"INFORMACJE O STADNINIE" - post z dn. 18.05.09
Obok naszej stadniny, w lesie jest źródło rzeczki nie romantycznie nazwanej Śmierdziucha. Zawsze dziwiliśmy się tej nazwie, bo rzeczka jest bardzo czysta, przynajmniej tu koło nas, u swego źródła. Powyżej umieszczam zdjęcie źródła i poniżej powiastkę, którą mu poświęcam.
Źródło życia
Stadnina nasza z jednego krańca wedle boru rozległego leży, z drugiej strony zaś struga niewielka ją ogranicza, której źródło w owym borze na samym jego skraju wybija. Darmo, kto źródła tego szuka, skał i kamieni wypatruje, spod których strumień wartkiej wody tryska. Początek rzeczki powierzchnię kolistą średnicy jednego sznura żwirowo – piaszczystego gruntu zajmuje, z którego leniwie życiodajny płyn się sączy. Miejsce to pradawny matecznik przypomina, gdzie życie rodzi się i umiera zarazem. Źródło w omszałe kamienie i próchniejące drzewa zwalone jest przystrojone, a wędrowca swoim dzikim pięknem i perlistą chłodną wodą wabi.
Jak pamięcią daleko lud najstarszy wiosek okolicznych sięga, źródło za magiczne uważane było, a życie, że przedłuża, mnogością starców w naszej okolicy w dobrym zdrowiu się mających jest dowiedzione.
Takoż i my wodę ze źródła czerpiemy i do potraw, a ziółek przyrządzania używamy. Rankiem, w południe i wieczór pacholęta nasze starsze z dwojakami po wodę chadzają i do kuchni ją przynoszą.
Źródło wodopojem dla rozlicznej zwierzyny leśnej jest również. Pospołu z jeleniem i sarną wilk tam pragnienie zaspakaja, odwieczny rozejm przy wodopoju zachowując.
Hrabia w przesądy ludu mocno nie wierząc, tylko przed niedzielą po wodę do źródła służbę posyłał, aby kaprys hrabiny spełnić, która to w święto herbatę z dalekich krajów parzyć kazała i z bakaliami tudzież ciasteczkami na podwieczorek z zaproszonymi szlachciankami popijała.
Owego pamiętnego dnia gdy dzieciska rankiem wodę do dom przyniosły, jedno przez drugie opowiadać poczęły, że rosomaka przy wodopoju widziały. Zły to znak, bo zwierz ten za wcielenie diabła jest uważany. Dzieje się tak od chwili gdy pradziad hrabiego rosomaka ubił i czapkę z niego sprawić sobie polecił, jako, że futro jego do najtrwalszych się zalicza i tym, że wilgoci nie chłonie się odznacza. Od tego dnia diabeł nawiedzać go począł, a kręcił się wtedy w naszych okolicach, bo pewności siebie wielkiej nabrał, gdy szlachcic Twardowski z nim cyrograf o duszę podpisał.
Hrabia, któren jakom już wcześniej rzekła przesądom ludowym wiary nie dając, rodzinną historię poważał i dla rosomaka miał respekt, unikając go i przy życiu w czasie polowań ostawiając. O duszę swoją obawiając się szczerze, a bogobojny był wielce, ilekroć rosomak w okolicy się zjawił po spowiednika posyłał i długo najdrobniejsze nawet małe grzeszki swoje dobrodziejowi wyjawiał, aby odpuszczenie dostać.
Już też pacholętom nakazałam aby pannom ze dwora nic o zwierzu nie mówiły, co by te ojca do frasunku nie przywodziły. Najmłodsze pacholę natychmiast o nakazie maminym zapomniało i Kachnę ujrzawszy od razu zaćwierkało:
- Kachna, a zgadnijże kokośmy rano mimo źródła widzieli?
- A kogóż to? – z ciekawością Kachna zapytała.
Teraz rodzeństwo rozmaite sygnały najmłodszemu dawały, co by język za zębami trzymał, ale pacholę na szturchnięcia i szczypania odporne, palnęło:
- Rosomaka śmy widzieli!
- Rosomaka powiadasz … – oczy Kachnie zaświeciły się i podstęp w jej głowie jakowyś już się rodzić zaczynał.
Znając ojca słabość czem prędzej do niego pobiegła i zapewniła, że w księdze pewnej w stolicy będąc wyczytała, że miejsce w którem rosomaka kto widział poświęcić trzeba, a ten naonczas nigdy więcej okolicy nękać nie będzie.
Hrabia w te pędy dwukółką ulubioną do księdza dobrodzieja pognał i nuże go błagać, aby ten do źródła z nim się udał i tam to miejsce poświęcił, aby czarta na wieki przepędzić. Aby duchownego do końca do zamiaru swojego przekonać, obiecał dukatów na ochronkę przykościelną nie poskąpić i udział w opiece nad sierotami swój, hrabiny i córek ofiarował.
Wszyscy ze dwora i ze stadniny naszej na poświęceniu byli. Hrabia uspokojon i uszczęśliwion wielce, za pomysł Kachnie odwdzięczyć się postanowił. Wezwał tedy najstarszą córkę i pyta:
- Katarzyno, proś o co chcesz. Tak kontent jestem, żesmy czarta przegnali, że każde życzenie twoje ziszczę!
Kachna tylko na to czekała i niby to zastanawiając się, niby nie wiedząc od razu żadnego pragnienia, do tatki przypadła i do ucha szeptać mu poczęła:
- Jest takie marzenie, które w sercu noszę stale…
- Cóż to takiego córuś, rzeknij bez wahania!
- Każ ojcze furtkę w płocie zrobić, bo z siostrami nieustannie spódnice sobie drzemy przez dziurę w desce się do stadniny przedostając…
Hrabiemu mowę odjęło, w Kachnę wlepił oczy surowe i już cały podstęp córy odszyfrował. W pierwszej chwili czerwony na twarzy się zrobił i wydawało się, że wybuchnie niebawem. Widząc jednak Kachny oczy niewinne i mrugające powieczki słodkie, nagle wielkim śmiechem wybuchnął córę do serca przygarnął i życzenie jej spełnić obiecał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz