Dzisiaj rano puściłam konie na pastwisko korzystając z okazji, że kropi i latające tałatajstwo nie kąsa. Niech sobie chabecinki trawkę z witaminkami spożywają :)
Poszłam naszą tępą kosą ukosić trawy dla Krowy-Mu, którą w boksie jako osłabioną pozostawiłam, aż tu nagle galopada i rżenie całego stada. W panice pobiegłam zobaczyć co się stało, bo może któryś ze szkodników np Pożoga ogrodzenie rozebrała i towarzystwo na pola wyprowadza...i co zastałam?!...
Otóż Posyłka do nowego domu wlazła i wyjścia z powrotem z owego labiryntu znaleźć nie mogła. Co chwila łeb to przez jedno, to drugie okno wysadzała i przeraźliwie pomocy wzywała!
Wyprowadziłam niebogę ze dwora, która to chyba ze względu na swoje pańskie pochodzenie tamże się znalazła jako, że w Janowie Podlaskim zrodzona została :P
I niech mi tylko ktoś powie, że nie czuła się głupio, a hołubiec, który zadem wycięła po wyjściu i wesoły galopek nie miały zamaskować "postawy obciachu" . Stado nie mogło się dowiedzieć, że wycieczka do dużego domu porażką się okazała i, że w przywódczyni strach wzbudziła :)
hoho szkoda że nie ma zdjęcia :D
OdpowiedzUsuń