Mówiąc szczerze, to najbardziej lubię proste życzenia, a więc życzę wszystkim:
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :)))))))
a poniżej link do najważniejszych wydarzeń z mojego i Konika Polnego życia w roku 2013 :
https://www.facebook.com/yearinreview/ewa.szadyn
A zima już się powoli zaczyna ...
wtorek, 31 grudnia 2013
piątek, 27 grudnia 2013
Czarownica Ewka i Czarowniczęta :)
Uwielbiam Święta, bo wtedy w domu są wszystkie moje dzieci i nie ważne co i kiedy jemy i jakie były prezenty, ważne jest to, że narodziny Jezusa to cudowna sposobność do bycia razem :)
Najważniejsze jest to, że widzę.miłość między moimi dziećmi i mam tą pewność, że już teraz, a również w przyszłości będą mogły na siebie liczyć.
Któregoś wieczora poprosiłam Adę, Anielę, Olę i Tomeczka żeby mnie narysowali oczywiście jakoś śmiesznie i karykaturalnie, ale żeby była to ich wizja mamy :)
Rysunki są kapitalne.
Tomek przedstawił mnie jako kobitkę z miotłą i"dymkiem", która mówi "Jestem Czarownica Ewka" w otoczeniu wszystkich naszych pięciu psów i daję głowę, że każdy kto zna nasze psy od razu odgadnie który jest który, bo Tomek kapitalnie je zobrazował.
Ola przedstawiła mamę w jej nieodłącznej czapce z daszkiem, jako "kobietę-orkiestrę" dzierżącą w jednej dłoni młotek i gwoździe, a w drugiej biały sznurek, no bo właśnie zamierza naprawić popsute ogrodzenie, ale jednoczesnie myśli już o stu innych rzeczach i tu "dymki z głowy" :1.jest piękna pogoda, 2.urządzam zawody, 3.chłonę energię z wielkiego dębu, 4. muszę pisać na blogu, 5. jestem Czarownica Ewka, 6. moje konie, 7. moja Ola ( to specjalnie żeby podrażnić się z rodzeństwem :P)
Aniela widzi mnie jako chudą, rumianą babę o wielkiej sile, pogodzie ducha z wiadrem w dłoni trzymanym jak lekka torebeczka otoczoną naszymi psami -pęknąć można ze śmiechu tak utrafiła z ich wizerunkiem oraz z Suszi na ramieniu ( co stanowi atrybut czarownicy :P)
Ada uchwyciła natomiast moją ostatnią fazę z wielkimi drzewami i ich energią, gdzie jedną ręką dotykam dębu,a drugą dzierżę miotłę w ręku i z radością wielką namalowaną na obliczu LEWITUJĘ :P
Wszystkie rysunki wisząjuż umnie w pokoju na ścianie i w niedługim czasie doczekają się antyram :)
KOCHAM MOJE DZIECIAKI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od góry twórczość Ady, Tomka, Anieli,Oli
Najważniejsze jest to, że widzę.miłość między moimi dziećmi i mam tą pewność, że już teraz, a również w przyszłości będą mogły na siebie liczyć.
Któregoś wieczora poprosiłam Adę, Anielę, Olę i Tomeczka żeby mnie narysowali oczywiście jakoś śmiesznie i karykaturalnie, ale żeby była to ich wizja mamy :)
Rysunki są kapitalne.
Tomek przedstawił mnie jako kobitkę z miotłą i"dymkiem", która mówi "Jestem Czarownica Ewka" w otoczeniu wszystkich naszych pięciu psów i daję głowę, że każdy kto zna nasze psy od razu odgadnie który jest który, bo Tomek kapitalnie je zobrazował.
Ola przedstawiła mamę w jej nieodłącznej czapce z daszkiem, jako "kobietę-orkiestrę" dzierżącą w jednej dłoni młotek i gwoździe, a w drugiej biały sznurek, no bo właśnie zamierza naprawić popsute ogrodzenie, ale jednoczesnie myśli już o stu innych rzeczach i tu "dymki z głowy" :1.jest piękna pogoda, 2.urządzam zawody, 3.chłonę energię z wielkiego dębu, 4. muszę pisać na blogu, 5. jestem Czarownica Ewka, 6. moje konie, 7. moja Ola ( to specjalnie żeby podrażnić się z rodzeństwem :P)
Aniela widzi mnie jako chudą, rumianą babę o wielkiej sile, pogodzie ducha z wiadrem w dłoni trzymanym jak lekka torebeczka otoczoną naszymi psami -pęknąć można ze śmiechu tak utrafiła z ich wizerunkiem oraz z Suszi na ramieniu ( co stanowi atrybut czarownicy :P)
Ada uchwyciła natomiast moją ostatnią fazę z wielkimi drzewami i ich energią, gdzie jedną ręką dotykam dębu,a drugą dzierżę miotłę w ręku i z radością wielką namalowaną na obliczu LEWITUJĘ :P
Wszystkie rysunki wisząjuż umnie w pokoju na ścianie i w niedługim czasie doczekają się antyram :)
KOCHAM MOJE DZIECIAKI !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od góry twórczość Ady, Tomka, Anieli,Oli
wtorek, 17 grudnia 2013
Spotkanie po 30 latach :)
- To pani Marlena z PAN w Popielnie, a to pani Ewa - przedstawił nas sobie dyrektor PZHK - przed nami droga do Poznania na Cavaliadę, będziemy jechać jednym samochodem. Dobrze jest więc wcześniej się poznać - dodał.
Marlena wydawała się być sympatyczna. Chwyciła torbę z moimi książkami ofiarowując się z pomocą i pomknęła do windy.
Na dole jeszcze przed wejściem do samochodu coś mnie tknęło i zapytałam:
- A jaką uczelnię pani kończyła i w którym roku ?
- SGGW w 1986 - odpowiedziała Marlena.
Zerknęłam na nią ponownie i zapytałam:
- A w Brwinowie na praktykach w chlewni pani była ?
Teraz swoimi pięknymi, wielkimi oczami Marlena spojrzała na mnie uważnie i w krzyk:
- Ewka!!!!! To ty ? Wszelki duch Pana Boga chwali !
No i gadałyśmy jak najęte całą drogę do Poznania, co w ciągu tych 30 latek, w których nico sobie nie widziałyśmy się działo, a dyrektor w szoku tylko się uśmiechał od czasu do czasu i z rzadka udało się mu coś wtrącić, bo my trajkotałyśmy jak przekupki na bazarze :p
Praktyki były pamiętne. W Brwinowie SGGW miało gospodarstwo rolne i mieścił się nasz rodzimy wydział zootechniczny. Cudowne miejsce, piękny park ze starodrzewem, pałac...Teraz zootechnika jest oczywiście na Ursynowie, a Brwinów pozostaje tylko już w naszych wspomnieniach...
Wracając do praktyk. Trwały one miesiąc i mieliśmy wybór: chlewnia labo pole ! Większość odstraszał smród świniarni, ale Marlena, Marcin i ja jako zagorzali hodowcy zgłosiliśmy się właśnie do obsługi świń.
Wygraliśmy na tym podwójnie, bo przede wszystkim doceniliśmy świnie.Nawet sobie nie wyobrażacie jakie to mądre i czyste stworzenia !!! Nie mam pojęcia skąd wzięło się powiedzenie "brudny jak świnie"...ale otym kiedy indziej, bo zbaczam z tematu.
Drugim pozytywem pracy z trzodą była możliwość dyżurowania w soboty i niedziele, za to można było sobie odebrać podwójne wolne dni, tak więc praktyki skończyliśmy po 2 tygodniach :)
Właściwie wygraliśmy potrójnie,bo reszta harowała przy burakach, czy ziemniakach, czy szuflowaniu zboża, już nie pamiętam. Po kilku dniach wszyscy się chcieli z nami zamieniać, ale my już fuchy nie oddaliśmy :)
Na Cavaliadzie Marlena była przebrana za Żonę Mikołaja, a drugiego dnia za Walentynkę, bo jak mówi:
- Trzeba ciągle ludziom przypominać, jak ważna jest miłość wżyciu :)
W przerwie dobrej roboty w świniarni jak zwykle się zgrywaliśmy. Boże, ja się bez przerwy chichrałam :)
Z Marlenką - Walentynką przed stoiskiem PZHK :)
Marlena - Żona Świętego Mikołaja :)))
Marlena wydawała się być sympatyczna. Chwyciła torbę z moimi książkami ofiarowując się z pomocą i pomknęła do windy.
Na dole jeszcze przed wejściem do samochodu coś mnie tknęło i zapytałam:
- A jaką uczelnię pani kończyła i w którym roku ?
- SGGW w 1986 - odpowiedziała Marlena.
Zerknęłam na nią ponownie i zapytałam:
- A w Brwinowie na praktykach w chlewni pani była ?
Teraz swoimi pięknymi, wielkimi oczami Marlena spojrzała na mnie uważnie i w krzyk:
- Ewka!!!!! To ty ? Wszelki duch Pana Boga chwali !
No i gadałyśmy jak najęte całą drogę do Poznania, co w ciągu tych 30 latek, w których nico sobie nie widziałyśmy się działo, a dyrektor w szoku tylko się uśmiechał od czasu do czasu i z rzadka udało się mu coś wtrącić, bo my trajkotałyśmy jak przekupki na bazarze :p
Praktyki były pamiętne. W Brwinowie SGGW miało gospodarstwo rolne i mieścił się nasz rodzimy wydział zootechniczny. Cudowne miejsce, piękny park ze starodrzewem, pałac...Teraz zootechnika jest oczywiście na Ursynowie, a Brwinów pozostaje tylko już w naszych wspomnieniach...
Wracając do praktyk. Trwały one miesiąc i mieliśmy wybór: chlewnia labo pole ! Większość odstraszał smród świniarni, ale Marlena, Marcin i ja jako zagorzali hodowcy zgłosiliśmy się właśnie do obsługi świń.
