie, bo przede wszystkim doceniliśmy świnie.Nawet sobie nie wyobrażacie jakie to mądre i czyste stworzenia !!! Nie mam pojęcia skąd wzięło się powiedzenie "brudny jak świnie"...ale otym kiedy indziej, bo zbaczam z tematu.
Drugim pozytywem pracy z trzodą była możliwość dyżurowania w soboty i niedziele, za to można było sobie odebrać podwójne wolne dni, tak więc praktyki skończyliśmy po 2 tygodniach :)
Właściwie wygraliśmy potrójnie,bo reszta harowała przy burakach, czy ziemniakach, czy szuflowaniu zboża, już nie pamiętam. Po kilku dniach wszyscy się chcieli z nami zamieniać, ale my już fuchy nie oddaliśmy :)
Na Cavaliadzie Marlena była przebrana za Żonę Mikołaja, a drugiego dnia za Walentynkę, bo jak mówi:
- Trzeba ciągle ludziom przypominać, jak ważna jest miłość wżyciu :)
W przerwie dobrej roboty w świniarni jak zwykle się zgrywaliśmy. Boże, ja się bez przerwy chichrałam :)
Z Marlenką - Walentynką przed stoiskiem PZHK :)
Marlena - Żona Świętego Mikołaja :)))
Marlena wydawała się być sympatyczna. Chwyciła torbę z moimi książkami ofiarowując się z pomocą i pomknęła do windy.
Na dole jeszcze przed wejściem do samochodu coś mnie tknęło i zapytałam:
- A jaką uczelnię pani kończyła i w którym roku ?
- SGGW w 1986 - odpowiedziała Marlena.
Zerknęłam na nią ponownie i zapytałam:
- A w Brwinowie na praktykach w chlewni pani była ?
Teraz swoimi pięknymi, wielkimi oczami Marlena spojrzała na mnie uważnie i w krzyk:
- Ewka!!!!! To ty ? Wszelki duch Pana Boga chwali !
No i gadałyśmy jak najęte całą drogę do Poznania, co w ciągu tych 30 latek, w których nico sobie nie widziałyśmy się działo, a dyrektor w szoku tylko się uśmiechał od czasu do czasu i z rzadka udało się mu coś wtrącić, bo my trajkotałyśmy jak przekupki na bazarze :p
Praktyki były pamiętne. W Brwinowie SGGW miało gospodarstwo rolne i mieścił się nasz rodzimy wydział zootechniczny. Cudowne miejsce, piękny park ze starodrzewem, pałac...Teraz zootechnika jest oczywiście na Ursynowie, a Brwinów pozostaje tylko już w naszych wspomnieniach...
Wracając do praktyk. Trwały one miesiąc i mieliśmy wybór: chlewnia labo pole ! Większość odstraszał smród świniarni, ale Marlena, Marcin i ja jako zagorzali hodowcy zgłosiliśmy się właśnie do obsługi świń.
Wygraliśmy na tym podwójnie, bo przede wszystkim doceniliśmy świnie.Nawet sobie nie wyobrażacie jakie to mądre i czyste stworzenia !!! Nie mam pojęcia skąd wzięło się powiedzenie "brudny jak świnie"...ale otym kiedy indziej, bo zbaczam z tematu.
Drugim pozytywem pracy z trzodą była możliwość dyżurowania w soboty i niedziele, za to można było sobie odebrać podwójne wolne dni, tak więc praktyki skończyliśmy po 2 tygodniach :)
Właściwie wygraliśmy potrójnie,bo reszta harowała przy burakach, czy ziemniakach, czy szuflowaniu zboża, już nie pamiętam. Po kilku dniach wszyscy się chcieli z nami zamieniać, ale my już fuchy nie oddaliśmy :)
Na Cavaliadzie Marlena była przebrana za Żonę Mikołaja, a drugiego dnia za Walentynkę, bo jak mówi:
- Trzeba ciągle ludziom przypominać, jak ważna jest miłość wżyciu :)
W przerwie dobrej roboty w świniarni jak zwykle się zgrywaliśmy. Boże, ja się bez przerwy chichrałam :)
Z Marlenką - Walentynką przed stoiskiem PZHK :)
Marlena - Żona Świętego Mikołaja :)))
środa, 4 grudnia 2013
Widzę ! :))))
- Widzę! - Krzyknął nasz dwór w momencie gdy "trzecie magiczne oko" po środku czoła wmontowane mu zostało.
