Pogoda wcale nie typowa dla lata, ale na szczęście nie lało jak z cebra :) Początkowe siąpienie ustąpiło w drodze powrotnej jak również zanikł wiatr, który wprowadzał nasze koniki w iście arabski temperament. Kiedy wkroczyłyśmy na naszą dróżkę wiodącą rozbłysło słońce, które pozostawi w naszych pamięciach niezapomniane widoki przepięknych, żarnowieckich pól.
Wycieczkę odbyłyśmy w żeńskich składzie jeżeli chodzi o konie i również jeźdźców. "Jednobrzmienie" płci zaburzył Torres, który dołączył do nas w połowie drogi ciągnąc za sobą linkę, którą był przywiązany do studni. Zazwyczaj bierzemy ze sobą wszystkie psy, ale teraz zrobiło się ich pięć, a poza tym w Violinowie jest pies po operacji i nie chciałyśmy go stresować. Torres myślał jednak inaczej :p
Viola jak zwykle przygotowała nam smakowitą ucztę, która odbyła się w pięknej karczmie gospodarzy. Koniki w międzyczasie pasły się na podwórzu, a my posilałyśmy się w pięknym miejscu u miłych ludzi słuchając przyjemnej muzyki sączącej się cichutko z głośników.
Straty podczas imprez oczywiście muszą być. Tak też szkódna Pożoga porwała ogłowie Pizadorki, które zostało jej przydzielone. Pizadora została w domu jak, że dochodzi do siebie po przebytej chorobie i 6-dniowej serii zastrzyków. Początkowo podejrzewaliśmy złamanie tylnej nogi i wezwaliśmy lekarza ze szpitala konnego na Służewcu ( tam, o zgrozo, był najbliższy roentgen! ). Diagnoza lekarza brzmiała: flegmona czyli zapalenie tkanki podskórnej, której to choroby pochodzenia jak dotąd nikt na świecie nie ustalił. Wiadomo tylko, że ciężko się ją leczy i trzeba konia szpikować lekarstwami :(
Na szczęście z kobyłką jest już wszystko OK i na następny rajd planowany na 5 lub 6 października na pewno pójdzie.
Zapraszamy więc na "Jesienny rajd do Violinowa" :)
w Violinowie
w drodze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz