poniedziałek, 13 września 2010

Konie na niebie...



W którymś momencie naszego gospodarowania w Koniku Polnym stwierdziliśmy, że całkowicie nie opłaca nam się uprawianie zboża. Zasialiśmy więc całość trawą, którą użytkujemy kośno - pastwiskowo.

Marzą mi się pastwiska do wysokości mirabelki, która rośnie na górce naszej łąki. Do tego miejsca konie są widoczne, za górką nic nie widać i byłabym niespokojna czy konie czasem nie nawiały, lub np ktoś się nimi nie zaopiekował...

Na razie nie ma pięknych ogrodzeń pastwiskowych z malowniczym przepędem pośrodku, który widzę w marzeniach. Na razie musimy zadowolić się ogrodzeniem z pastucha elektrycznego - paskudne, ale skuteczne.

W czasie wakacji dzieci z obozu pomagały doprowadzać naszych 13 rumaków na pastwisko, aby uniknąć grodzenia przepędu paskudnymi, niewygodnymi kołkami i sznurkami. Kiedyś zastała nas podczas sprowadzania koni w ręku z pastwiska pewna pani, która przyjechała do nas napawać się pięknem naszego miejsca i okolicy i zaniemówiła z wrażenia. Bardzo żałowała, że nie wzięła ze sobą aparatu fotograficznego...

Któregoś dnia stanęłam przy bramie i spojrzałam na pasące się na wysokości mirabelki, która rośnie na linii horyzontu w tym miejscu i miałam nieprzeparte wrażenie jakby nasze konie chodziły po niebie... Powyżej fotografie.

piątek, 10 września 2010

Tęcza





Ten rok jest wyjątkowo obfity w najróżniejsze tragedie i klęski. Powodzie nawiedzają nasz kraj jedna za drugą. Podtopienia były nawet w Węgrowie, na początku września. Sama byłam światkiem jak woda z małego kanałku przelewała się przez drogę przed pierwszym rondem jadąc od Warszawy w stronę miasta. Strażacy pracowali już pełną parą wypompowując wodę, a jeden z pasów ruchu był już zamknięty. Z obawy, że nie wrócę do domu przez Węgrów powrót wybrałam przez Korytnicę. Rozmawiałam z mieszkańcami Węgrowa i jak pamięcią sięgają nie pamiętają powodzi w Węgrowie, to było pierwszy raz!

Dla rolnictwa rok 2010 również nie przyniósł nic dobrego. Ziemniaki gniją na potęgę, oziminy słabiutkie, bo wymarzły w srogą zimę, a potem zaschły w kłosach. Owies zaś, zaliczający się do zbóż jarych aż żal bierze, nie dojrzał tylko zasechł w wiechach podczas tropikalnego lata. Kupujemy już z kolejnego źródła i to samo, chudy, ciemny, same plewy!

Można by tak wyliczać i wyliczać, dołować się i dołować, ale opiszę krótki epizodzik, który wlewa w serca otuchę.

Wracam więc do domu przez tą Korytnicę, bo przez Węgrów się nie da, a tu tuż przed Roguszynem wyszło słońce, piękne i jaskrawe. Odwróciłam głowę w lewą stronę ku rozległym polom i aż stanęłam samochodem na poboczu z zachwytu. Wysiadłam z auta i sfotografowałam ją natychmiast - cud natury, siedmiobarwny łuk - tęczę!

Zdjęcie podroguszyńskiej tęczy zamieszczam powyżej, a poniżej cytuję za wikipedią co to jest ta tęcza z naukowego punktu widzenia, ale najważniejsze czym ona jest według Biblii!!!:

"Tęcza – zjawisko optyczne i meteorologiczne występujące w postaci charakterystycznego wielobarwnego łuku, widocznego gdy Słońce oświetla krople wody w ziemskiej atmosferze. Tęcza powstaje w wyniku rozszczepienia światła załamującego się i odbijającego się wewnątrz kropli wody (np. deszczu) o kształcie zbliżonym do kulistego.
Światło widzialne (z antropocentrycznego punktu widzenia) jest widzialną (postrzegalną wzrokiem) częścią widma promieniowania elektromagnetycznego i w zależności od długości fali postrzegane jest w różnych barwach. Kiedy światło słoneczne przenika przez kropelki deszczu, woda rozprasza światło białe ("mieszaninę" fal o różnych długościach), na składowe o różnych długościach fal (różnych barwach), i oko ludzkie postrzega łuk składający się z sześciu kolorów: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski i fioletowy. To są właśnie kolory tęczy.
Pomimo faktu, że w tęczy występuje niemal ciągłe widmo kolorów, tradycyjnie uznaje się, że kolorami tęczy są: czerwony (na zewnątrz łuku), pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, indygo i fioletowy (wewnątrz łuku).