Wygraliśmy na tym podwójnie, bo przede wszystkim doceniliśmy świnie.Nawet sobie nie wyobrażacie jakie to mądre i czyste stworzenia !!! Nie mam pojęcia skąd wzięło się powiedzenie "brudny jak świnie"...ale otym kiedy indziej, bo zbaczam z tematu.
Drugim pozytywem pracy z trzodą była możliwość dyżurowania w soboty i niedziele, za to można było sobie odebrać podwójne wolne dni, tak więc praktyki skończyliśmy po 2 tygodniach :)
Właściwie wygraliśmy potrójnie,bo reszta harowała przy burakach, czy ziemniakach, czy szuflowaniu zboża, już nie pamiętam. Po kilku dniach wszyscy się chcieli z nami zamieniać, ale my już fuchy nie oddaliśmy :)
Na Cavaliadzie Marlena była przebrana za Żonę Mikołaja, a drugiego dnia za Walentynkę, bo jak mówi:
- Trzeba ciągle ludziom przypominać, jak ważna jest miłość wżyciu :)
W przerwie dobrej roboty w świniarni jak zwykle się zgrywaliśmy. Boże, ja się bez przerwy chichrałam :)
Z Marlenką - Walentynką przed stoiskiem PZHK :)
Marlena - Żona Świętego Mikołaja :)))
środa, 4 grudnia 2013
Widzę ! :))))
- Widzę! - Krzyknął nasz dwór w momencie gdy "trzecie magiczne oko" po środku czoła wmontowane mu zostało.
Strzelił świecącymi szybami swoich nowych oczu i milczał...Ciekawe co sobie myśli, czy mu się otoczenie podoba. Niestety jego najbliższa kumpela - "letnia łazienka" ostatnio nieco na wyglądzie ucierpiała, bo Pożoga oko jej podbiła :P
Stanęłam przed dworem i dumam. "Nic nie mówi, może się boi, że nasze chabety też szturchać go zaczną i jego nowe oczy na tym ucierpią ?" Tak, pewnie tak sobie myśli. Wycięłam więc hołubca i dalej palety nosić i okna balkonowe najbardziej narażone na kontakt z kopytnym zasłaniać. Myślę, że to tylko doraźne zabezpieczenie. Docelowo Dwór prądem ogrodzić trzeba, bo nasze koniska do nieprawdopodobnie szkódnych się zaliczają. Tylko co wtedy biedaczek sobie pomyśli, tacy gospodarze! Prądem mnie otaczają i wolności pozbawiają :(
Myślę, myślę...i chyba Czarownicę Ewkę o pomoc poproszę ! :) Już ona wyduma jak "bezstresowe bezpieczeństwo" naszemu Dworowi stworzyć :p
Widzę ! Krzyknął Dwór :)
A to jedna z wizji docelowego makijażu naszego Dworu :) Dzięki Pi Rogue :)
Strzelił świecącymi szybami swoich nowych oczu i milczał...Ciekawe co sobie myśli, czy mu się otoczenie podoba. Niestety jego najbliższa kumpela - "letnia łazienka" ostatnio nieco na wyglądzie ucierpiała, bo Pożoga oko jej podbiła :P
Stanęłam przed dworem i dumam. "Nic nie mówi, może się boi, że nasze chabety też szturchać go zaczną i jego nowe oczy na tym ucierpią ?" Tak, pewnie tak sobie myśli. Wycięłam więc hołubca i dalej palety nosić i okna balkonowe najbardziej narażone na kontakt z kopytnym zasłaniać. Myślę, że to tylko doraźne zabezpieczenie. Docelowo Dwór prądem ogrodzić trzeba, bo nasze koniska do nieprawdopodobnie szkódnych się zaliczają. Tylko co wtedy biedaczek sobie pomyśli, tacy gospodarze! Prądem mnie otaczają i wolności pozbawiają :(
Myślę, myślę...i chyba Czarownicę Ewkę o pomoc poproszę ! :) Już ona wyduma jak "bezstresowe bezpieczeństwo" naszemu Dworowi stworzyć :p
Widzę ! Krzyknął Dwór :)
A to jedna z wizji docelowego makijażu naszego Dworu :) Dzięki Pi Rogue :)
piątek, 29 listopada 2013
Oczy naszego Dworu :)
Dzisiaj nasz Dwór w Szadynowie miał dostać swoje oczy, ale niespodziewanie dostałam wczoraj telefon od producenta, że montaż rozpocznie się dzień wcześniej.Trochę już późno było, jak ekipa monterów dotarła na miejsce, a po godzinie dostarczyłam panom lampkę, bo ciemności nastały i wstawiać okien w takich warunkach się nie dało.
Może następna niecała godzinka minęła, a tu trach i światło zgasło. W naszych okolicach niestety często się to zdarza, bo drzew w okolicy kupa i podejrzewałam, że znowu wiatry szalone drzewo na trakcję elektryczną powaliły. Po chwili telefon od Tomeczka:
"Mamo przyjedź pomnie na trening, bo światła nie ma!"
Równocześnie z ekipą montażową ruszyłyśmy z Olą po Tomka. Niestety po ciemku okien montować się nie da, a i w piłkę nożną grać dość ciężko :P
Świece się w domu skończyły więc w powrotnej drodze w naszym wiejskim sklepiku kupić je zamierzaliśmy. Niestety świec nie było, ale za to wkłady do zniczy na składzie się znajdowały. Rad nie rad wzięłam kilka i przez jakieś jeszcze pół godziny przy zniczu przy kuchennym stole siedząc z dziećmi deliberowaliśmy :P
Na szczęście światło znów rozbłysło co zgniecenie owsa dla koni w gniotowniku mi umożliwiło :)
Dwór w Szadynowie pozostałe oczy na świętej Barbary dostanie, a wtedy przyjrzę mu się ukradkiem i może z jego miny wyczytam, czy z otoczenia zadowolony :)
Może następna niecała godzinka minęła, a tu trach i światło zgasło. W naszych okolicach niestety często się to zdarza, bo drzew w okolicy kupa i podejrzewałam, że znowu wiatry szalone drzewo na trakcję elektryczną powaliły. Po chwili telefon od Tomeczka:
"Mamo przyjedź pomnie na trening, bo światła nie ma!"
Równocześnie z ekipą montażową ruszyłyśmy z Olą po Tomka. Niestety po ciemku okien montować się nie da, a i w piłkę nożną grać dość ciężko :P
Świece się w domu skończyły więc w powrotnej drodze w naszym wiejskim sklepiku kupić je zamierzaliśmy. Niestety świec nie było, ale za to wkłady do zniczy na składzie się znajdowały. Rad nie rad wzięłam kilka i przez jakieś jeszcze pół godziny przy zniczu przy kuchennym stole siedząc z dziećmi deliberowaliśmy :P
Na szczęście światło znów rozbłysło co zgniecenie owsa dla koni w gniotowniku mi umożliwiło :)
Dwór w Szadynowie pozostałe oczy na świętej Barbary dostanie, a wtedy przyjrzę mu się ukradkiem i może z jego miny wyczytam, czy z otoczenia zadowolony :)
środa, 27 listopada 2013
II Halowy Turniej Piłki Nożnej, rocznik 2002, Dobre 2013 :)
W turnieju startowało VII drużyn, niektóre nawet z dość daleka :). Wygrała Miedzanka z Miedznej, II miejsce Węgrów, a III Sokołów Podlaski. Nasz Grębków miejsce VII.
Miłym akcentem osobistym był medal dla Tomka zatytułowany "Najlepszy Zawodnik". Syn strzelił 3 gole :)
Bardzo si cieszę, że chłopcy z Grębkowa dostali swoją szansę, ponieważ od wakacji trenuje ich pan Henryk Giers. To doświadczony trener, o wspaniałym podejściu do dzieci, wyjątkowej cierpliwości i wybitnej kulturze.
Jak zauważyłam, w stosunku do swoich zawodników używa techniki "marchewki" pochwał, co w przypadku Tomka sprawia się wspaniale. Ma w stosunku do chłopców podejście ojcowskie, pełne troski. Młodzi panowie patrzą w trenera jak w obraz i często słyszę w domu: " a Trener powiedział".
Między innymi Trenerowi zawdzięczamy stopniową poprawę Tomka w języku rosyjskim, bo :
"Trener powiedział, że może pojedziemy na Krym rozegrać mecz, a tam mówi się po rosyjsku" ... :))))
Tomek ( żółta koszulka) w akcji :)
Miłym akcentem osobistym był medal dla Tomka zatytułowany "Najlepszy Zawodnik". Syn strzelił 3 gole :)
Bardzo si cieszę, że chłopcy z Grębkowa dostali swoją szansę, ponieważ od wakacji trenuje ich pan Henryk Giers. To doświadczony trener, o wspaniałym podejściu do dzieci, wyjątkowej cierpliwości i wybitnej kulturze.
Jak zauważyłam, w stosunku do swoich zawodników używa techniki "marchewki" pochwał, co w przypadku Tomka sprawia się wspaniale. Ma w stosunku do chłopców podejście ojcowskie, pełne troski. Młodzi panowie patrzą w trenera jak w obraz i często słyszę w domu: " a Trener powiedział".
Między innymi Trenerowi zawdzięczamy stopniową poprawę Tomka w języku rosyjskim, bo :
"Trener powiedział, że może pojedziemy na Krym rozegrać mecz, a tam mówi się po rosyjsku" ... :))))
Tomek ( żółta koszulka) w akcji :)
niedziela, 17 listopada 2013
Z wizytą w Wilkowyjach ;)
Rodzina nasza z zagorzałością wielką śledzi serial "Ranczo", który mimo opisu "komediowy" zawiera mnóstwo ziaren prawdy, które zebrane do kupy całe zapole w stodole by na pełniły :)
Jeżdżąc po terenie i opisując źrebięta dotarłam również do wsi Jeruzal. Było to ładnych parę lat temu. Opisywałam wtedy źrebaczka u kościelnego z tegoż właśnie Jaruzala. Nie było tam jeszcze kręcone Ranczo, ale już wtedy zaintrygowała mnie nazwa "Jeruzal". zapytałam więc kościelnego o to skąd wzięła się nazwa, no bo przecież Jerozolima - Jeruzal skąd ta zbieżność ? Nie umiał odpowiedzieć..
Dopiero kiedy zajrzałam do internetu, w historii wsi między wierszami wyczytałam, że nazwa miała prawdopodobnie mieć charakter po prostu marketingowy, ponieważ jej znaczenie malało ze względu na sąsiedztwo innych dużych miejscowości takich jak Wodynie, Latowicz, Kuflew i Seroczyn...
W kilka lat później pan Tadzio - stary ogierzysta powiedział mi, że w Jeruzalu kręcą serial i ludzie nieźle się na nim obławiają :P
Dzieciaki już od dawna suszyły mi głowę żeby pojechać, jak to się wyraziły "na ławeczkę do Wilkowyj". Dzisiaj jest niedziela, wygospodarowałam więc trochę czasu i zrobiliśmy wyprawę na plan filmowy Rancza :)
Z domu pod sklep w Wilkowyjach czyli rzeczywistym Jeruzalu jest 30km, a więc nie tak daleko.
We wsi Kołacz wzięliśmy "na stopa" starszego pana, który podążał do kościółka na mszę, ale niestety nie mogłam go wziąć na spytki bo okazał się być głuchy jak pień.
Kupiliśmy w sklepie "U Krysi" Mamrota, którego chcieliśmy pokazywać jako trofeum wszystkim gościom odwiedzającym naszą stadninę, ale niestety mój mąż "porwał butelkę" i popędził pokazać ją kolegom...
Zrobiłam krótki wywiad u właściciela sklepu, który zeznał, że z tego co wie następna seria Rancza będzie kręcona na 40%. Dzieciaki zrobiły smutne miny i ja też :(
Potem zagadnęłam jakąś kobitkę, czy nie wie gdzie jest dom Solejuków. Okazało się, że jej mąż gra stale jako statysta w Ranczu. Pogadałam z nim chwilę dowiadując się, że Urząd Gminy jest w Latowiczu, a Knajpa U Japycza w Strachominie. Dzięki panu statyście mogliśmy zobaczyć na własne oczy siedzibę TV Wilkowyje, którą rozkręcił Czerepach i nowy dom Solejuków, ale nie powiem gdzie są, bo to domy prywatne :P
Dzieciaki były zadowolone z wycieczki. Zrobiliśmy kilka zdjęć.
Mamy jednak nadzieję, że dalsze odcinki będą kręcone i 9 sezon powstanie
. Powiedzmy sobie szczerze : "Ranczo, to takie nasze dobro narodowe" :P
Jeżdżąc po terenie i opisując źrebięta dotarłam również do wsi Jeruzal. Było to ładnych parę lat temu. Opisywałam wtedy źrebaczka u kościelnego z tegoż właśnie Jaruzala. Nie było tam jeszcze kręcone Ranczo, ale już wtedy zaintrygowała mnie nazwa "Jeruzal". zapytałam więc kościelnego o to skąd wzięła się nazwa, no bo przecież Jerozolima - Jeruzal skąd ta zbieżność ? Nie umiał odpowiedzieć..
Dopiero kiedy zajrzałam do internetu, w historii wsi między wierszami wyczytałam, że nazwa miała prawdopodobnie mieć charakter po prostu marketingowy, ponieważ jej znaczenie malało ze względu na sąsiedztwo innych dużych miejscowości takich jak Wodynie, Latowicz, Kuflew i Seroczyn...
W kilka lat później pan Tadzio - stary ogierzysta powiedział mi, że w Jeruzalu kręcą serial i ludzie nieźle się na nim obławiają :P
Dzieciaki już od dawna suszyły mi głowę żeby pojechać, jak to się wyraziły "na ławeczkę do Wilkowyj". Dzisiaj jest niedziela, wygospodarowałam więc trochę czasu i zrobiliśmy wyprawę na plan filmowy Rancza :)
Z domu pod sklep w Wilkowyjach czyli rzeczywistym Jeruzalu jest 30km, a więc nie tak daleko.
We wsi Kołacz wzięliśmy "na stopa" starszego pana, który podążał do kościółka na mszę, ale niestety nie mogłam go wziąć na spytki bo okazał się być głuchy jak pień.
Kupiliśmy w sklepie "U Krysi" Mamrota, którego chcieliśmy pokazywać jako trofeum wszystkim gościom odwiedzającym naszą stadninę, ale niestety mój mąż "porwał butelkę" i popędził pokazać ją kolegom...
Zrobiłam krótki wywiad u właściciela sklepu, który zeznał, że z tego co wie następna seria Rancza będzie kręcona na 40%. Dzieciaki zrobiły smutne miny i ja też :(
Potem zagadnęłam jakąś kobitkę, czy nie wie gdzie jest dom Solejuków. Okazało się, że jej mąż gra stale jako statysta w Ranczu. Pogadałam z nim chwilę dowiadując się, że Urząd Gminy jest w Latowiczu, a Knajpa U Japycza w Strachominie. Dzięki panu statyście mogliśmy zobaczyć na własne oczy siedzibę TV Wilkowyje, którą rozkręcił Czerepach i nowy dom Solejuków, ale nie powiem gdzie są, bo to domy prywatne :P
Dzieciaki były zadowolone z wycieczki. Zrobiliśmy kilka zdjęć.
Mamy jednak nadzieję, że dalsze odcinki będą kręcone i 9 sezon powstanie
. Powiedzmy sobie szczerze : "Ranczo, to takie nasze dobro narodowe" :P
czwartek, 14 listopada 2013
Andrzejki jeździeckie zapowiadamy na 30 października :)
Jak co roku panny zamierzają sobie powróżyć w Koniku Polnym :) Przepowiednie i lanie z wosku prowadzić będzie Czarownica Ewka...Znam ją osobiście i wiem, że mnóstwo wróżb ma w zanadrzu :P
Konno również pojeździmy, a po obiadku czarodziejskie ciasto wspólnie upieczemy.
Wiem od Czarownicy Ewki, że ciasto moc taką posiada, iż w nocy sen przynosi, w którym przyszły małżonek się panie pojawia :)...
Szczegóły na:
https://www.facebook.com/events/610480832327289/?ref_dashboard_filter=upcoming
Konno również pojeździmy, a po obiadku czarodziejskie ciasto wspólnie upieczemy.
Wiem od Czarownicy Ewki, że ciasto moc taką posiada, iż w nocy sen przynosi, w którym przyszły małżonek się panie pojawia :)...
Szczegóły na:
https://www.facebook.com/events/610480832327289/?ref_dashboard_filter=upcoming
środa, 13 listopada 2013
Listopadowe konne jeżdżenie w pełni :)
Listopad tego roku mamy wspaniały, w weekend u nas rojnie,co cieszy nas niezmiernie. Zapraszamy więc na jazdy konne do Konika Polnego, bo jak prognozy mówią całkiem ładnie będzie i ciepło też :)
Koniki w kondycji i nie wystane,bo po pastwiskach codziennie biegają. Dzisiaj deszczowo było,ale im to nic nie szkodziło i cały czas z pyskami przy ziemi powoli z krańca do krańca pastwisk w stadzie się przemieszczały.
Zamieszczam kilka fotografii z 11 listopada w naszej stadninie.Mam nadzieję, że nastrój i urok tego miejsca,który przebija ze zdjęć zachęci również tych, którzy jeszcze u nas nie byli :)
Uwielbiam gości !!!! :))))
Koniki w kondycji i nie wystane,bo po pastwiskach codziennie biegają. Dzisiaj deszczowo było,ale im to nic nie szkodziło i cały czas z pyskami przy ziemi powoli z krańca do krańca pastwisk w stadzie się przemieszczały.
Zamieszczam kilka fotografii z 11 listopada w naszej stadninie.Mam nadzieję, że nastrój i urok tego miejsca,który przebija ze zdjęć zachęci również tych, którzy jeszcze u nas nie byli :)
Uwielbiam gości !!!! :))))
piątek, 8 listopada 2013
Awaria i "Stawik Hrabiego"
Dłużej zaprzyjaźnieni bywalcy Konika Polnego znają na pewno historię nazwy małego stawiku na tyłach naszej stodoły.
Otóż pewnego listopadowego wieczora, kiedy to Warszawiaki u nas gościli - Hrabia ( który skromnie osobie mawia "gdzie ja tam hrabia, jam prosty szlachcic :P) oddalił się do stajni od ogniska,które naonczas paliliśmy za stodołą. Po jakimś czasie dało się słyszeć donośne : "o "cholera" tudzież parę innych soczystych określeń i zmroku wyłonił się uchachany Hrabia mokry do pasa. Stawiku nie zauważył i w sam środek się wpakował.Do butów swoich jeździeckich kaszy potem nasypał i w taki sposób na piecu je suszył. Kasza napęczniała ( nie jedliśmy jej, ha, ha, ha), a buty wyschły.
Od tej pory stawik imię Hrabiego nosi.
Bajorko to zostało wykopane jeszcze przez poprzedniego właściciela, a to w celu łapania spływającej z pól wody tudzież wypływającej z bijących wszędzie źródeł.
Stawik z upływem lat zamulał się coraz bardziej, a woda regularnie zalewała nam drogę, o czym nasi goście świetnie wiedzą, bo utrapieniem jest to dla nas strasznym.
