niedziela, 8 maja 2011
Pożoga
Pożogę zajeździłyśmy w zeszłym roku i choć na początku Marta przez nią chodziła przez 10 dni, to właściwie nie ja za to winiłyśmy tylko siebie.
Pożoga była źrebięciem przypominającym swoją o rok starszą siostrę Piaczencą. Wkrótce okazało się jednak, że nie do końca, bo po pierwsze ma przepuklinę pępkową, a po drugie ogromny brzuch. Charakter miała oczywiście od początku wspaniały, czyli nie strachliwa, wręcz flegmatyczna z usposobienia, chętnie przebywająca z człowiekiem i bardzo inteligentna.
Dzięki swojej inteligencji natychmiast rozszyfrowała, że nieraz w taśmach na pastwisku nie ma prądu i wtedy dawała dyla pod taśmami na lepszą trawkę, lub rozrywała je z satysfakcją wypuszczając stado niejednokrotnie w szkodę.
Dwa lata temu dowiedzieliśmy się, że aby nie wypaść z programu dotacyjnego dla naszych koni musimy włączyć młodą klacz do stada. Jedyną młodą klaczą była wtedy Pożoga. Błyskawiczna decyzja i pani doktor Agnieszka Miłkowska w warunkach polowych zoperowała Pożodze przepuklinę i to z powodzeniem.
Na wiosnę 2010 roku Pożoga z mamą Posyłką odjechała do kawalera. Krycie było skuteczne i jak wszyscy widzą 18 marca urodziła Paradę.
Od kilku dni jeżdżę w tereny właśnie na Pożodze i oprócz niezadowolenia które od czasu do czasu wyraża potrząsaniem łba czuję się na niej jak na starym, bezpiecznym koniu. Nie płoszy się, wchodzi do wody i nie ciągnie w galopie.
Pożi wymaga jednak trochę pracy ujeżdżeniowej. Myślę, że któraś z Mart w wakacje chętnie się tym zajmie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz