piątek, 6 lipca 2012
Małże
Dzieciaki najchętniej pluskają się w wodzie, ale nie daj Boże wyjść z wody na brzeg! Watahy ślepaków atakują wtedy z całą zaciekłością. Najlepiej jest więc nurkować i stawać na rękach - to ulubiona zabawa moich sześciu obozowych syrenek: Oli, Magdy, dwóch Zoś, Julki i Darii. Tomek zaś ze spokojem ducha oddaje się pławieniu na dmuchanym Koniku polnym :)
Podczas którejś próby nurkowania Magda znalazła małża. Wszyscy więc zaczęli ich szukać. Okazało się, że nasz staw jest przez nie okupowany. W ciągu paru minut dzieciaki przyniosły ich około 30-stu!!!
Powstała propozycja, aby je przyrządzić i zjeść :) Do tego potrzebujemy wiadomości czy: a - są jadalne, b- jak to się robi. trwają poszukiwania tych wiadomości w internecie. jednego giganta przynieśliśmy na próbę do domu. Dzisiaj zamierzamy go skonsumować ( o ile jest jadalny) :))))
Nieudany wypas
Pierwszy tydzień obozu konnego ma się ku końcowi, a tropiki nie ustępują. Owady praktycznie mamy wszystkie, brakuje już chyba tylko muchy tse-tse :(
Próby jazdy konnej o godzinie 5 rano , na dużym pastwisku nie zdały egzaminu. Rój ślepaków rzucił się na konie jak oszalały. Właściwie o 7 jest już lepiej, bo co prawda temperatura osiąga 27 stopni, ale komary się chowają. Zostają tylko ślepaki, gzy i meszki - te są najwytrzymalsze. Chabecinki cały czas stoją w stajni i dowozimy im (o zgrozo!) siano. Siano w lecie, czaicie!
Dzisiaj zrobiliśmy eksperyment i wypuściliśmy stado o świtaniu. Pobudka 3:55. Niestety zakończyło się to kompletnym fiaskiem. Dzieciaki podzielone były na grupy, a dyżur miał trwać godzinę. W trakcie pierwszej godziny konie galopowały mniej więcej pół godziny, 20 min chodziły i ocierały się, a czystego pasienia było 10 minut. Kiedy je zawołałam - z ulgą pognały do stajni mocząc po drodze pyski w wannie z wodą.
Pojechałam więc posłusznie po siano na łąkę gdzie zaatakowała mnie chorda małych muszek. Taczka po drodze wywróciła mi się dwa razy, a tałatajstwo kąsało i właziło wszędzie: do oczów, uszów, nosa.
Ostatnio coraz bardziej jestem pewna , że naszą planetę opanują w końcu owady...
niedziela, 24 czerwca 2012
Na jagody :)
Poszłam ci ja sobie przy niedzieli w pola kwiatków nazrywać. Idę, idę, chabry, rumianki i kąkole zbieram i di drogi prowadzącej do lasu doszłam. Myślę sobie " a pójdę zobaczyć czy już się poziomki zaczynają czerwienić". Poszłam, a poziomki do mnie czerwoniutkie, że hej, mrugają zachęcająco!
Pognałam z powrotem do domu po bańkę, a Ola ze mną ochoczo na zbiory ruszyła. Jagody też były, a jakże! Tylko momencik jeszcze na krzaczkach pozostać powinny bo trochę kwaśne. Język mnie aż szczypie ( no może dlatego, że ciut przy dużo się opchałam).
Pierożki na obiad zrobiłyśmy, a Ola ciasto wałkowała :)
Pierwszy jeździecki obóz każdego lata z tego słynie, że do lasu dzieciaki chodzą i jagódki na pierogi i do deserów przynoszą. Jeszcze może jakieś miejsce na pierwszy turnus wynajdę, kto wie ;)



piątek, 22 czerwca 2012
Ogród rośnie, a jaśmin kwitnie :)
Po dwóch zalaniach i podwójnym zgniciu fasolki szparagowej oraz dosiewaniu groszku, wygrzebywaniu ziemniaków z błota i wzejściu jedynie sześciu dyń ogród został zalany ponownie, ale ja go podtrzymuję wzrokiem przy życiu, zaklinam chmury i wzywam słońce :) O trawie do koszenia nic nie wspomnę bo tracę humor!
We wtorek ze wszystkimi trzema córeczkami pokonałyśmy chwasty w ziemniakach, a ja dzisiaj w kapuście batalię wygrałam :)
Sąsiadce tak się mój jaśmin spodobał, że na jego tle uwiecznić się postanowiła :)))



sobota, 9 czerwca 2012
Z cyklu "Kto kocha konie i kwiaty..."
Długi weekend czerwcowy
Mama :))))
Subskrybuj:
Posty (Atom)