Jaki związek ze stawikiem ma awaria ? A no taki, że awaria wodociągowa się stała i woda koło dużego domu wybijać zaczęła.Przyjechała kopara z ZGK i awarię usunęła, ale przy okazji poprosiłam pana kierownika i pracowników o radę co ze stawikiem i zalewającądrogę wodą począć.
Dodam jeszcze, że poprzedniego dnia sąsiedzi z pobliskiej wsi obornik od nas brali i wielkie spustoszenie na drodze i wokół stawiku powstało, jako, że pryzma gnoju tam właśnie się znajduje. Nie za dobry to okres, w błoto gnój na rozrzutnik turem ładować, oj nie najlepsza...
Panowie pomyśleli, rurę przepustową przywieźli, przepust przez drogę zrobili i ziemią znad stawu przysypali. Puki co woda przez rurę ciurlika i na drugą stronę drogi przepływa ku radości mej wielkiej.
Panu kierownikowi i pracownikom ZGK z całego serca dziękuję :)
Otóż pewnego listopadowego wieczora, kiedy to Warszawiaki u nas gościli - Hrabia ( który skromnie osobie mawia "gdzie ja tam hrabia, jam prosty szlachcic :P) oddalił się do stajni od ogniska,które naonczas paliliśmy za stodołą. Po jakimś czasie dało się słyszeć donośne : "o "cholera" tudzież parę innych soczystych określeń i zmroku wyłonił się uchachany Hrabia mokry do pasa. Stawiku nie zauważył i w sam środek się wpakował.Do butów swoich jeździeckich kaszy potem nasypał i w taki sposób na piecu je suszył. Kasza napęczniała ( nie jedliśmy jej, ha, ha, ha), a buty wyschły.
Od tej pory stawik imię Hrabiego nosi.
Bajorko to zostało wykopane jeszcze przez poprzedniego właściciela, a to w celu łapania spływającej z pól wody tudzież wypływającej z bijących wszędzie źródeł.
Stawik z upływem lat zamulał się coraz bardziej, a woda regularnie zalewała nam drogę, o czym nasi goście świetnie wiedzą, bo utrapieniem jest to dla nas strasznym.
Jaki związek ze stawikiem ma awaria ? A no taki, że awaria wodociągowa się stała i woda koło dużego domu wybijać zaczęła.Przyjechała kopara z ZGK i awarię usunęła, ale przy okazji poprosiłam pana kierownika i pracowników o radę co ze stawikiem i zalewającądrogę wodą począć.
Dodam jeszcze, że poprzedniego dnia sąsiedzi z pobliskiej wsi obornik od nas brali i wielkie spustoszenie na drodze i wokół stawiku powstało, jako, że pryzma gnoju tam właśnie się znajduje. Nie za dobry to okres, w błoto gnój na rozrzutnik turem ładować, oj nie najlepsza...
Panowie pomyśleli, rurę przepustową przywieźli, przepust przez drogę zrobili i ziemią znad stawu przysypali. Puki co woda przez rurę ciurlika i na drugą stronę drogi przepływa ku radości mej wielkiej.
Panu kierownikowi i pracownikom ZGK z całego serca dziękuję :)
czwartek, 7 listopada 2013
Sowia Góra i Czarownica Ewka :)
Moja dobra znajoma Czarownica Ewka męczyła mnie ostatnimi czasy okrutnie, co by na Sowią Górę ją zawieźć. Co prawda mogłaby się tam udać na swojej starej szkapinie, ale spod naszej olszyn na Sowią Górę dość daleka droga dla konia i Ewce żal kobyłki się zrobiła. Postanowiła więc mi dziurę w brzuchu wiercić, aby do wyprawy moją terenówkę wykorzystać :p
Nadszedł dzień, kiedy na opisy źrebiąt w tamtą stronę się wybierałam.Zapakowałam więc Czarownicę Ewkę na tylne siedzenie i dalejże jazda na...no może nie Łysą Górę, ale Sowią, która mi osobiście z czarownicami właśnie się kojarzy : )
Miejsce to piękne, które po wielokroć mijałam jadąc droga z Pierzchał przez Jarnice na Węgrów. mnie widok meandrującego Liwca poprzez piękną, dziką dolinę ponad którą górowało wzgórze z podjazdem od strony szosy.Myślałam zawsze "Ale cudnie byłoby mieć tu dom, ale bajeczne krajobrazy :)"
No i dowiaduję się, że to Sowia Góra, o której tyle słyszałam i o której Czarownica Ewka ciągle nad głową mi skwierczała :)
Otóż Czarownica Ewka ma wielkie plany co do tego miejsca. Chciałaby w niedługim czasie zorganizować wydarzenie na fb ( jako, że jest ona bardzo nowoczesną czarownicą :p) zapraszające wszystkie dobre wiedźmy, czarownice, szeptuchy i inne rusałki oczywiście dobre, do spotkania na Sowiej Górze w celu połączenia pozytywnych sił. Kumulacja pozytywnej siły może wiele zdziałać dla lokalnej społeczności i nie tylko, bo jak wszyscy wiecie kochani czytelnicy "W KUPIE JEST SIŁA" :)
Po wizycie na Sowiej Górze Czarownica Ewka odzyskała swój wigor i wstąpiły w nią nowe nadzieje i siły witalne :) Martwiło ją tylko jedno, że tak piękne miejsce jest pełne śmieci, które prawdopodobnie turyści ( no bo kto inny) pozostawiają po sobie ...
Nadszedł dzień, kiedy na opisy źrebiąt w tamtą stronę się wybierałam.Zapakowałam więc Czarownicę Ewkę na tylne siedzenie i dalejże jazda na...no może nie Łysą Górę, ale Sowią, która mi osobiście z czarownicami właśnie się kojarzy : )
Miejsce to piękne, które po wielokroć mijałam jadąc droga z Pierzchał przez Jarnice na Węgrów. mnie widok meandrującego Liwca poprzez piękną, dziką dolinę ponad którą górowało wzgórze z podjazdem od strony szosy.Myślałam zawsze "Ale cudnie byłoby mieć tu dom, ale bajeczne krajobrazy :)"
No i dowiaduję się, że to Sowia Góra, o której tyle słyszałam i o której Czarownica Ewka ciągle nad głową mi skwierczała :)
Otóż Czarownica Ewka ma wielkie plany co do tego miejsca. Chciałaby w niedługim czasie zorganizować wydarzenie na fb ( jako, że jest ona bardzo nowoczesną czarownicą :p) zapraszające wszystkie dobre wiedźmy, czarownice, szeptuchy i inne rusałki oczywiście dobre, do spotkania na Sowiej Górze w celu połączenia pozytywnych sił. Kumulacja pozytywnej siły może wiele zdziałać dla lokalnej społeczności i nie tylko, bo jak wszyscy wiecie kochani czytelnicy "W KUPIE JEST SIŁA" :)
Po wizycie na Sowiej Górze Czarownica Ewka odzyskała swój wigor i wstąpiły w nią nowe nadzieje i siły witalne :) Martwiło ją tylko jedno, że tak piękne miejsce jest pełne śmieci, które prawdopodobnie turyści ( no bo kto inny) pozostawiają po sobie ...
wtorek, 5 listopada 2013
Nasze "Wzgórze Jagiełły"
Nie ma chyba Polaka małego czy dużego, który nie znałby daty 1410 rok - zwycięska bitwa wojsk polsko-litewskich pod wsią Grunwald.
Jako dziecko potrafiłam godzinami przyglądać się reprodukcji obrazu Jana Matejki przedstawiającego to wydarzenie...Obraz przerażający, krwawy, dynamiczny pobudzał wyobraźnię małej dziewczynki. "Gdzie jest król?" pytałam rodziców i wtedy wskazywali mi rycerza w srebrnej zbroi stojącego ze swoim orszakiem, na wzgórzu pod lasem wydającego komendy.
"Król nie może narażać się na niebezpieczeństwo na wojnie"- mówił mój tata. "Jest mózgiem operacji, jeżeli on zginie, to koniec. To tak jak w szachach..."
Wyobrażałam sobie miejsce rozegrania bitwy jako rozległą dolinę rozciągającą się u stóp zalesionego wzgórza.
Obraz z dzieciństwa odnalazłam w pobliżu sąsiadującej z nami wsi Leśnogóra. Tak właśnie widziałam oczyma wyobraźni miejsce dowodzenia króla Władysława Jagiełły. Miejsce to wraz z dziećmi, z którymi jeżdżę konno po okolicy nazwaliśmy "Wzgórzem Jagiełły" :)
Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki
Ola i Aniela na naszym "Wzgórzu Jagiełły" :)
Jako dziecko potrafiłam godzinami przyglądać się reprodukcji obrazu Jana Matejki przedstawiającego to wydarzenie...Obraz przerażający, krwawy, dynamiczny pobudzał wyobraźnię małej dziewczynki. "Gdzie jest król?" pytałam rodziców i wtedy wskazywali mi rycerza w srebrnej zbroi stojącego ze swoim orszakiem, na wzgórzu pod lasem wydającego komendy.
"Król nie może narażać się na niebezpieczeństwo na wojnie"- mówił mój tata. "Jest mózgiem operacji, jeżeli on zginie, to koniec. To tak jak w szachach..."
Wyobrażałam sobie miejsce rozegrania bitwy jako rozległą dolinę rozciągającą się u stóp zalesionego wzgórza.
Obraz z dzieciństwa odnalazłam w pobliżu sąsiadującej z nami wsi Leśnogóra. Tak właśnie widziałam oczyma wyobraźni miejsce dowodzenia króla Władysława Jagiełły. Miejsce to wraz z dziećmi, z którymi jeżdżę konno po okolicy nazwaliśmy "Wzgórzem Jagiełły" :)
Bitwa pod Grunwaldem Jana Matejki
Ola i Aniela na naszym "Wzgórzu Jagiełły" :)
środa, 23 października 2013
Hubertus 2013 przeszedł do historii :)
Hubertus w tym roku był udany pod każdym względem. Przede wszystkim, co jest najważniejsze - pogoda była piękna. To z kolei sprzyjało temu, że sporo gości nas odwiedziło :)
Poza tym niedaleka Stajnia Rudnik z czterema rumakami nas odwiedziła, wśród których niepodzielnie królował przepiękny ogier rasy shire.
W tym roku po raz pierwszy szukanie Lisa dla dzieci poprzedził konkurs z torem przeszkód :) Konkurs poprowadziła Aniela, która potem wcieliła się w rolę Lisa :)
Wszystkie dzieciaki biorące udział w konkursie dostały nagrody wśród których były obrazki pani Uli Chromik i moje książeczki.
Złotą podkowę za odnalezienie lisa po bardzo długich poszukiwaniach zdobyła Amelka ze Stajni Rudnik. Wszystkie dzieci zostały dodatkowo uhonorowane flots :)
Pościg za lisem poprzedziła półgodzinna rozgrzewająca jazda w teren. Po bardzo energicznych podrygach końskich na naszym dużym padoku przy stawie i po DZIEWIĘCIU !!!!!! upadkach, Lis został pojmany :)
Dokonała tego nasza Ola na swojej ukochanej Oszin :)
Fotografów było wielu, jako pierwsza opublikowała na fb zdjęcia Stajnia Rudnik. Ja jednak podam linka do zdjęć pani Uli Chromik, które są bardzo profesjonalne i w całości oddają ducha Hubertusa :)
Bardzo dziękujemy gościom za tak liczne przybycie, a szczególnie Edycie i Kasi z rodzinami, które jak zwykle były mega-pozytywnie zaangażowane :)))))
Bardzo ucieszyły nas odwiedziny zaprzyjaźnionych husarzy, a panu pułkownikowi, który mimo odniesionej w zagranicznych wojażach kontuzji, za dekorację jeźdźców i ciekawy wykład serdecznie dziękujemy :)
Dla uczestników mam miłą niespodziankę. Otóż Basia już 10 płyt z ponad 300 zdjęciami na każdej uczyniła i niedługo będą one u mnie do otrzymania :))))
poniżej link do zdjęć pani Uli:
https://www.facebook.com/urszula.chromik.5/media_set?set=a.348450391967062.1073741867.100004063131784&type=1
Poza tym niedaleka Stajnia Rudnik z czterema rumakami nas odwiedziła, wśród których niepodzielnie królował przepiękny ogier rasy shire.
W tym roku po raz pierwszy szukanie Lisa dla dzieci poprzedził konkurs z torem przeszkód :) Konkurs poprowadziła Aniela, która potem wcieliła się w rolę Lisa :)
Wszystkie dzieciaki biorące udział w konkursie dostały nagrody wśród których były obrazki pani Uli Chromik i moje książeczki.
Złotą podkowę za odnalezienie lisa po bardzo długich poszukiwaniach zdobyła Amelka ze Stajni Rudnik. Wszystkie dzieci zostały dodatkowo uhonorowane flots :)
Pościg za lisem poprzedziła półgodzinna rozgrzewająca jazda w teren. Po bardzo energicznych podrygach końskich na naszym dużym padoku przy stawie i po DZIEWIĘCIU !!!!!! upadkach, Lis został pojmany :)
Dokonała tego nasza Ola na swojej ukochanej Oszin :)
Fotografów było wielu, jako pierwsza opublikowała na fb zdjęcia Stajnia Rudnik. Ja jednak podam linka do zdjęć pani Uli Chromik, które są bardzo profesjonalne i w całości oddają ducha Hubertusa :)
Bardzo dziękujemy gościom za tak liczne przybycie, a szczególnie Edycie i Kasi z rodzinami, które jak zwykle były mega-pozytywnie zaangażowane :)))))
Bardzo ucieszyły nas odwiedziny zaprzyjaźnionych husarzy, a panu pułkownikowi, który mimo odniesionej w zagranicznych wojażach kontuzji, za dekorację jeźdźców i ciekawy wykład serdecznie dziękujemy :)
Dla uczestników mam miłą niespodziankę. Otóż Basia już 10 płyt z ponad 300 zdjęciami na każdej uczyniła i niedługo będą one u mnie do otrzymania :))))
poniżej link do zdjęć pani Uli:
https://www.facebook.com/urszula.chromik.5/media_set?set=a.348450391967062.1073741867.100004063131784&type=1
poniedziałek, 21 października 2013
Wielki come back Pixi
Wczorajszy poranek był bardzo nerwowy, bo ostatnie przygotowania do Hubertusa zawsze wzbudzają we wszystkich ogromne emocje, a szczególnie w histerycznej matce czyli we mnie.Ciągle nerwowo w niebo spoglądałam, oczy zaciskałam i całą siłą woli słońce wzywałam :P
Moje córy mnie uspakajały i gwarantowały, że lać nie będzie i śniegu nie będzie. Do kuchni mnie zawlekły i ciasta z kawą dały, co by moje zszarpane nerwy uspokoić. Nagle Aniela do oka z okrzykiem " Mamo czy to Pixi ?!" się rzuciła...
Rzeczywiście nasza sunia do domu wróciła. Niedoszły jej właściciel już od paru dni znać mi dawał, że mała przyzwyczaić się nie chce i cały czas chyłkiem do furtki dostać się pragnie. Jeszcze kilka dni Pixi do nowego domu przekonać zamierzał, a jeżeli skutku żadnego starania jego nie odniosą wypuścić ją zamiarował...
Tak też uczynił, a sunia drogę do domu rodzinnego na pamięć znając w te pędy się doń udała !
Tak więc ponownie 5 sabak u nas mieszka.Pixi co prawda na razie jest mocno zestresowana, ale mam nadzieję, że wkrótce do siebie dojdzie i na powrót figlarne ogniki w jej oczkach ujrzę :)
Moje córy mnie uspakajały i gwarantowały, że lać nie będzie i śniegu nie będzie. Do kuchni mnie zawlekły i ciasta z kawą dały, co by moje zszarpane nerwy uspokoić. Nagle Aniela do oka z okrzykiem " Mamo czy to Pixi ?!" się rzuciła...
Rzeczywiście nasza sunia do domu wróciła. Niedoszły jej właściciel już od paru dni znać mi dawał, że mała przyzwyczaić się nie chce i cały czas chyłkiem do furtki dostać się pragnie. Jeszcze kilka dni Pixi do nowego domu przekonać zamierzał, a jeżeli skutku żadnego starania jego nie odniosą wypuścić ją zamiarował...
Tak też uczynił, a sunia drogę do domu rodzinnego na pamięć znając w te pędy się doń udała !
Tak więc ponownie 5 sabak u nas mieszka.Pixi co prawda na razie jest mocno zestresowana, ale mam nadzieję, że wkrótce do siebie dojdzie i na powrót figlarne ogniki w jej oczkach ujrzę :)
piątek, 11 października 2013
Pixi ma nowy dom :)
Przykro się było rozstać, bo Pixi ma już5miesięcy, ale trafiła do miłych ludzi i małe dzieci sąwięc będąsię z Pixulą bawić :)
Nam i tak zostały jeszcze 4 potwory :p
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=609072129134427&set=a.470903582951283.105845.100000949367082&type=1&theater
Nam i tak zostały jeszcze 4 potwory :p
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=609072129134427&set=a.470903582951283.105845.100000949367082&type=1&theater
czwartek, 10 października 2013
Zapraszamy na Hubertusa 2013 w Koniku Polnym
STADNINA KONI MAŁOPOLSKICH
„KONIK POLNY”
Ewa i Tomasz Szadyn,
Żarnówka 78,
07-110 Grębków
e-mail konikpolnyet@poczta.onet.pl
kom. 660 75 18 56
SERDECZNIE
ZAPRASZA NA
„Pogoń za lisem – Hubertus 2013”,
która odbędzie się 20
października 2013 roku
o godz.12:00
W programie:
szukanie i pogoń za lisem, pokazy jeździeckie WIELKIE OGNISKO
i
„Hubertusowe jadło”
Mile widziani
nie tylko uczestnicy, ale i widzowie tego największego, corocznego
święta koniarzy :)
szczegóły na:
https://www.facebook.com/events/452987718150387/?source=1
wtorek, 8 października 2013
II Jesienny Rajd doViolinova w tym roku :)
Tym razem pogoda była bajeczna: babie lato, słońce, kolory, no słowem wszystko, czego mógłby zażyczyć sobie jeździec podczas konnej wyprawy. Co prawda zaczęliśmy ( tym razem jeden uczestnik płci męskiej - Robert) z godzinnym opóźnieniem,bo w ostatniej chwili zmieniła się jedna z uczestniczek i trzeba było ją ściągać w trybie natychmiastowym, ale w końcu ruszyliśmy. Sześć naszych klaczy poruszało się bardzo sprawnie,nawet kilka galopów uskuteczniliśmy, a podczas jednego z nich pamiątkowe doły uczyniła Justyna i Julka :p
Droga powrotna to już praktycznie sam kłus, bo Ordonka chęcią jak najszybszego osiągnięcia domu gnana w galopie tempo 600 prawdopodobnie by osiągnęła, co niechybne rozstanie się z siodłem co mniej doświadczonych w jeździectwie by spowodowało :p
U Violi miał miejsce incydent, który o mało nie spowodował naszej pieszej wędrówki z powrotem. Pożoga mianowicie dymić zaczęła i szparę między ścianą, a ławeczką ujrzawszy na dalszy teren posiadłości czmychnęła pozostałe towarzyszki za sobą pociągając. Galopadę niezłą wykonały ku uciesze fotografujących ją widzów i ku mojej zgrozie, bo przypomniałam sobie, że jedna z żerdzi była złamana...Udało mi się jednak do nie dotrzeć przed rozpędzonym stadem i ucieczkę"back home" uniemożliwić. W całym tym zamieszaniu o dziwo nie Pożoga, a Posyłka rej wodziła co o jej świetnym samopoczuciu i kondycji mimo mających nastąpić w listopadzie 17-tych urodzin świadczy :)))
Miło mi donieść, że na rajdzie wystartowało dwoje naszych nowych znajomych: Monika i Robert - miłośnicy koni małopolskich :)
Od góry: na pierwszym planie Agata, na drugim zdjęciu Justyna, na trzecim Ola z Oszin, na czwartym Robert, a za nim siostra Monika :)
Droga powrotna to już praktycznie sam kłus, bo Ordonka chęcią jak najszybszego osiągnięcia domu gnana w galopie tempo 600 prawdopodobnie by osiągnęła, co niechybne rozstanie się z siodłem co mniej doświadczonych w jeździectwie by spowodowało :p
U Violi miał miejsce incydent, który o mało nie spowodował naszej pieszej wędrówki z powrotem. Pożoga mianowicie dymić zaczęła i szparę między ścianą, a ławeczką ujrzawszy na dalszy teren posiadłości czmychnęła pozostałe towarzyszki za sobą pociągając. Galopadę niezłą wykonały ku uciesze fotografujących ją widzów i ku mojej zgrozie, bo przypomniałam sobie, że jedna z żerdzi była złamana...Udało mi się jednak do nie dotrzeć przed rozpędzonym stadem i ucieczkę"back home" uniemożliwić. W całym tym zamieszaniu o dziwo nie Pożoga, a Posyłka rej wodziła co o jej świetnym samopoczuciu i kondycji mimo mających nastąpić w listopadzie 17-tych urodzin świadczy :)))
Miło mi donieść, że na rajdzie wystartowało dwoje naszych nowych znajomych: Monika i Robert - miłośnicy koni małopolskich :)
wtorek, 1 października 2013
Ze szkoły w Trzebuczy na rowerach do "Konika Polnego"
Kolejny już raz gościła u nas wycieczka dzieci z SP w Trzebuczy. Ponownie organizatorem była pani Małgorzata Wąsowska. Rowerami, z przygodami oczywiście, dzieci dotarły do nas w zeszły wtorek około godziny 14. Woziły ich na swoich grzbietach nasze trzy "gniadoszki z gwiazdką". Po godzinie oprowadzania, w które oprócz mnie zaangażowana była Ola i Tomek i po "olinym"pokazie skoków przez przeszkody na Ordonce, dzieciaki spałaszowały kiełbaski własnoręcznie upieczone na ognisku, a chłopcy pod wodzą Tomka rozegrali mecz piłki nożnej :)
Potem krótka sesja fotograficzna, żmudna reperacja pedału od roweru należącego do jednego z chłopców i powrót ... Pedał niestety odpadł, ale na szczęście jedyne 2 km od domu :p
Zapraszamy na tego rodzaju imprezy dzieci z innych szkół :)))) Było bardzo fajnie !
Potem krótka sesja fotograficzna, żmudna reperacja pedału od roweru należącego do jednego z chłopców i powrót ... Pedał niestety odpadł, ale na szczęście jedyne 2 km od domu :p
Zapraszamy na tego rodzaju imprezy dzieci z innych szkół :)))) Było bardzo fajnie !
sobota, 28 września 2013
Wici mazowiecko-podlaskie przechodzą do internetu
Dla niewtajemniczonych - kwartalnik, który wydawałam w formie papierowej przez ostatni rok był finansowany z małego projektu UE. Po nieprawdopodobnych perturbacjach związanych z jego rozliczeniem w Urzędzie Marszałkowskim projekt dobiegł końca.
Próbowałam zainteresować finansowaniem druku gazety wójtów gminy Grębków i Wierzbno. Grębkowski wójt przeprowadził nawet rozmowę w tej sprawie z wójtem wierzbnieńskim.
Niestety kwota nieco ponad 400 zł, którą musiałaby w ogólnym rozrachunku wyłożyć miesięcznie na gazetę była nie do "wyskrobania" ze skromnych funduszów gminnych. Trochę mnie to przeraziło, ale może rzeczywiście należy kasę przeznaczoną na promocję i kulturę przesunąć np na drogi, tylko jak długi odcinek drogi zrobi się za 400zł ? :p
Gazeta będzie w związku z tym miała jedynie swojego bloga, który mam nadzieję zyska na popularności. Już teraz proszę o nadsyłanie tekstów, zdjęć i nurtujących was problemów drodzy czytelnicy,które na pewno będziemy poruszać w Wici na wicimp@wp.pl Skonstruuję również stronę na fb w najbliższym czasie :)
Żal tej papierowej gazetki, bo miała na prawdę ciekawą, niepowtarzalną oprawę,poruszała bliskie nam lokalne tematy i powstała po ciężkich przejściach związanych z moją rodziną, gminą, stowarzyszeniem, Urzędem Marszałkowskim i Unią Europejską ...oraz dzięki wielkiemu zaangażowaniu licznych prywatnych przyjaciół wspierających gazetę, reklamodawców jak również GBP Grębków i szkół z gminy Grębków oraz z Wierzbna. Bardzo dziękuję wszystkim życzliwym za pomoc.
Zapraszam więc na bloga gazety wicimazowieckopodlaskie.blogspot.com
Próbowałam zainteresować finansowaniem druku gazety wójtów gminy Grębków i Wierzbno. Grębkowski wójt przeprowadził nawet rozmowę w tej sprawie z wójtem wierzbnieńskim.
Niestety kwota nieco ponad 400 zł, którą musiałaby w ogólnym rozrachunku wyłożyć miesięcznie na gazetę była nie do "wyskrobania" ze skromnych funduszów gminnych. Trochę mnie to przeraziło, ale może rzeczywiście należy kasę przeznaczoną na promocję i kulturę przesunąć np na drogi, tylko jak długi odcinek drogi zrobi się za 400zł ? :p
Gazeta będzie w związku z tym miała jedynie swojego bloga, który mam nadzieję zyska na popularności. Już teraz proszę o nadsyłanie tekstów, zdjęć i nurtujących was problemów drodzy czytelnicy,które na pewno będziemy poruszać w Wici na wicimp@wp.pl Skonstruuję również stronę na fb w najbliższym czasie :)
Żal tej papierowej gazetki, bo miała na prawdę ciekawą, niepowtarzalną oprawę,poruszała bliskie nam lokalne tematy i powstała po ciężkich przejściach związanych z moją rodziną, gminą, stowarzyszeniem, Urzędem Marszałkowskim i Unią Europejską ...oraz dzięki wielkiemu zaangażowaniu licznych prywatnych przyjaciół wspierających gazetę, reklamodawców jak również GBP Grębków i szkół z gminy Grębków oraz z Wierzbna. Bardzo dziękuję wszystkim życzliwym za pomoc.
Zapraszam więc na bloga gazety wicimazowieckopodlaskie.blogspot.com
niedziela, 22 września 2013
Jazda w teren i emocje :p
"Tereny" wzbudzają emocje jeźdźców,koni i potencjalnych widzów czyli głównie gospodarzy spotykanych na polach czy osoby spacerujące po lesie w celach "kuzdrowotnościowym"lub zbieraczych.
W jeźdźcach budzą one żyłkę emocji, bo wiadomo, że w terenie mogą dziać się rzeczy nieprzewidziane i adrenalina wzrasta lub wręcz wprowadzają ich w stan totalnego odprężenia gdy warunki pogodowe temu sprzyjają, nie jest gorąco i nie ma robactwa, a koniki spokojne.
Konie zachowują się różnie w zależności od swojej kondycji, od tego czy jest wiatr, czy go nie ma i od tego, czy któremuś nie przyjdzie do głowy spłoszyć się i zarazić swoim stanem inne rumaki.
Z naszego doświadczenia wynika, że konie z jeźdźcami na grzbietach w terenie budzą w widzach zazwyczaj pozytywne emocje. Spotykani na drodze ludzie zatrzymują się, spoglądają na nas rzyczliwie, z uśmiechem i odpowiadają na pozdrowienie. Niekiedy padają z ich ust słowa typu:
"Gdzie ci ułani, ach gdzie" albo jak wczoraj : "Pięknie wyglądacie na tych koniach". Kiedy podróżujemy ze źrebiętami pozytywne emocje są wyzwalane w widzach z jeszcze większą siłą, a źrebię w szkodzie zazwyczaj ma wybaczany swój grzeszek przez początkowo zbulwersowanego gospodarza...
Przez 14 lat, które minęły od naszego osiedlenia się w Żarnówce tylko sporadycznie jesteśmy wyganiani przez gospodarzy. Jedno takie zdarzenie pamiętam z lat początkowych, w okolicach miejscowości Starydwór, kiedy to właścicielowi nie spodobało się, że jedziemy po jego łące. Było to późną jesienią, więc pastwisko praktycznie już "spało" i nie przyszło mi do głowy, że właściciela tak poniesie uczucie związane z prawem własności gruntu i pogoni nas z przysłowiową kłonicą.
Ostatnio taka nieprzyjemna historia zdarzyła nam się wczoraj w drodze powrotnej z Violinowa. Przejście obok pewnego gospodarstwa, które było otwarte podczas naszego porannego przejazdu, zostało zagrodzone sznurkami. Nie bardzo wiedziałam jak inaczej moglibyśmy dotrzeć do domu w rozsądnym czasie, odwiązałam sznurki, przepuściłam ekipę i zawiązałam na powrót. W pierwszej chwili nie przyszło mi naiwnej nawet do głowy, że zostało to zrobione celowo aby uniemożliwić nam przejazd. Pomyślałam, że ludzie wypuścili krowy i nie chcieli, aby poszły w las...