W mitologii greckiej tęcza była utożsamiana z drogą jaką pokonywała posłanka Iris pomiędzy Ziemią i Niebem. W mitologii chińskiej tęcza była szczeliną w niebie zamkniętą za pomocą kamieni i pięciu (lub siedmiu) kolorów przez boginię Nüwa. W mitologii hinduskiej tęczę nazywano Indradhanush, co oznaczało łuk Indry, boga błyskawic i grzmotów. W mitologii skandynawskiej używano nazwy Bifröst – był to most łączący światy Ásgard (bogów) i Midgard (ludzi). Irlandzki leprechaun chował garnek złota na końcu tęczy – czyli w miejscu niedostępnym dla żadnego człowieka (ponieważ tęcza nie występuje w konkretnym miejscu, a jej pojawienie zależy od pozycji samego obserwatora).
W Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9/13). Tęcza stała się nawet symbolem ruchu w judaizmie zwanego B'nei Noah. Członkami B'nei Noah są nie-żydzi, który kontynuują drogę wielkiego przodka jakim był Noe. Ruch ten ma korzenie w tradycji żydowskiej, a szczególnie w Talmudzie.
Według mitologii Aborygenów, świat narodził się z "tęczowego węża", natomiast w słowiańskiej, płanetnikiem mógł zostać człowiek "wciągnięty do nieba przez tęczę"".

wtorek, 7 września 2010

Jesień idzie, nie ma rady na to...







Tytuł posta to fragment piosenki "Wolnej grupy Bukowina", zespołu którego twórczość towarzyszyła mi w czasach studenckich na licznych górskich wędrówkach. Najbardziej chyba lubiłam weekendowe wypady w Beskid Niski, tuż po rozpoczęciu roku akademickiego. jesienne słońce, pajęczyny jak naszyjniki z kropli rosy, resztki nici babiego lata, tęskne mgły i mżawka na policzkach, jabłka w zdziczałych, łemkowskich sadach...

Dzisiaj rano obudziłam się, a za oknem siwo, nic nie widać na metr. Mgła otuliła nasze gospodarstwo miękkim, wilgotnym kocem...

To już niestety pierwsze symptomy jesieni, końca wakacji i lata, początek końca wegetacji i nieuchronne zbliżanie się snu natury pod śnieżną, zimową pierzyną...
Kiedy taka pogoda na dworze, to w duszę wdziera się smutek i żal za czymś, czego już więcej nie będzie za czymś co się skończyło, za widokiem bocianów, szybowaniem i ćwierkiem jaskółek, a już niedługo z nieba spadnie ostatnie pióro dzikiej gęsi podążającej tam gdzie ciepło,,,

Smutek mnie jednak opuścił za sprawą jednej z moich ulubionych dziennikarek - Beaty Pawlikowskiej. Włączyłam radio robiąc dzieciom kanapki do szkoły i usłyszałam jej ciepły głos, którym oznajmiła słuchaczom, że według kalendarza Majów - jesień to początek roku, czyli czegoś co się zaczyna, a nie kończy!

Jadąc rano po ropę do ciągnika sfotografowałam kilka jesiennych obrazków, ale już z innym nastawieniem, że nie są smutnie piękne, tylko radośnie piękne, bo niektórzy uważają, że zapowiadają początek, a nie koniec!

niedziela, 5 września 2010

Rajd do "Chaty za wsią"



Chata za wsią



Marek, Tomek i Minneapolis



Marek na Posyłce



Tomek na Minneapolisie, Marek na Posyłce i Agata na Ordonce

Marka i Wiolę poznaliśmy dobrych parę lat temu, na początku naszej działalności w Żarnówce. Któregoś dnia przywieźli do nas na jazdę swoją córkę Agatę.
Wiedziałam, że już Wiolę kiedyś widziałam. jej piękne, długie, jasne włosy przykuwają uwagę, miły uśmiech nie opuszcza jej twarzy...

