czwartek, 21 kwietnia 2016

Apel o podpisanie listu otwartego !!!!!!



LIST OTWARTY
 do:
Pan Andrzej Duda, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej,
Kancelaria Prezydenta RP
Biuro Dialogu i Inicjatyw Obywatelskich
ul. Wiejska 10
00-902 Warszawa,

Kopia listu do wiadomości:
Pani Beata Szydło, Prezes Rady Ministrów
Pan Jarosław Kaczyński, Prezes PiS
Pan Krzysztof Jurgiel, Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi,
Pan Waldemar Humięcki, Prezes Agencji Nieruchomości Rolnych,
Członkowie Parlamentu Rzeczypospolitej Polskiej

Szanowny Panie Prezydencie,
W związku z brakiem odpowiedzi na tysiące listów i petycji obywatelskich w sprawie przywrócenia do pracy trzech wybitnych hodowców koni arabskich: Anny Stojanowskiej, Jerzego Białoboka i Marka Treli, po upływie dwóch miesięcy od tej nagłej i niezrozumiałej zmiany kadrowej ponawiamy nasz apel do Pana Prezydenta o pilne cofnięcie decyzji o zwolnieniach. W Polsce nie mamy więcej równie doświadczonych fachowców w tej wąskiej dziedzinie, toteż jedynie powrót wymienionych osób pozwoli zakończyć kryzys w państwowej hodowli koni czystej krwi.
Jak pokazała rzeczywistość, usunięcie ze stanowisk trojga specjalistów światowej klasy doprowadziło naszą najbardziej znaną na świecie hodowlę na skraj przepaści, a kolejne decyzje i działania stają się tylko coraz bardziej niepokojące. Szkodzą już nie tylko stadninom, ale też wizerunkowi naszej Ojczyzny, a tym samym rządu na całym świecie.
W ciągu kilku tygodni zniszczono coś, co było chlubą Polski, ważną częścią naszej tradycji i tożsamości, narodową świętością. Ale także najbardziej rozpoznawalną na świecie polską marką, przynoszącą od lat duży dochód rodzimej gospodarce. Nie możemy pozwolić na to, by następne pokolenia rozliczyły nas z doprowadzenia do ostatecznego upadku czegoś, co nasi przodkowie budowali od ponad dwustu lat, co własną krwią oraz pracą i poświęceniem obronili przez zaborcami, niemieckim okupantem, powojennym komunizmem. Zachowanie tego dziedzictwa jesteśmy winni naszym dzieciom i wnukom.
Pragniemy, by one również mogły usłyszeć „Mazurek Dąbrowskiego” rozbrzmiewający na cześć polskich koni, które są tak doskonałe, że nawet bez ogromnych kampanii reklamowych, na jakie mogą sobie pozwolić hodowcy z najbogatszych państw, nasze konie arabskie wciąż zdobywają laury w najważniejszych pokazach świata. Tak jak w dniu 17 kwietnia 2016 na pokazie Arabian Breeders World Cup w Las Vegas odegrano polski hymn dla złotego medalisty w kategorii ogierów starszych – ogiera Equator wyhodowanego w Stadninie Koni Michałów pod kierunkiem Jerzego Białoboka. To już drugie zwycięstwo Equatora na kontynencie amerykańskim, po spektakularnym występie na prestiżowym pokazie w Scottsdale. Był on również najwyżej ocenionym koniem na Czempionacie Świata w Paryżu w listopadzie 2015 r.