Strzelił świecącymi szybami swoich nowych oczu i milczał...Ciekawe co sobie myśli, czy mu się otoczenie podoba. Niestety jego najbliższa kumpela - "letnia łazienka" ostatnio nieco na wyglądzie ucierpiała, bo Pożoga oko jej podbiła :P
Stanęłam przed dworem i dumam. "Nic nie mówi, może się boi, że nasze chabety też szturchać go zaczną i jego nowe oczy na tym ucierpią ?" Tak, pewnie tak sobie myśli. Wycięłam więc hołubca i dalej palety nosić i okna balkonowe najbardziej narażone na kontakt z kopytnym zasłaniać. Myślę, że to tylko doraźne zabezpieczenie. Docelowo Dwór prądem ogrodzić trzeba, bo nasze koniska do nieprawdopodobnie szkódnych się zaliczają. Tylko co wtedy biedaczek sobie pomyśli, tacy gospodarze! Prądem mnie otaczają i wolności pozbawiają :(
Myślę, myślę...i chyba Czarownicę Ewkę o pomoc poproszę ! :) Już ona wyduma jak "bezstresowe bezpieczeństwo" naszemu Dworowi stworzyć :p
Widzę ! Krzyknął Dwór :)
A to jedna z wizji docelowego makijażu naszego Dworu :) Dzięki Pi Rogue :)
Strzelił świecącymi szybami swoich nowych oczu i milczał...Ciekawe co sobie myśli, czy mu się otoczenie podoba. Niestety jego najbliższa kumpela - "letnia łazienka" ostatnio nieco na wyglądzie ucierpiała, bo Pożoga oko jej podbiła :P
Stanęłam przed dworem i dumam. "Nic nie mówi, może się boi, że nasze chabety też szturchać go zaczną i jego nowe oczy na tym ucierpią ?" Tak, pewnie tak sobie myśli. Wycięłam więc hołubca i dalej palety nosić i okna balkonowe najbardziej narażone na kontakt z kopytnym zasłaniać. Myślę, że to tylko doraźne zabezpieczenie. Docelowo Dwór prądem ogrodzić trzeba, bo nasze koniska do nieprawdopodobnie szkódnych się zaliczają. Tylko co wtedy biedaczek sobie pomyśli, tacy gospodarze! Prądem mnie otaczają i wolności pozbawiają :(
Myślę, myślę...i chyba Czarownicę Ewkę o pomoc poproszę ! :) Już ona wyduma jak "bezstresowe bezpieczeństwo" naszemu Dworowi stworzyć :p
Widzę ! Krzyknął Dwór :)
A to jedna z wizji docelowego makijażu naszego Dworu :) Dzięki Pi Rogue :)
piątek, 29 listopada 2013
Oczy naszego Dworu :)
Dzisiaj nasz Dwór w Szadynowie miał dostać swoje oczy, ale niespodziewanie dostałam wczoraj telefon od producenta, że montaż rozpocznie się dzień wcześniej.Trochę już późno było, jak ekipa monterów dotarła na miejsce, a po godzinie dostarczyłam panom lampkę, bo ciemności nastały i wstawiać okien w takich warunkach się nie dało.
Może następna niecała godzinka minęła, a tu trach i światło zgasło. W naszych okolicach niestety często się to zdarza, bo drzew w okolicy kupa i podejrzewałam, że znowu wiatry szalone drzewo na trakcję elektryczną powaliły. Po chwili telefon od Tomeczka:
"Mamo przyjedź pomnie na trening, bo światła nie ma!"
Równocześnie z ekipą montażową ruszyłyśmy z Olą po Tomka. Niestety po ciemku okien montować się nie da, a i w piłkę nożną grać dość ciężko :P
Świece się w domu skończyły więc w powrotnej drodze w naszym wiejskim sklepiku kupić je zamierzaliśmy. Niestety świec nie było, ale za to wkłady do zniczy na składzie się znajdowały. Rad nie rad wzięłam kilka i przez jakieś jeszcze pół godziny przy zniczu przy kuchennym stole siedząc z dziećmi deliberowaliśmy :P
Na szczęście światło znów rozbłysło co zgniecenie owsa dla koni w gniotowniku mi umożliwiło :)
Dwór w Szadynowie pozostałe oczy na świętej Barbary dostanie, a wtedy przyjrzę mu się ukradkiem i może z jego miny wyczytam, czy z otoczenia zadowolony :)
Może następna niecała godzinka minęła, a tu trach i światło zgasło. W naszych okolicach niestety często się to zdarza, bo drzew w okolicy kupa i podejrzewałam, że znowu wiatry szalone drzewo na trakcję elektryczną powaliły. Po chwili telefon od Tomeczka:
"Mamo przyjedź pomnie na trening, bo światła nie ma!"
