piątek, 6 lipca 2012
Nieudany wypas
Pierwszy tydzień obozu konnego ma się ku końcowi, a tropiki nie ustępują. Owady praktycznie mamy wszystkie, brakuje już chyba tylko muchy tse-tse :(
Próby jazdy konnej o godzinie 5 rano , na dużym pastwisku nie zdały egzaminu. Rój ślepaków rzucił się na konie jak oszalały. Właściwie o 7 jest już lepiej, bo co prawda temperatura osiąga 27 stopni, ale komary się chowają. Zostają tylko ślepaki, gzy i meszki - te są najwytrzymalsze. Chabecinki cały czas stoją w stajni i dowozimy im (o zgrozo!) siano. Siano w lecie, czaicie!
Dzisiaj zrobiliśmy eksperyment i wypuściliśmy stado o świtaniu. Pobudka 3:55. Niestety zakończyło się to kompletnym fiaskiem. Dzieciaki podzielone były na grupy, a dyżur miał trwać godzinę. W trakcie pierwszej godziny konie galopowały mniej więcej pół godziny, 20 min chodziły i ocierały się, a czystego pasienia było 10 minut. Kiedy je zawołałam - z ulgą pognały do stajni mocząc po drodze pyski w wannie z wodą.
Pojechałam więc posłusznie po siano na łąkę gdzie zaatakowała mnie chorda małych muszek. Taczka po drodze wywróciła mi się dwa razy, a tałatajstwo kąsało i właziło wszędzie: do oczów, uszów, nosa.
Ostatnio coraz bardziej jestem pewna , że naszą planetę opanują w końcu owady...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz