piątek, 23 lipca 2010

Zawody, konkursy, a fundamenty zalane!



Po zawodach



Wyniki zawodów



Wszystkiego najlepszego Ola!!!!!!!!!!

Przedwczoraj wieczorem rozegrane zostały zawody obozowe według pomysłu dziewczynek. Każdy koń miał do przejścia tor, na którym ustawiony był slalom, później drążki, następnie trzeba było wykonać zatrzymanie, dalej wolta i na końcu zagalopowanie z lewej nogi, galop, przejście do kłusa, stęp i zatrzymanie. Najważniejsze elementy były punktowane w skali 1 - 5. W sumie można było otrzymać 25 pkt. Szczegółowe wyniki umieszczone są powyżej.

Z okazji urodzin Oli zorganizowaliśmy wczoraj zawody pt. "Szukaj pluszaka". Ola schowała na pastwisku kilkanaście przytulanek. Uczestnicy mieli za zadanie odszukać wszystkie. Kto znalazł najwięcej wygrywał i dostawał największą porcję urodzinowych lodów Oli! Startowało 6 osób oczywiście konno. Wygrała Marta z Węgrowa, która zwątpiła w swoje siły po poprzednim konkursie, ale motywowana przeze mnie przystąpiła do drugich zawodów i tym razem sukces! Mam nadzieję, że nie rozbolało ją gardło od lodów, ha, ha, ha!

Fundamenty zalane, hura! Był "wianek" i wszyscy się radowali.

środa, 21 lipca 2010

Budujemy nowy dom!







Na budowie - krajobraz księżycowy

Po wielu przeciwnościach losu, pogody i różnych tarapatach życiowych rozpoczęliśmy budowę domu. Wszystko idzie jak po grudzie. najpierw okazało się, że ziemia jest gliniasta i kopanie ręczne jest nie możliwe, potem był deszcz, który częściowo zalał wykop i trzeba było wyciągać wodę, potem nastąpiły skwierczące upały, ale kiedyś zacząć trzeba. Z wielką pomocą moich teściów wreszcie zaczęliśmy!!!! Ufff!!!
Przyszli dziś rano sąsiedzi bliżsi i dalsi i zalewamy fundamenty. Mury będą się piąć od połowy sierpnia.
Dom ma pasować do charakteru stadniny, czyli koń staropolski, klimaty bardzo polskie, a więc dworek polski z gankiem z kolumienkami i z "bawolimi oczami" w dachu.
W fundamentach zatopilismy butelkę z pismem "ku potomności" ( gdyby kiedyś po setkach lat jakiś archeolog - kosmita wykopał ją z ziemi) o treści jak na zdjęciu...


LICZYMY NA WSPARCIE DUCHOWE CZYTELNIKÓW BLOGA

piątek, 16 lipca 2010

Na sianeczku, sianie...


Będąc ostatnio na opisach zaobserwowałam pewną scenkę. Było to tak:
Przyjechałam do pewnej miejscowości i pewien ogierzysta zaprowadził mnie do pewnego sąsiada, który chciał wyrobić paszport źrebięciu. No więc stukamy do drzwi, zamknięte... Po chwili zgrzyt zamka i pojawia się "zmęczony" gospodarz o niewyspanej, czerwonawej twarzy.
Powiedziałam co i jak. Gospodarz poszedł szukać dokumentów, a ja z ogierzystą poszłam opisać młodziaka. Ku mojemu zdziwieniu właściciel punktu rozpłodowego zaprowadził mnie nie do stajni, a do stodoły, a tam widok zaskakujący i przeuroczy zarazem...
W sąsieku, na sianie na wysokości ok 2 metrów śpi sobie rozkosznie źrebiątko, a na klepisku matka spokojnie konsumuje sianko.
Ogierzysta pękał ze śmiechu, ale skwitował to tylko jednym zdaniem:
" Mają tu jak w raju, tylko nie wiem, czy właściciel o tym wie!?"
Właściciel zjawił się po dłuższej chwili, kiedy to już bez niczyjej pomocy zaczipowałam i opisałam kompletnie odstresowane zwierzę. Jedno co przemawiało na korzyść "hodowcy" to to, że na pewno nie bije swoich koni. Zwierzęta były tak spokojne, że aż dziw brał. Niejednokrotnie przy czipowaniu właściciel z pomocnikiem musi stoczyć poważną walkę, aby poskromić źrebię, a tu na sianeczku poszło jak z płatka!!!

