Tytuł posta jest kultowym już tekstem w mojej rodzinie, którym określał moją pasję mój tata i to już od czasów kiedy byłam małym dzieckiem. Mój rodziciel wyobrażał sobie zupełnie inaczej moją przyszłość. Sam będąc matematykiem i upatrując we mnie matematyczne i pedagogiczne talenta widział mnie jako nauczycielkę matematyki w szkole i to najchętniej bardzo blisko miejsca zamieszkania moich rodziców :)
Mój ojciec jako osoba o umyśle ścisłym i uważająca matematykę za królową nauk miał bardzo małą tolerancję jeżeli chodzi o inność ludzi. Ja bardzo odstawałam od rodziny. Zachwycał mnie każdy robaczek, krzywonogi mały piesek i chory kotek.
Znana jest u nas opowieść o kotku, który wpadł do studni u mojej babci. Jako 4-latka dostałam takiej histerii, że pół wsi wyciągało zwierzątko z pułapki. To samo było z kogutem u cioci, który po cudownym ocaleniu dostał dożywocie, bo Ewunia chyba by umarła...dostał nawet imię - Dziudziek :)
Ciocia bała się zadzwonić do nas do domu kiedy zdechł Misiek, mój ukochany pies, a właściwie pies cioci, ale całe wakacje biegał tylko ze mną i nie odstępował mnie na krok. Pamiętam upiorne żniwa kiedy Misiek wpadł pod snopowiazałkę...Miał ucięty swój piękny ogon i popodcinane wszystkie cztery łapy! No i się wylizał, co ja łez wtedy wylałam!
U cioci i wujka była pogrubiona klacz, która miała nawet imię. Nazywała się Tamiza. Myślę, że inni gospodarze nawet nie wiedzieli, że ich sąsiad ma konia, który się jakoś tak dziwnie nazywa. Wszystkie inne we wsi to były Kasztany, Kaśki i Baśki lub coś w tym rodzaju. Z perspektywy czasu sądzę, że wujek ją tak nazwał tylko i wyłącznie przez wzgląd na małą Ewę :)
Dla mnie koniki, kotki i pieski to nigdy nie było "fiu bździu", a posiadanie ich było wielkim marzeniem mojego życia. Kotka miałyśmy z siostrą przez 4 miesiące! Po upływie tego czasu tata był nieprzejednany i kazał kota oddać.
Psa kupiłam sobie dopiero na II roku studiów. Pojechałam po niego aż do Bukowiny Tatrzańskiej. Niejaki Rumcyk rasy gończy polski stał się w przyszłości ulubieńcem rodziny, ale w dniu kiedy zaaranzowaliśmy z moim ówczesnym chłopakiem, że daje mi go na urodziny - tata obraził się na mnie i nie odzywał się pół roku. No ciężko było...
Konno zaczęłam jeździć mając lat 17 i nawet nie musiałam o to wałczyć za bardzo z rodzicami. Myślę, że nie zdawali sobie sprawy z tego jak w tamtych czasach było to niebezpieczne. Konie były przypadkowo zdobyte, tanie, z narowami, często złośliwe. ZAWSZE były upadki na jazdach !
Ale ja przetrwałam, poszłam na studia zootechniczne, napisałam pracę dyplomową z koni i pojechałam na staż do Białki. Teraz mam własną stadninę i mam swoje koniki, kotki i pieski i dla mnie nie jest to żadne fiu bździu - dla mnie TO MOJA PASJA I MOJE ŻYCIE :)
bosko!! zawsze podziwiałam panią pani Ewo!!!!!!
OdpowiedzUsuńMiłość do zwierząt ma się od urodzenia...coś na ten temat wiem. Miałam o tyle lepiej, że mój ojciec kochał też zwierzaki. Tylko może drobna sprawa, że mówiliśmy zwierzę umarło, odeszło do Św.Franciszka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam;)Ala.
OdpowiedzUsuńNo tak, ciocia w końcu zadzwoniła i powiedziała, że Misiek umarł. Jednak środowisko zootechniczne, gdzie obowiązuje słowo "padł" i wiejskie "zdechł" nieraz przeze mnie przemawia :P
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńDla mnie zwierzę padło lub odeszło. Umarło, jakoś mi nie pasuje.
Ten wpis jest super ! A znam taką jedną obozowiczkę z konika polnego która przypomina mi Panią- Ala :) Ona też za każdego zwierzaka oddała by wszystko ;)
OdpowiedzUsuńMamo, wiem coś o dziadku :) Ja wyprowadziłam się od niego głównie z powodu mojej kotki :) Hehehehehe
OdpowiedzUsuńMoże być "zwierzę padło lub odeszło" jeśli kogoś razi, dla mnie umarło a zdychać powinni pedofile, mordercy, kaci zwierząt itp, "nie ludzie".
OdpowiedzUsuńJunіoг aрparel, cool shoes and
OdpowiedzUsuńасcesѕorieѕ for the young fashion
ѕtaг. The fіlm repreѕented what ωhite folks
fеaгed thе most аbout Αfricаn
Ameгіcan peoρlе at thе time, all
cаpturеԁ usіng геal сharacteгѕ, factѕ and truth іn ѕtorytelling.
It іѕ hеаvy enough tο feel
ѕоlіd, but light enough not to feel like а bгіck in уοur
pocket.