Kiedy przejeżdżaliśmy obok domu pozdrowiłam gospodynię i przeprosiłam za przejazd i poruszenie sznurków. Ta zachowała się bardzo niesympatycznie i powiedziała, że nawet świnia by zrozumiała co oznacza zawiązany sznurek, a my bezczelnie wtargnęłyśmy na ich własność...
Uśmiechnęłam się i pojechałyśmy dalej. Dziewczyny jednak nie mogły otrząsnąć się z nieprzyjemnego zdarzenia i komentowały z niesmakiem zachowanie jak to się wyraziły "sympatycznej starszej pani" :p
Jak to się mówi są ludzie i ludziska. Mamy nauczkę i następnym razem nie będziemy już zaburzać spokoju "sympatycznym gospodarzom" swoim przejazdem :p
Na szczęście prawdziwych sympatycznych spotkań jest dużo, dużo więcej i pamięć o tych na pewno będę pielęgnować z wielką pieczołowitością :)
Jestem bardzo ciekawa waszych przyjemnych i nieprzyjemnych spotkań w terenie. Jeżeli ktoś ma chęć o tym napisać, to zapraszam do komentarzy :)
W jeźdźcach budzą one żyłkę emocji, bo wiadomo, że w terenie mogą dziać się rzeczy nieprzewidziane i adrenalina wzrasta lub wręcz wprowadzają ich w stan totalnego odprężenia gdy warunki pogodowe temu sprzyjają, nie jest gorąco i nie ma robactwa, a koniki spokojne.
Konie zachowują się różnie w zależności od swojej kondycji, od tego czy jest wiatr, czy go nie ma i od tego, czy któremuś nie przyjdzie do głowy spłoszyć się i zarazić swoim stanem inne rumaki.
Z naszego doświadczenia wynika, że konie z jeźdźcami na grzbietach w terenie budzą w widzach zazwyczaj pozytywne emocje. Spotykani na drodze ludzie zatrzymują się, spoglądają na nas rzyczliwie, z uśmiechem i odpowiadają na pozdrowienie. Niekiedy padają z ich ust słowa typu:
"Gdzie ci ułani, ach gdzie" albo jak wczoraj : "Pięknie wyglądacie na tych koniach". Kiedy podróżujemy ze źrebiętami pozytywne emocje są wyzwalane w widzach z jeszcze większą siłą, a źrebię w szkodzie zazwyczaj ma wybaczany swój grzeszek przez początkowo zbulwersowanego gospodarza...
Przez 14 lat, które minęły od naszego osiedlenia się w Żarnówce tylko sporadycznie jesteśmy wyganiani przez gospodarzy. Jedno takie zdarzenie pamiętam z lat początkowych, w okolicach miejscowości Starydwór, kiedy to właścicielowi nie spodobało się, że jedziemy po jego łące. Było to późną jesienią, więc pastwisko praktycznie już "spało" i nie przyszło mi do głowy, że właściciela tak poniesie uczucie związane z prawem własności gruntu i pogoni nas z przysłowiową kłonicą.
Ostatnio taka nieprzyjemna historia zdarzyła nam się wczoraj w drodze powrotnej z Violinowa. Przejście obok pewnego gospodarstwa, które było otwarte podczas naszego porannego przejazdu, zostało zagrodzone sznurkami. Nie bardzo wiedziałam jak inaczej moglibyśmy dotrzeć do domu w rozsądnym czasie, odwiązałam sznurki, przepuściłam ekipę i zawiązałam na powrót. W pierwszej chwili nie przyszło mi naiwnej nawet do głowy, że zostało to zrobione celowo aby uniemożliwić nam przejazd. Pomyślałam, że ludzie wypuścili krowy i nie chcieli, aby poszły w las...
Kiedy przejeżdżaliśmy obok domu pozdrowiłam gospodynię i przeprosiłam za przejazd i poruszenie sznurków. Ta zachowała się bardzo niesympatycznie i powiedziała, że nawet świnia by zrozumiała co oznacza zawiązany sznurek, a my bezczelnie wtargnęłyśmy na ich własność...
Uśmiechnęłam się i pojechałyśmy dalej. Dziewczyny jednak nie mogły otrząsnąć się z nieprzyjemnego zdarzenia i komentowały z niesmakiem zachowanie jak to się wyraziły "sympatycznej starszej pani" :p
Jak to się mówi są ludzie i ludziska. Mamy nauczkę i następnym razem nie będziemy już zaburzać spokoju "sympatycznym gospodarzom" swoim przejazdem :p
Na szczęście prawdziwych sympatycznych spotkań jest dużo, dużo więcej i pamięć o tych na pewno będę pielęgnować z wielką pieczołowitością :)
Jestem bardzo ciekawa waszych przyjemnych i nieprzyjemnych spotkań w terenie. Jeżeli ktoś ma chęć o tym napisać, to zapraszam do komentarzy :)
sobota, 21 września 2013
Ostatni dzień lata na rajdzie do Violinowa :)
Pogoda wcale nie typowa dla lata, ale na szczęście nie lało jak z cebra :) Początkowe siąpienie ustąpiło w drodze powrotnej jak również zanikł wiatr, który wprowadzał nasze koniki w iście arabski temperament. Kiedy wkroczyłyśmy na naszą dróżkę wiodącą rozbłysło słońce, które pozostawi w naszych pamięciach niezapomniane widoki przepięknych, żarnowieckich pól.
Wycieczkę odbyłyśmy w żeńskich składzie jeżeli chodzi o konie i również jeźdźców. "Jednobrzmienie" płci zaburzył Torres, który dołączył do nas w połowie drogi ciągnąc za sobą linkę, którą był przywiązany do studni. Zazwyczaj bierzemy ze sobą wszystkie psy, ale teraz zrobiło się ich pięć, a poza tym w Violinowie jest pies po operacji i nie chciałyśmy go stresować. Torres myślał jednak inaczej :p
Viola jak zwykle przygotowała nam smakowitą ucztę, która odbyła się w pięknej karczmie gospodarzy. Koniki w międzyczasie pasły się na podwórzu, a my posilałyśmy się w pięknym miejscu u miłych ludzi słuchając przyjemnej muzyki sączącej się cichutko z głośników.
Straty podczas imprez oczywiście muszą być. Tak też szkódna Pożoga porwała ogłowie Pizadorki, które zostało jej przydzielone. Pizadora została w domu jak, że dochodzi do siebie po przebytej chorobie i 6-dniowej serii zastrzyków. Początkowo podejrzewaliśmy złamanie tylnej nogi i wezwaliśmy lekarza ze szpitala konnego na Służewcu ( tam, o zgrozo, był najbliższy roentgen! ). Diagnoza lekarza brzmiała: flegmona czyli zapalenie tkanki podskórnej, której to choroby pochodzenia jak dotąd nikt na świecie nie ustalił. Wiadomo tylko, że ciężko się ją leczy i trzeba konia szpikować lekarstwami :(
Na szczęście z kobyłką jest już wszystko OK i na następny rajd planowany na 5 lub 6 października na pewno pójdzie.
Zapraszamy więc na "Jesienny rajd do Violinowa" :)
w Violinowie
w drodze
Wycieczkę odbyłyśmy w żeńskich składzie jeżeli chodzi o konie i również jeźdźców. "Jednobrzmienie" płci zaburzył Torres, który dołączył do nas w połowie drogi ciągnąc za sobą linkę, którą był przywiązany do studni. Zazwyczaj bierzemy ze sobą wszystkie psy, ale teraz zrobiło się ich pięć, a poza tym w Violinowie jest pies po operacji i nie chciałyśmy go stresować. Torres myślał jednak inaczej :p
Viola jak zwykle przygotowała nam smakowitą ucztę, która odbyła się w pięknej karczmie gospodarzy. Koniki w międzyczasie pasły się na podwórzu, a my posilałyśmy się w pięknym miejscu u miłych ludzi słuchając przyjemnej muzyki sączącej się cichutko z głośników.
Straty podczas imprez oczywiście muszą być. Tak też szkódna Pożoga porwała ogłowie Pizadorki, które zostało jej przydzielone. Pizadora została w domu jak, że dochodzi do siebie po przebytej chorobie i 6-dniowej serii zastrzyków. Początkowo podejrzewaliśmy złamanie tylnej nogi i wezwaliśmy lekarza ze szpitala konnego na Służewcu ( tam, o zgrozo, był najbliższy roentgen! ). Diagnoza lekarza brzmiała: flegmona czyli zapalenie tkanki podskórnej, której to choroby pochodzenia jak dotąd nikt na świecie nie ustalił. Wiadomo tylko, że ciężko się ją leczy i trzeba konia szpikować lekarstwami :(
Na szczęście z kobyłką jest już wszystko OK i na następny rajd planowany na 5 lub 6 października na pewno pójdzie.
Zapraszamy więc na "Jesienny rajd do Violinowa" :)
w Violinowie
w drodze
środa, 4 września 2013
Nieporozumienie na cmentarzu
Wojtek i Justynka - aktorzy ze znanego młodzieżowego serialu "Do dzwonka" odwiedzili nas podczas majówki ( o czym już pisałam w majowym poście ). Wojtek zaczął studiować reżyserię, podobnie jak to czyni od paru lat jego starszy brat Maciej.
Jedną z prac zaliczającą naukę w szkole filmowej jest nakręcenie filmu. Któregoś dnia przyjechał do nas Wojtek z koleżanką - kierowniczką produkcji i opowiedział jak to mają pomysł na nakręcenie takiego filmu właśnie na trenie naszej gminy i potrzebny by im był koń z jeźdźcem jako, że Justynka grająca główną rolę jeździła konno tylko raz, u nas w maju. Potrzebna jest więc dublerka :)
Pomyśleli więc o Anieli, która ma jasne włosy tak jak Justyna i mniej więcej podobnej postury. Ujęcie będzie kręcone z oddali więc nie będzie widać, że to dublerka.