wtorek, 13 lipca 2010

Obóz Mart



Marty trzy





Drugi obóz to "Obóz Mart". Są trzy Marty i jeszcze wczoraj miała dojechać czwarta, ale coś się porobiło i nie dojechała, a szkoda, bo w weekendy dojeżdża na jazdy piąta Marta!!!
Marty czują się świetnie, ale jest problem, bo jak wołam np : Marta, chodź na czekoladę, to biegną wszystkie, ale jak wołam: Marta, chodź pozmywać, to nie przybiega żadna. To oczywiście żart, bo dziewczyny do pomocy są bardzo skore i świetnie mi się z nimi współpracuje. Wczoraj zmuszona byłam jechać na opisy i zostawiłam je z całym gospodarstwem na głowie. Zrobiły pycha obiadek!
Jesteśmy więc w trakcie opracowywania ksywek dla Mart. Zaproponowałam: Wawula, Linda i Wanda. Trwają pertraktacje!
Upał ostatnio jest tak nieznośny, że wieczorem pławimy konie. Dziewczyny są zachwycone, konie - stonowane w okazywaniu uczuć...

sobota, 10 lipca 2010

Ala, która na stołku tańczyła



Ala i Oleńka



Wszyscy obozowicze tańczą taniec Ali "na stołku"



Karmienie jaskółki. Ala trzyma, Maja daje muchy, mama Mai - Agnieszka obserwuje

Ala przyjeżdża do nas od kilku lat i jest znana z tego, że chociaż jej dziadek ma działkę w Żarnówce, to ona nie chce nocować u niego tylko z dziećmi z obozu, ażeby (jak to się wyraziła jako 10-latka): „integrować się z grupą”.

Ala bardzo lubi zwierzęta. Ostatnio poprosiła, aby można zaopiekować się na obozie jaskółką. Pierwsza, którą dzieci zaopiekowały się niestety zdechła. Została pochowana z honorami. Druga, którą pod swoje opiekuńcze skrzydła wzięła min Ala czuje się świetnie i je całe tony much, które dzieciaki mordują stukając klapkiem o ławkę lub stół. Muchami dożywiany jest również Kosmosik, o którym była mowa w którymś z poprzednich postów.

Ala odniosła w zeszłym roku poważną kontuzję, a mianowicie złamała rękę w łokciu. To tragiczne wydarzenie miało miejsce tuż przed „Pożegnaniem Jesieni” w naszej stadninie, w którym ku rozpaczy wielkiej udziału wziąć nie mogła.

Złamanie ręki nastąpiło w dzień duchów. Ala tańczyła na stołku i nieszczęśliwie spadła, no i klops, złamana ręka. Rehabilitacja trwała długo, ale Ala nie dała za wygraną i na ferie zimowe do nas przyjechała, bo tak tęskniła, że chociaż być u nas chciała. Na koniach nie jeździła tylko patrzyła na nie z utęsknieniem…
Teraz Ala jest już u nas drugi tydzień i właśnie dzisiaj wyjeżdża. Ogólnie smutny to okres, bo pierwszy obóz się kończy i wszyscy płaczą.

Na jednym z ognisk Ala zademonstrowała swój słynny „taniec na stołku”. Powyżej kilka zdjęć Ali.

Marta "z Mińsk"



Na Pożodze w zeszłym roku w wakacje siedziała Aniela. Pożoga nic. W tym roku ja się na nią wgramoliłam. Marta Wa-wa prowadziło ją po padoku. Pożoga nic. No więc następnego dnia założyłyśmy jej ogłowie i wsiadła Marta "z Mińsk" i wszystko byłoby dobrze, gdybym uprzedziła Martę, że młodego konia nie można ciągnąć za pysk. Z 10 minut klacz chodziła dobrze, ale w pewnym momencie Marta pociągnęła mocniej wodzami. Klacz uniosła głowę do góry, jako niewprawny wierzchowiec straciła równowagę i upadła na ziemię. Zdążyłam jeszcze krzyknąć ; Marta, skacz!". Marta skoczyła, ale nieszczęśliwie na kolano, a że ziemia twarda w te upały jak beton, to kolano zabolało. Prześwietlenie wykazało skręcenie. Zarówno lekarz w szpitalu jak i potem w przychodni zarządził gips, aby unieruchomić staw kolanowy i uniemożliwić pogorszenie, gdyby krnąbrne dziewczę za dużo z chorą nogą biegało. Gips na szczęście tylko na 10 dni, ale w sumie Marta zadowolona, bo z ZUS-u odszkodowanko będzie i może na siodło wystarczy - ha!
Powyżej wyniki pamiątkowej sesji fotograficznej na dzień przed zdjęciem gipsu. Marta wdrapała się na Ordonkę po krześle.