Ten wyjątkowy ogier jest jednym z wielu nagradzanych na świecie polskich koni rasy arabskiej. Przed nim jeszcze jeden ważny pokaz, którego wygranie przez Equatora dałoby naszej hodowli kolejny tytuł „trójkoronowanego”, tj. zwycięzcy trzech najbardziej liczących się pokazów w USA. Zaledwie dwa lata wcześniej ten tytuł, upragniony przez hodowców z całego świata, zdobyła również michałowska klacz Wieża Mocy, a trzy lata temu – ogier Pogrom, urodzony w Stadninie Koni Janów Podlaski pod kierunkiem Marka Treli.
Te konie są żywym pomnikiem dokonań zwolnionych hodowców oraz ich poprzedników. Stanowią efekt pracy kilku pokoleń fachowców zarządzających stadninami, którzy aż do tej pory tradycyjnie wybierali i uczyli swoich następców. Jako że głównym zadaniem stadnin państwowych jest ochrona unikatowej puli genetycznej, dla dobra hodowli muszą tę rolę pełnić wybitni znawcy tematu; osoby cechujące się dużą wiedzą, intuicją i doświadczeniem.
W Polsce mamy trójkę takich hodowców, których zazdrości nam cały świat, a którzy zostali nagle i niesprawiedliwie zwolnieni. Kto teraz zapewni nam takie sukcesy pokazowe jak do tej pory? Kto zaplanuje odpowiednie kojarzenia, kto wybierze i wypromuje najlepsze osobniki? Czy nasze dzieci będą jeszcze mogły mówić o koniach arabskich: nasza duma narodowa?
Wprowadzenie przez nowe kierownictwo stadnin w Michałowie i Janowie Podlaskim zniżki 50% na nasienie najbardziej uznanych ogierów z pewnością nie służy dobru państwowej hodowli koni, podobnie jak inne decyzje noszące znamiona chaotycznych działań laików. Obawę rodzi zbliżająca się aukcja Pride of Poland, zarówno wybór koni do sprzedaży jak i jej przeprowadzenie. Głównym atutem Polski w tej grze jest najdoskonalsza na świecie pula genetyczna arabskich koni, czystość rasy znana pod marką „pure Polish” – co jest równoznaczne z najwyższą jakością naszych koni, ich udokumentowanym pochodzeniem, zapisami w księgach stadnych od dwustu lat, a to zjawisko niespotykane nawet w krajach arabskich, skąd wywodzi się ta rasa. Arabowie zaniedbali te kwestie, dlatego od kilkunastu lat przyjeżdżają na aukcje do Janowa Podlaskiego po to, aby dzięki naszym koniom odbudować pulę genetyczną własnej hodowli. Podobne cele przyświecają hodowcom z innych stron świata. Ta dziedzina wiąże się z silną konkurencją, tak więc nasza pozycja jest obecnie bardzo zagrożona.
Do tej pory Polska była niekwestionowanym liderem. Potrzeba jednak ogromnej wiedzy ze strony osób kierujących państwową hodowlą koni czystej krwi arabskiej, aby nadal osiągać spektakularne sukcesy sprzedażowe, zarazem nie dopuszczając do utraty tych zwierząt, które absolutnie nie mogą zostać sprzedane, gdyż stanowią bazę genetyczną, podstawę dalszych światowych sukcesów. Tylko fachowcy wysokiej klasy mogą nam to zapewnić.
Dlatego wszystko, o co prosimy Pana Prezydenta, to przywrócenie do pracy Anny Stojanowskiej, Jerzego Białoboka i Marka Treli, których efekty hodowlane możemy do dziś podziwiać na ringach pokazowych całego świata, ze wzruszeniem słuchając naszego hymnu: „Jeszcze Polska nie zginęła…”

Z poważaniem
(imię i nazwisko, adres pocztowy, data)


Niniejsze pismo kierowane jest jako list otwarty. Kopie podpisywane są indywidualnie

PODPISZCIE TO PISMO, APELUJĘ JAKO MIŁOŚNICZKA KONI I  OSOBA, KTÓRA PRZEŻYŁA WSPANIAŁĄ PRZYGODĘ Z NASZYMI, POLSKIMI KOŃMI ARABSKIMI. NA ZDJĘCIU JESTEM Z GABARYTEM NA CZEMPIONACIE W JANOWIE PODLASKIM W 1987 ROKU <3 br="">


środa, 9 marca 2016

Żółta jest już w krainie wiecznych łowów ...

A to było tak:
Jesienią po sprowadzeniu się do Żarnówki w 1999 roku pojechałam szukać hurtowni materiałów budowlanych, a wróciłam z cementem i Miśką - suka niby owczarek niemiecki, a tak na prawdę to żarnowiecki ha ha ha :)

Zrobiło mi się żal suni uwiązanej na krótkim łańcuchu i przywiozłam ją mężowi, bo owczarki niemieckie kocha. Chciał mnie z tym owczarkiem przez okno wyrzucić, ale się nie dałam :p
Przez tą moją litość, to Miśka dała kilka miotów szczeniaków, a w pierwszym miocie, który był w kwietniu 2000 roku przyszła na świat właśnie Żółta z trojgiem rodzeństwa: dwa pieski i dwie suczki. Jeden piesek niestety miał wypadek, bo spał pod moim autem, a ja ruszyłam ...był w gipsie i leczyliśmy go jak mogliśmy, ale widocznie coś wewnątrz było uszkodzone i spoczął na naszym zwierzęcym cmentarzyku obok Górkwika - gończego polskiego, który przyjechał z nami z Warszawy. Drugi piesek mieszkał u naszych sąsiadów do zeszłego roku gdzie padł w wieku lat prawie 15-stu, Czarna - druga suszka została zastrzelona w lesie przez myśliwych, ale znaleźliśmy tylko ślady krwi. Nie wiadomo co się stało z jej ciałem :(

Żółta została u nas i do śmierci Miśki była pod jej pantoflem, mimo pamiętnej walki, kiedy to Miśka zagryzła przy misce szczeniaka Żółtej. Żółta rzuciła się na matkę i dała jej takie manto, że gdyby nie polewanie wodą z wiader, to chyba by ją zagryzła. Miśkę leczyliśmy długo, leżała jakiś czas jak nieżywa, ale gdy tylko stanęła na łapach, to podeszła do Żółtej, zawarczał i na nowo ustaliła hierarchię :p

Żółcias odżyła po śmierci Miśki, zawsze czołgająca się i zastraszona zaczęła być pewna siebie, po kolei przyjmowała do stada Cinkę, Frąfla, Torresa, ale córki Cinki - Pixi nie znosiła i w ostatnich miesiącach swojego życia uważała za afront przebywanie z nią pod jednym dachem i gdy Pixi wchodziła do stodoły, to Żółta z ujadaniem opuszczała ją i ostentacyjnie, na mrozie spała pod jaśminem...

Nie było chyba nigdy bardziej pokojowo nastawionego psa do ludzi niż Żółta. Ujadania na ludzi i konie nauczyła się od naszych głupawych, małych wypierdków - Cinki i Frąfla, które jako podrzutki koniecznie chciały się wykazać w gospodarstwie i obszczekują wszystko co żywe, widzialne i niewidzialne :p
Żółcias padła ze starości, ostatnio już nic nie słyszała, kiepsko widziała i bardzo źle chodziła, ale jeszcze podczas tego zimowiska zapomniałam ją przywiązać i poszła z nami w teren za końmi, co uwielbiała nad życie :) Apetyt dopisywał jej do końca i jeszcze ostatniego dnia przed śmiercią jak zwykle jako pierwsza pojawiła się obok miski :)

Padła spokojnie, bez bólu podczas snu 01 marca, miesiąc prze swoimi szesnastymi urodzinami...









Na koniec anegdota z życia Żółtej aby nie kończyć tak smutno:
Było to w pierwszych latach naszego pobytu w Żarnówce. Byłam w terenie, konno z gośćmi. Miśka i Żółta oczywiście z nami. Jedziemy drogą wśród łanów wysokiego żyta, Żółta biegnie z przodu przed moim koniem. Nagle z jednego łanu wyskakuje sarna i chce przesadzić susem drogę na drugą stronę. Skacze prosto na Żółtą. Oba zwierzęta przewracaj się i turlają  po drodze, po czym błyskawicznie wstają na nogi i uciekają: sarna w jedną stronę, a Żółta w drugą, my zatrzymujemy konie, gapimy się w oniemieniu, a potem wybuchamy śmiechem. Żółta ma głupią minę <3 p="">
<3 p="">
Śmierć żółtej to pewien etap w naszym życiu, a przede wszystkim w życiu naszych młodszych dzieci Oli i Tomka, to zakończenie ich dzieciństwa, bo przecież Żółta była zawsze w ich życiu, odkąd sięgali pamięcią...