Scena będzie kręcona na cmentarzu mariawickim w Żarnówce, który zauroczył scenarzystę i reżysera.
Odbywa się pochówek głównej bohaterki, a w tle po polach pędzi "owa bohaterka" na koniu odchodząc w zaświaty konno...
Kiedy scena była już nakręcona, przyjechał oburzony ksiądz i wypędził ekipę z cmentarza.
Okazało się, że młodzi filmowcy nie uzgodnili całej akcji z księdzem tylko z opiekunem cmentarza, a sam ksiądz nic na ten temat nie wiedział.
Występuję w tym momencie w obronie młodych artystów, którzy zupełnie bezwiednie nie zawiadomili.księdza. Jako ludzie wchodzący w dorosłe życie nie przypuszczali, że zgoda opiekuna cmentarza nie równa się zgodzie księdza. Mi z kolei jako osobie dorosłej i znającej zwyczaje kościelne po prostu nie przyszło do głowy, że filmowcy nie zachowali odpowiednich procedur...
Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni w imieniu ekipy kręcącej film. Dajmy im szansę i pozwólmy zaistnieć filmowi. Może z Wojtka i Maćka wyrosną drudzy bracia Wachowscy, kto wie...:)
Poniżej link do zdjęcia aktorów z "Do dzwonka" :
http://www.kotek.pl/kotek/51,111364,10617369.html?i=5
Jedną z prac zaliczającą naukę w szkole filmowej jest nakręcenie filmu. Któregoś dnia przyjechał do nas Wojtek z koleżanką - kierowniczką produkcji i opowiedział jak to mają pomysł na nakręcenie takiego filmu właśnie na trenie naszej gminy i potrzebny by im był koń z jeźdźcem jako, że Justynka grająca główną rolę jeździła konno tylko raz, u nas w maju. Potrzebna jest więc dublerka :)
Pomyśleli więc o Anieli, która ma jasne włosy tak jak Justyna i mniej więcej podobnej postury. Ujęcie będzie kręcone z oddali więc nie będzie widać, że to dublerka.
Scena będzie kręcona na cmentarzu mariawickim w Żarnówce, który zauroczył scenarzystę i reżysera.
Odbywa się pochówek głównej bohaterki, a w tle po polach pędzi "owa bohaterka" na koniu odchodząc w zaświaty konno...
Kiedy scena była już nakręcona, przyjechał oburzony ksiądz i wypędził ekipę z cmentarza.
Okazało się, że młodzi filmowcy nie uzgodnili całej akcji z księdzem tylko z opiekunem cmentarza, a sam ksiądz nic na ten temat nie wiedział.
Występuję w tym momencie w obronie młodych artystów, którzy zupełnie bezwiednie nie zawiadomili.księdza. Jako ludzie wchodzący w dorosłe życie nie przypuszczali, że zgoda opiekuna cmentarza nie równa się zgodzie księdza. Mi z kolei jako osobie dorosłej i znającej zwyczaje kościelne po prostu nie przyszło do głowy, że filmowcy nie zachowali odpowiednich procedur...
Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni w imieniu ekipy kręcącej film. Dajmy im szansę i pozwólmy zaistnieć filmowi. Może z Wojtka i Maćka wyrosną drudzy bracia Wachowscy, kto wie...:)
Poniżej link do zdjęcia aktorów z "Do dzwonka" :
http://www.kotek.pl/kotek/51,111364,10617369.html?i=5
sobota, 31 sierpnia 2013
Już tydzień po VII Aukcji Koni Małopolskich :)
Już tydzień minął jak w progach naszej stadniny pojawiło się dobrych kilka setek gości. Muzyka grała, diabły na koniach skakały, Mistrz Twardowski wszystkich przywitał, a Pani Twardowska Mefistofelesa goniła :)
Aukcja zapowiedzią sprzedaży Oleńki się zakończyła. Klacz odjedzie do nowego domu jesienią
Pewni kupcy mocno głowią się jak w swoich obejściach miejsce dla wierzchowców Poranka i Pokłona uczynić uczynić, aby konie zakupić i do siebie sprowadzić, ale to sprawa otwarta jest jeszcze...
W II Konkursie Elegancji Ola nasza Puchar Wójta Gminy Grębków jak również Ogłowie Pani Twardowskiej zdobyła, a Aniela w skokach Puchar Fundacji Eos i Ogłowie Mistrza Twardowskiego takoż zakosiła :)
Ludziska jedli i pili, pokazami i zawodami oczy nasycili, a co niektórzy do późnej nocy wydarzenia dopiero co minione rozpamiętywali w ogień się wpatrując i miło czas spędzając.
Poniżej opis pokazów zamieszczam, aby ci którzy ich nie widzieli patrząc na zdjęcia wyobrazić sobie je mogli.
Dotychczas fotografie pani Uli Chromik do nas dotarły, ale już w poniedziałek na portalu Na Koń następnych ręką Piotra Dzięciołowskiego wykonanych spodziewać się można.
Koń malowany na płótnie;
Ja chcę mu wskoczyć na siodło,
A koń niech z kopyta utnie.
Aukcja zapowiedzią sprzedaży Oleńki się zakończyła. Klacz odjedzie do nowego domu jesienią
Pewni kupcy mocno głowią się jak w swoich obejściach miejsce dla wierzchowców Poranka i Pokłona uczynić uczynić, aby konie zakupić i do siebie sprowadzić, ale to sprawa otwarta jest jeszcze...
W II Konkursie Elegancji Ola nasza Puchar Wójta Gminy Grębków jak również Ogłowie Pani Twardowskiej zdobyła, a Aniela w skokach Puchar Fundacji Eos i Ogłowie Mistrza Twardowskiego takoż zakosiła :)
Ludziska jedli i pili, pokazami i zawodami oczy nasycili, a co niektórzy do późnej nocy wydarzenia dopiero co minione rozpamiętywali w ogień się wpatrując i miło czas spędzając.
Poniżej opis pokazów zamieszczam, aby ci którzy ich nie widzieli patrząc na zdjęcia wyobrazić sobie je mogli.
Dotychczas fotografie pani Uli Chromik do nas dotarły, ale już w poniedziałek na portalu Na Koń następnych ręką Piotra Dzięciołowskiego wykonanych spodziewać się można.
Diabełki
Kiedy Mistrz Twardowski cyrograf z Mefistofelesem krwią
własną podpisał, Belzebub inteligencję i spryt alchemika znając, przechytrzyć
go postanowił i nowe kadry diabłów w piekle szkolić zlecił. Za wszelką cenę do
Rzymu ściągnąć szlachcica postanowił, bo tam ów swą duszę oddać obiecał.
Młode diablęta z karnością jednakowoż problem wielki miały i
wciąż starszym diabłom- nauczycielom z lekcji uciekały, bo swawola i zabawa im
jeno w głowie była jak również płatanie figli i straszenie ludzi na Ziemi.
Scenka ta ilustracją świetną jest na to, jak głęboko w
poważaniu pacholęta diable rygor i naukę miały i jak długo nauczyciel za nimi
nabiegać się musiał, aby do karności doprowadzić i do komnaty szkolnej
zapędzić.
Pani Twardowska i
Mefistofeles
Według naszego wieszcza - Adama Mickiewicza, zanim
Mefistofeles Twardowskiego pochwycił, sługą i podnóżkiem przez wiele lat cały
zastęp biesów dla szlachcica był.
Kiedy jednak Mistrza podstępem do karczmy „Rzym” Mefistofil zwabił
jeszcze kilka prac na polecenie Twardowskiego wykonać musiał.
Ostatnią było zastąpić Twardowskiego jako męża u boku Pani
Twardowskiej. Biesowi nie w smak było ostatnie zadanie i nawet duszę alchemika
stracić wolał niż pod pantofel niewiasty o takiej reputacji trafić, jako że z silnej ręki i mocnego charakteru na
okolicę słynęła.
Za chwilę drodzy goście ucieczkę diabła przed niewiastą
obaczycie bo w myśl ostatnich słów ballady:
Diabeł do niego pół ucha,
Pół oka zwrócił do samki
Niby patrzy, niby słucha
Tymczasem już blisko klamki
Gdy mu Twardowski dokucza
Od drzwi od okien odpycha
Czmychnąwszy dziurką od klucza
Odtąd jak czmycha tak czmycha
Pan Twardowski
Wmyśl mickiewiczowskiej ballady wśród trzech ostatnich poleceń Mistrza
Twardowskiego dla diabła ożywienie konia się znajdowało.
Patrz, oto jest karczmy godło,Koń malowany na płótnie;
Ja chcę mu wskoczyć na siodło,
A koń niech z kopyta utnie.
Wniosek z tego taki płynie, że alchemik znawcą i miłośnikiem
koni się jawił.
Potwierdza to fakt niepodważalny słów potomka Twardowskiego podczas
bytności w stajniach naszego zaprzyjaźnionego hrabiego, celem obaczenia i
wybrania paru wyścigowych koni. Od niego to hrabia dowiedział się, a nam czym
prędzej doniósł, że słowa ze strof Adama Mickiewicza prawdą są jako Mistrz
Twardowski konie całem sercem kochał.
Za chwilę drodzy goście triumfalny przejazd Mistrza
Twardowskiego ujrzycie, który po pokonaniu Mefistofelesa przez ulice miasta tuż
przed Karczmą „Rzym” przejechał.
czwartek, 22 sierpnia 2013
Nasze aukcyjne koniki :)
Na pierwszym planie Oleńka na wiosnę ze swoją przyjaciółką i siostrą zarazem Oszin :)
Na pierwszym planie "dziki mustang" - Ordyniec :)
Pokłon
Poranek
Na pierwszym planie "dziki mustang" - Ordyniec :)
Pokłon
Poranek
Subskrybuj:
Posty (Atom)