Po kilku wizytach Wioli u nas doszłam, gdzie i kiedy ją widziałam, kiedy wiola wspomniała, że mają siedlisko za wsią Skarżyn, które jest ich oczkiem w głowie.
Któregoś dnia jeździliśmy po okolicy w poszukiwaniu ciągnika do kupienia. Ktoś dał nam namiary na Skarżyn. Nie znając okolicy błądziliśmy samochodem po bezdrożach, aż tu nagle zza lasku wyłoniło się bajkowe siedlisko, oddalone od wsi, okolone akacjowym ogrodzeniem z piękną bramą kryta strzechą. Gospodarstwo spowite było jesienną mgiełką, a wokół domu rósł sad tonący w różnobarwnych liściach. W ogrodzie pracowała para: młoda jasnowłosa, piękna kobieta i silny mężczyzna, za nimi bawiła się śliczna, mała dziewczynka. Jeszcze długo siedziałam w aucie z odwróconą głową patrząc na ten oddalający się obrazek, który utkwił mi głęboko w pamięci.

Przypadłyśmy sobie z Wiolą do gustu. Marek zaczął jeździć konno i 7 lat temu poprosił nas żebyśmy pojechali do "Chaty za wsią", aby konie uświetniły jego 50-lecie. Impreza była huczna, a Tomek skakał na Ordonce przez przeszkodę z krzeseł. Kilka zdjęć z tej imprezy publikuję powyżej.

Teraz u Wioli jest jeszcze piękniej. Na rajdy jesienne jeździmy do "Chaty za wsią" już od 5 lat. Zapraszamy więc na rajd, aby uczestnicy mogli się o tym przekonać naocznie jakie to niezwykłe miejsce, jacy gościnni są gospodarze i jakie czarodziejskie poczęstunki wyczarowuje Wiola. Termin ustaliłyśmy na 26 września - niedziela. Wyjazd z "Konika Polnego" o 11:00, przewidywany powrót na 17:00.

czwartek, 2 września 2010

Moja nowa książka



Moja nowa książka


Stefcia z Aidą i Azją na czempionacie

Fatima i Sahara

Miło jest mi wszystkich zawiadomić, że 22 sierpnia przy naszej V Aukcji Koni Małopolskich miała miejsce promocja mojej nowej książki, która jest kontynuacją poprzedniej. Książeczka nosi korespondujący z poprzednim tytuł " Wakacje w stajni Trylogia czyli cały świat Stefci". Mam nadzieję, że dalsze doświadczenia i przygody Stefci spodobają się czytelnikom.

Książka powstała dzięki życzliwości sponsorów czyli: Starostwa Powiatowego, Wójta Gminy Grębków i pana Jacka Bieniaka. Nie powstałaby ona gdyby nie prężność i poparcie "dla kobiet aktywnych i z pasją" mojego wydawcy - Beaty Izdebskiej oraz przychylności drukarni Kozak Druk.

Krótką opinię o nowej książeczce napisała Ewa Bagłaj pisarki z Terspola - piewczyni Ziemi Podlaskiej, autorki przygodowo - sensacyjnych powieści dla młodzieży, których bohaterką dla odmiany jest dorastająca kobieta - miłośniczka koni - Broszka. Poniżej przytaczam opinię Ewy:

Kto z Was nie chciałby spędzić wakacji w stadninie? Do tego nie byle jakiej, bo w „Trylogii” położonej malowniczo na skraju lasu, gdzie na co dzień dzieją się cuda. A jakie? Tego dowiecie się, zaglądając do tej sympatycznej książeczki, która jest drugą częścią przygód Stefci.
Kto z Was już poznał tę dziewczynkę zakochaną w koniach, ten nie zdziwi się, że w swoim sercu znajdzie ona miejsce także dla nowych bohaterów: małej sarenki, krnąbrnego Franka, a nawet… prawdziwej arabskiej księżniczki!