<3 p="">Jestem pewna, że Żółta  z Miśką oddają się w krainie wiecznych łowów swojej ulubionej czynności czyli polowaniu, a to robiły świetnie, współpracowały genialnie, rozumiały się znakomicie. Nieraz obawiałam się, że w końcu upolują jakiegoś zajączka i będziemy mieli nieprzyjemności. W krainie wiecznych łowów polowaniu mogą oddawać si ę bezkarnie, a w moim sercu pozostaną na zawsze <3 br="">

sobota, 30 stycznia 2016

Nie miał brudnego kto nie miał siwego:p

Już kiedyś o tym pisałam, że siwe konie to największe brudasy świata, a obecnie tak jestem wściekła na moje dwie siwe czyli Pożogę i Oszin, że naprawdę nie interesuje mnie dlaczego tarzają się w błocie i w swoich odchodach ! Pożoga to najbardziej łepetynę zawsze uświni, ponieważ według niej najmilej jest spać z głową w swojej kupie :p

Staropolskie przysłowie mówi: "Nie miał dobrego kto nie miał siwego". Zgadzam się z tym, tylko dodałabym jeszcze drugi człon "i będzie go czyścił całymi dniami i nocami" :p

Kiedy przygotowywaliśmy Minneapolisa do zdjęć reklamujących stanówkę klaczy, to dokonywaliśmy cudów, żeby na zdjęciach widniał piękny siwek, a nie piękny zielono - żółto - brązowy siwek :p Toteż imaliśmy się starych metod nacierania sierści opaloną głownią - wtedy przy czyszczeniu sierść miała się stać metalicznie srebrna. Myliśmy go roztworem z cytryny i stosowaliśmy końskie specjalnie do tego celu przyrządzone szampony...z marnym skutkiem niestety, bo Minek odzyskawszy swobodę natychmiast pędził wytarzać się w najbliżej usytuowanym od niego syfie :)

Poniżej nasz nieodżałowany ogier Minneapolis uchwycony przez Ewę Nogacką w trakcie i tuż po swojej ulubionej samopielęgnacji. Wybaczcie, ale nie umieszczę zdjęć Pożogi i Oszin... wstydzę się za nie :p



wtorek, 26 stycznia 2016

Ropki w Beskidzie Niskim - wspomnienie ze studenckich czasów :)