Równocześnie z ekipą montażową ruszyłyśmy z Olą po Tomka. Niestety po ciemku okien montować się nie da, a i w piłkę nożną grać dość ciężko :P
Świece się w domu skończyły więc w powrotnej drodze w naszym wiejskim sklepiku kupić je zamierzaliśmy. Niestety świec nie było, ale za to wkłady do zniczy na składzie się znajdowały. Rad nie rad wzięłam kilka i przez jakieś jeszcze pół godziny przy zniczu przy kuchennym stole siedząc z dziećmi deliberowaliśmy :P
Na szczęście światło znów rozbłysło co zgniecenie owsa dla koni w gniotowniku mi umożliwiło :)
Dwór w Szadynowie pozostałe oczy na świętej Barbary dostanie, a wtedy przyjrzę mu się ukradkiem i może z jego miny wyczytam, czy z otoczenia zadowolony :)
środa, 27 listopada 2013
II Halowy Turniej Piłki Nożnej, rocznik 2002, Dobre 2013 :)
W turnieju startowało VII drużyn, niektóre nawet z dość daleka :). Wygrała Miedzanka z Miedznej, II miejsce Węgrów, a III Sokołów Podlaski. Nasz Grębków miejsce VII.
Miłym akcentem osobistym był medal dla Tomka zatytułowany "Najlepszy Zawodnik". Syn strzelił 3 gole :)
Bardzo si cieszę, że chłopcy z Grębkowa dostali swoją szansę, ponieważ od wakacji trenuje ich pan Henryk Giers. To doświadczony trener, o wspaniałym podejściu do dzieci, wyjątkowej cierpliwości i wybitnej kulturze.
Jak zauważyłam, w stosunku do swoich zawodników używa techniki "marchewki" pochwał, co w przypadku Tomka sprawia się wspaniale. Ma w stosunku do chłopców podejście ojcowskie, pełne troski. Młodzi panowie patrzą w trenera jak w obraz i często słyszę w domu: " a Trener powiedział".
Między innymi Trenerowi zawdzięczamy stopniową poprawę Tomka w języku rosyjskim, bo :
"Trener powiedział, że może pojedziemy na Krym rozegrać mecz, a tam mówi się po rosyjsku" ... :))))
Tomek ( żółta koszulka) w akcji :)
Miłym akcentem osobistym był medal dla Tomka zatytułowany "Najlepszy Zawodnik". Syn strzelił 3 gole :)
Bardzo si cieszę, że chłopcy z Grębkowa dostali swoją szansę, ponieważ od wakacji trenuje ich pan Henryk Giers. To doświadczony trener, o wspaniałym podejściu do dzieci, wyjątkowej cierpliwości i wybitnej kulturze.
Jak zauważyłam, w stosunku do swoich zawodników używa techniki "marchewki" pochwał, co w przypadku Tomka sprawia się wspaniale. Ma w stosunku do chłopców podejście ojcowskie, pełne troski. Młodzi panowie patrzą w trenera jak w obraz i często słyszę w domu: " a Trener powiedział".
Między innymi Trenerowi zawdzięczamy stopniową poprawę Tomka w języku rosyjskim, bo :
"Trener powiedział, że może pojedziemy na Krym rozegrać mecz, a tam mówi się po rosyjsku" ... :))))
Tomek ( żółta koszulka) w akcji :)
niedziela, 17 listopada 2013
Z wizytą w Wilkowyjach ;)
Rodzina nasza z zagorzałością wielką śledzi serial "Ranczo", który mimo opisu "komediowy" zawiera mnóstwo ziaren prawdy, które zebrane do kupy całe zapole w stodole by na pełniły :)
Jeżdżąc po terenie i opisując źrebięta dotarłam również do wsi Jeruzal. Było to ładnych parę lat temu. Opisywałam wtedy źrebaczka u kościelnego z tegoż właśnie Jaruzala. Nie było tam jeszcze kręcone Ranczo, ale już wtedy zaintrygowała mnie nazwa "Jeruzal". zapytałam więc kościelnego o to skąd wzięła się nazwa, no bo przecież Jerozolima - Jeruzal skąd ta zbieżność ? Nie umiał odpowiedzieć..
Dopiero kiedy zajrzałam do internetu, w historii wsi między wierszami wyczytałam, że nazwa miała prawdopodobnie mieć charakter po prostu marketingowy, ponieważ jej znaczenie malało ze względu na sąsiedztwo innych dużych miejscowości takich jak Wodynie, Latowicz, Kuflew i Seroczyn...
W kilka lat później pan Tadzio - stary ogierzysta powiedział mi, że w Jeruzalu kręcą serial i ludzie nieźle się na nim obławiają :P
Dzieciaki już od dawna suszyły mi głowę żeby pojechać, jak to się wyraziły "na ławeczkę do Wilkowyj". Dzisiaj jest niedziela, wygospodarowałam więc trochę czasu i zrobiliśmy wyprawę na plan filmowy Rancza :)
Z domu pod sklep w Wilkowyjach czyli rzeczywistym Jeruzalu jest 30km, a więc nie tak daleko.