Przy okazji tej historii skecz:

Na pogotowiu.

W poczeklani niewielki tłumek, wszyscy czekają na lekarza. Przyszedł lekarz i przyjął jednego pacjenta, po czym wyszedł i pędzi z powrotem na oddział.

Chuda baba: - Panie doktorze, czy szybko pan wróci?

Lekarz piorunując chudą babę wzrokiem: Nie wiem, jak ktoś umrze, to może wcale!

Chuda baba: !!!! ( To oznacza konsternację)

Po powrocie lekarza chuda baba wchodzi do gabinetu z podopieczną:

Lekarz: Co się stało?

Chuda baba: Coś się stało dziewczęciu w kolano, spadła z konia. Już korzystaliśmy z pomocy pana doktora kilka lat temu w związku z innym dziewczęciem, które spadło z konia.

Lekarz: Same nieszczęścia u was!

Chuda baba: !!!! Ale to było 6 lat temu, w międzyczasie nic się nie działo złego, bywa!

Lekarz: Ale wtedy nie była pani taka chuda!

Chuda baba: !!!!! Oj panie doktorze, to kłopoty z wątrobą, no bo jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije, ha, ha, ha ( to był żart, który miał rozruszać doktora)

Lekarz: jak pani chce to mogę panią zbić...

Chuda baba: !!!!!

Po prześwietleniu nogi dziewczęcia.

Lekarz oglądając kliszę: No, skręcenie, trzeba założyć gips!

Dziewczę: Nieee, tylko nie to! ( Typowe przekomarzanie się nastolatki)

Chuda baba: Nie można by usztywnić bandażem?

Lekarz piorunując chudą babę wzrokiem: No to do widzenia, proszę wrócić z rodzicami.

Wychodzi szybkim krokiem.

Chuda baba: !!!! (Po chwili opamiętuje się i wybiega za lekarzem)

Chuda baba: Panie doktorze. Oczywiście zgadzamy się na gips, dziewczę się tylko przekomarza. Ojciec zagranicą, matka gdzieś w Polsce, bo pracuje jako handlowiec, no niech się pan zlituje.

Lekarz nie zwalniając kroku: To niech ją pani przekona, wrócę za pół godziny!

Chuda baba: !!!!! Stoi w szoku ze spuszczonymi rękami.

Po powrocie lekarz przepisuje skierowanie do ortopedy.

Chuda baba: Panie doktorze, gdzie w tym mieście przyjmuje ortopeda.

Lekarz nic.

Chuda baba powtarza pytanie.

Lekarz nic

Chuda baba, dziewczę i pielęgniarki: !!!!!!!!!!

Konkurs na najpiękniejzą fryzurę końską



Wyniki



Orinoko



Ognista



Ordonka



Pożoga



Posyłka



Pizadora

Upał , że żyć się nie da! Konie tylko pod wieczór wychodzą na pastwisko, bo w ciągu dnia patelnia i gzy niemiłosiernie tną. Konie stoją więc w stajni, bo tam najchłodniej. jazda jest o 6:00, a potem dopiero o 19:00 kiedy słonko już tak nie praży. Jak tu zająć dzieciaki... Wymyśliłam więc konkurs na "Najpiękniejszą fryzurę końską". Szczotki, gąbki i gumki poszły w ruch. Małe dziewczynki powłaziły koniom do żłobów i dalejże trefić swoje ulubienice. Potem jeszcze spacer w pola, aby kwiecia różnobarwnego przynieść i klaczom grzywy i ogony przyozdobić.
Rozstrzygnięcie konkursu po obiedzie nastąpiło, a sędzią prócz mnie teść mój,który całe życie przy koniach w Stadzie Ogierów Łobez i potem Białka spędził, zgodził się zostać.
Konie wszystkie pięknie wyglądały, a mistrzynie grzebienia, wszystkie nagrody otrzymały jednak wcześniej ode mnie burę zebrawszy, bo do konkursu piękności koniom kopyt nie oczyściły. Jakby to wyglądało, gdyby np na konkurs Miss Świata dziewczęta z brudnymi paznokciami startowały?!!
Wszystkie konie do przeglądu Marta Wa-wa doprowadzała. Zdjęcia kunsztu fryzjerskiego w pełni nie oddają, bo aparatem kiepskim robione były, a i konie niechetnie w upale pozowały.