Jako dziewczyna wolałam góry od morza, może dlatego, że dopiero jako 18-stolatka nauczyłam się pływać i to od młodszej siostry, ha ha ha. Góry więc były moim żywiołem i to nie te postrzępione i skaliste, a te obrośnięte drzewami, niższe, ale których szczyty zdobywanie z ciężkim plecakiem było trudnym wyzwaniem.
Tak więc wędrowałam na wczasach z rodzicami, zawsze pierwsza w grupowych wycieczkach, na obozach z wychowawczynią - geograficzką w liceum, z harcerzami . Z harcerzami było bardzo ciekawie. Otóż w naszym liceum były dwie drużyna harcerskie. Jedna ta dobra, czyli z dawnymi tradycjami, ale ona jeździła na żagle, a moja niechęć do wody mnie do niej zraziła, a druga, która śmigała w góry - to był obciach czyli HSPS ( harcerska służba Polsce socjalistycznej). Mieliśmy genialnego opiekuna - nauczyciela historii, który olewał oczywiście otoczkę polityczną. Zabieraliśmy mundury na obozy, ale ubieraliśmy je tylko na 22 lipca, capstrzyk, zdjęcie pro forma i dalej mundury do plecaków :)
Ciekawe, że z żeglarzami z mojego liceum spotkałam się właśnie w górach. Opiekunem drużyny  był znany seksuolog - Andrzej Jaczewski, który wybudował dom w górach  i zamieszkał w nim goszcząc tam oczywiście swoich żeglarzy.
Będąc na studiach zawędrowałam z przyjaciółmi do Ropek w Beskidzie Niskim. Wszyscy jak jeden mąż zakochaliśmy się w tym miejscu i w ludziach tam mieszkających. Byli to Łemkowie, którzy po wysiedleniu po wojnie natychmiast wrócili na swoje włości i już, zaprotestowali i zostali.
Miejsce przecudne, dziewicze, w którym bocian czarny ze strumienia o parę metrów od ciebie wodę pije, gdzie nie było elektryczności, kalendarz prawosławny, omłoty maszyną spalinową i wszędzie na piechotę :)
Cudowny czas. Chcieliśmy kupić tam chatę od pewnego Bronka i hodować gęsi, owce i konie huculskie. Nawet mój chłopak zrobił wcześniej uprawnienia żeby gospodarstwo  kupić...ale Bronek stchórzył, bał się miasta i się rozmyślił. Płakaliśmy wtedy wszyscy rzewnymi łzami, autentycznie !
Nie zapomnę wrażenia kiedy przechodziliśmy przez dolinę, w której była wieś przed wojną - ok 100 chałup. Nie wiedzieliśmy o tym idąc tam pierwszy raz, a tu nagle piękny krzak róży, a tam podmurówka..., a potem cmentarz z rozwaloną bramą, na którym pasły się krowy z PGR Hańczowa - straszne. I ta dzwoniąca w uszach cisza, ale jakaś taka ciężka, jakby były z nami setki niewidzialnych istnień...
Potem dowiedzieliśmy się, że była tam wieś, bo z Ropek zostało tylko kilka chałup min Bronka, dziadków Syczów, dziadków Mamroszów, robotnika leśnego i nowy dom doktora.
Wędrując po górach widzieliśmy jeszcze wiele świadectw istnienia bujnego życia na tym terenie, zrujnowane kaplice i cerkiewki prawosławne były tego dowodem, a w jednej z takich ruinek ...dwa kare konie, niesamowite !
Wspomnienia ożyły we mnie kiedy przeczytałam jedną z mikroopowieści Elżbiety Isakiewicz na fb pt "Twarze". Niesamowite, jak te miejsca wpływają na ludzi i jakie podobne uczucia w nich wywołują. Pani Elżbieta opisała moje , wszystko się zgadzało co do joty !
Bardzo kochałam Ropki. Nawet załatwiłyśmy sobie z koleżanką praktyki w PGR Hańczowa żeby być bliżej naszego ukochanego miejsca. Pojechałyśmy do zwierzchnika tego gospodarstwa, oczywiście autostopem, w łazience urzędu zakładałyśmy biżuterię i inne ozdoby, co by na dyrektorze wrażenie zdobyć. Ten wysłuchał historii życia zapalonych studentek z Warszawy, pokiwał głową , uśmiechnął się i załatwił nas odmownie, bo my z SGGW w Wawie, a nie z AR w Krakowie, ale był tak miły, że polecił odwieźć studentki na trasę autostopu back home swojemu kierowcy. Byłyśmy załamane, wysiadamy na trasie z auta, a kierowca wręcza nam list...otwieramy, czytamy, a tu zaproszenie na praktyki !!!!!!!!!! Odtańczyłyśmy taniec zwycięstwa, obcałowałyśmy kierowcę i wiara w drugiego człowieka powróciła...którą zburzył nasz dziekan (notabene mój przyszły promotor), bo się nie zgodził i powiedział, że jak się nam praktyki w górach śnią, to do do Krakowa studiować...znowu ryczałam :p
Przed lekturą mikroopowieści pani Eli już wcześniej powróciły wspomnienia o Ropkach.
Przez 4 najpiękniejsze lata w naszej stadninie gościł Minneapolis - ogier małopolski dzierżawiony z SO Białka. Niestety dyrekcja stada nie zgodziła się na dalszą dzierżawę i ogier pojechał do jakiejś artystki w górach. Koniecznie chciałam do niej dotrzeć, aby przekazać wskazówki na temat Minneapolisa, wytłumaczyć, że oddzielny boks to dla niego zabójstwo, że musi być z klaczami i chodzić razem z nimi po pastwisku.
Jakież było moje zdziwienie, gdy artystka okazała się ( nie żyjąca już niestety ) Ewa Tyka, która wraz z mężem kupiła PGR w Hańczowej i tam rozpoczęła hodowle koni i bydła. Opowiadała mi, że bydło dalej chodzi sobie gdzie chce, ale na cmentarz na szczęście już nie ma prawa wchodzić :)
Poniżej moje wspominkowe zdjęcia . Powiem jeszcze, że kiedyś w Wysokich Obcasach czytałam, że wnuczka Mamroszów zrobiła muzeum łemkowskie w chacie dziadka i zajmuje się agroturystyką. Jestem bardzo ciekawa, co teraz u niej słychać :)))))))))))))))))