Książkę można zamówić na maila konikpolnyet@poczta.onet.pl podając swoje dane. na życzenie mogę wpisać dedykację.

Powyżej kilka ilustracji z książki, których autorka jest Beata Sajewska z Mińska Mazowieckiego.

ŻYCZĘ PRZYJEMNEJ LEKTURY!!!

środa, 1 września 2010

Gdzie bocian na gnieździe, tam piorun nie uderzy.



Na słupie elektrycznym



na strzesze małej stajni. Sfotografowane zza firanki...



Na dużej stajni

Tytułem tego posta jest jedno z wielu przysłów polskich, w których występują bociany. Dla mnie bocian był zawsze symbolem zwiastowania poczęcia, dobrobytu, szczęścia i powodzenia w gospodarstwie.

W naszych stronach, w dwóch sąsiednich wioskach są tylko dwa bocianie gniazda. Jedno znajduje się w Żarnówce, a drugie od niedawna te piękne ptaki zbudowały w Leśnogórze.

Moja sąsiadka - Alinka opowiadała mi jak jej brat, od którego 11 lat temu kupiliśmy nasze gospodarstwo "wielce prosił" bociany, aby się u niego osiedliły. Przygotował dla nich nawet platformę na osice obok stodoły... Nic z tego bociany nie przyjęły zaproszenia.

Kilka lat temu, tuż przed odlotem para bocianów przyleciała do naszego gospodarstwa i klekocąc do siebie od czasu do czasu przysiadała to na słupie elektrycznym, to na bramie wjazdowej, to na stodole. Niestety, żyjąca wtedy nasza suka - Miśka dotąd biegała i obszczekiwała je, aż odleciały.

W tym roku sytuacja się ponowiła i para bocianów przyleciała w tym samym okresie siadając głównie na strzechach.

Posiadanie bocianów w gospodarstwie było zawsze moim marzeniem. napisałam więc maila do pewnego bocianiego stowarzyszenia z zapytaniem czy takie zachowanie bocianów o czymś świadczy i czy możemy liczyć na to, że bociany się u nas osiedlą.

Najpierw otrzymała zdawkową odpowiedź, która nie pozostawiała mi żadnych nadziei. Odpowiedź brzmiała tak:
"To młode ptaki altające teraz gromadnie po okolicy i siadające w miejscach w których się da
Nie oznacza to że będziecie mieć gniazdo w przyszłym roku lub żejezlei założcucie platformę to się osiedlą"

Nie rezygnowałam i napisałam, że to nie żadne stada młodych, tylko para i że jeden miał białe nogi, takie jak dorosły bocian z Żarnówki (wydawało mi się, że jest to znak charakterystyczny).

Odpowiedź przyszła niebawem, była już bardziej optymistyczna, ale pewna wiadomość przyprawiła mnie o atak śmiechu, zresztą turlali się ze śmiechu wszyscy uczestnicy obozu jeździeckiego, który był wtedy u nas w stadninie. Pozwolę sobie zacytować odpowiedź, którą dostałam.
"Pobielałe nogi boćki mają podczas upałów
One po prostu robią sobie same na nogi kupę by się schłodzić
Jak pani wie białe odbija bardziej światło niż czarne i w związku z tym tak się nie nagrzewa organizm
Co do faktu czy to ten sam bocian który jest w miejscowościach które pani wymieniła
odpowiedź jest taka że ja nie odrózniam a gdy jest gorąco każdy może mieć nogi białe. można próbować gniazdo stawiać
trzeba się rozejrzeć gdzie
Może jakieś miejsce na drzewie by się znalazło "

Z tą kupą, to niezły numer! No proszę, człowiek uczy się przez całe życie. Tego jeszcze nie wiedziałam!

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kochani czytelnicy

Niedługo następne historyjki i ciekawostki z Konika Polnego i nie tylko. W związku z różnymi problemami, technicznymi między innymi, nie mogę ostatnio systematycznie pisać. Teraz dorwałam się do internetu w bibliotece w Kopciach i stąd ten post.
Proszę wszystkich o cierpliwość. Niedługo nowe sprawy...