We wsi Kołacz wzięliśmy "na stopa" starszego pana, który podążał do kościółka na mszę, ale niestety nie mogłam go wziąć na spytki bo okazał się być głuchy jak pień.
Kupiliśmy w sklepie "U Krysi" Mamrota, którego chcieliśmy pokazywać jako trofeum wszystkim gościom odwiedzającym naszą stadninę, ale niestety mój mąż "porwał butelkę" i popędził pokazać ją kolegom...
Zrobiłam krótki wywiad u właściciela sklepu, który zeznał, że z tego co wie następna seria Rancza będzie kręcona na 40%. Dzieciaki zrobiły smutne miny i ja też :(
Potem zagadnęłam jakąś kobitkę, czy nie wie gdzie jest dom Solejuków. Okazało się, że jej mąż gra stale jako statysta w Ranczu. Pogadałam z nim chwilę dowiadując się, że Urząd Gminy jest w Latowiczu, a Knajpa U Japycza w Strachominie. Dzięki panu statyście mogliśmy zobaczyć na własne oczy siedzibę TV Wilkowyje, którą rozkręcił Czerepach i nowy dom Solejuków, ale nie powiem gdzie są, bo to domy prywatne :P
Dzieciaki były zadowolone z wycieczki. Zrobiliśmy kilka zdjęć.
Mamy jednak nadzieję, że dalsze odcinki będą kręcone i 9 sezon powstanie
. Powiedzmy sobie szczerze : "Ranczo, to takie nasze dobro narodowe" :P
Jeżdżąc po terenie i opisując źrebięta dotarłam również do wsi Jeruzal. Było to ładnych parę lat temu. Opisywałam wtedy źrebaczka u kościelnego z tegoż właśnie Jaruzala. Nie było tam jeszcze kręcone Ranczo, ale już wtedy zaintrygowała mnie nazwa "Jeruzal". zapytałam więc kościelnego o to skąd wzięła się nazwa, no bo przecież Jerozolima - Jeruzal skąd ta zbieżność ? Nie umiał odpowiedzieć..
Dopiero kiedy zajrzałam do internetu, w historii wsi między wierszami wyczytałam, że nazwa miała prawdopodobnie mieć charakter po prostu marketingowy, ponieważ jej znaczenie malało ze względu na sąsiedztwo innych dużych miejscowości takich jak Wodynie, Latowicz, Kuflew i Seroczyn...
W kilka lat później pan Tadzio - stary ogierzysta powiedział mi, że w Jeruzalu kręcą serial i ludzie nieźle się na nim obławiają :P
Dzieciaki już od dawna suszyły mi głowę żeby pojechać, jak to się wyraziły "na ławeczkę do Wilkowyj". Dzisiaj jest niedziela, wygospodarowałam więc trochę czasu i zrobiliśmy wyprawę na plan filmowy Rancza :)
Z domu pod sklep w Wilkowyjach czyli rzeczywistym Jeruzalu jest 30km, a więc nie tak daleko.
We wsi Kołacz wzięliśmy "na stopa" starszego pana, który podążał do kościółka na mszę, ale niestety nie mogłam go wziąć na spytki bo okazał się być głuchy jak pień.
Kupiliśmy w sklepie "U Krysi" Mamrota, którego chcieliśmy pokazywać jako trofeum wszystkim gościom odwiedzającym naszą stadninę, ale niestety mój mąż "porwał butelkę" i popędził pokazać ją kolegom...
Zrobiłam krótki wywiad u właściciela sklepu, który zeznał, że z tego co wie następna seria Rancza będzie kręcona na 40%. Dzieciaki zrobiły smutne miny i ja też :(
Potem zagadnęłam jakąś kobitkę, czy nie wie gdzie jest dom Solejuków. Okazało się, że jej mąż gra stale jako statysta w Ranczu. Pogadałam z nim chwilę dowiadując się, że Urząd Gminy jest w Latowiczu, a Knajpa U Japycza w Strachominie. Dzięki panu statyście mogliśmy zobaczyć na własne oczy siedzibę TV Wilkowyje, którą rozkręcił Czerepach i nowy dom Solejuków, ale nie powiem gdzie są, bo to domy prywatne :P
Dzieciaki były zadowolone z wycieczki. Zrobiliśmy kilka zdjęć.
Mamy jednak nadzieję, że dalsze odcinki będą kręcone i 9 sezon powstanie
. Powiedzmy sobie szczerze : "Ranczo, to takie nasze dobro narodowe" :P
Subskrybuj:
Posty (Atom)