wtorek, 29 grudnia 2015

Oby przyszły rok 2016 był jeszcze lepszy :)

Wszystkim bywalcom stadniny Konik Polny, rodzinie, przyjaciołom i zwolennikom mojej stefcinej twórczości i nie tylko stefcinej życzę wspaniałej zabawy sylwestrowej i cudownego przyszłego roku, w którym zrozumienie i poznanie samego siebie uwolni od obciążeń wynikających ze zwracania uwagi na ocenę innych <3 p="">PEACE AND LOVE :)))))))))))))))))))))))

czwartek, 17 grudnia 2015

Książki o Stefci, miłośniczce koni wspaniałym prezentem choinkowym

Pierwsza książeczka o Stefci powstała w 2009 roku. Stefka miała wtedy 11 lat :) Jak łatwo obliczyć ma ich już teraz 17 !!! Do tej pory wyszły jeszcze dwie książeczki z jej przygodami. I tak Stefka jeżdżąca w stajni Trylogia ma już "trylogię" swoich historii końskich  ! :)
Pierwsza część jest niebieska i nosi tytuł Opowieści z Kalinki czyli koński świat Stefci
Druga część jest biała, a jej tytuł to Wakacje w Stajni Trylogia czyli cały świat Stefci
Trzecia część koloru ceglastego natomiast wyszła pod tytułem Naturalne metody pracy z końmi czyli pierwsza miłość Stefci
Wszystkie trzy części ilustrowały pasjonatki koni i jeździectwa z uzdolnieniami plastycznymi, które uwielbiam i znam osobiście, a są to chronologicznie : Maja Kapkowska- Szewczak, Beata Sajewska i Julia Woźniak <3 p="">SERDECZNIE ZAPRASZAM DO ZAKUPU MOICH KSIĄŻECZEK, KTÓRE Z PEWNOŚCIĄ SPRAWIĄ WIELKĄ FRAJDĘ MŁODYM MIŁOŚNICZKOM KONI. MOŻNA JE ZAMÓWIĆ JEDYNIE U MNIE TELEFONICZNIE 660 75 18 56 LUB NA POPRZEZ E-MAIL konikpolnyet@poczta.onet.pl  <3 b="">

Pozdrawiam serdecznie wszystkich przedświątecznie :)


Co dzieje się w Koniku Polnym po wakacjach ? :)

Tak już sobie zaplanowałam od paru lat, że po wakacjach, raz w miesiącu odbywać się u nas będzie duża impreza. I tak: we wrześniu przeprowadzamy  rajd konny do zaprzyjaźnionego, fajnego miejsca, w październiku ma miejsce Hubertus, w listopadzie Andrzejki Jeździeckie i w grudniu Mikołajki Konne. W styczniu natomiast zapraszamy na jazdy na śniegu, w lutym na zimowisko konne, w marcu przywitanie wiosny, w kwietniu powitanie bocianów, w maju na majówkę i w czerwcu na czerwcówkę :)
Jak widać sezon na jazdę konną trwa u nas calusieńki rok.
ZAPRASZAMY WIĘC SERDECZNIE DO KONIKA POLNEGO !!!!!!!!!!!!!!  <3 b="">







 Poniżej kilka fotek z udanych, tegorocznych Andrzejków Jeździeckich i Mikołajek Konnych