sobota, 7 sierpnia 2010

Wakacyjne jazdy w teren






Na zdjęciu znienawidzone przez nas "bydlę" uprzykrzające życie koniom i ludziom zwane ślepak (Chrysops caecutiens) mylone przez nas dotychczas z gzem.

W lipcu jazdy w teren okazały się niewypałem, a to broń Boże nie przez upały, bo można je ominąć jadąc do lasu o czwartej rano co w zeszłym roku kilkakrotnie uczyniłam. Świat o świcie jest tak piękny, cudowne słońce pojawiające się na nieboskłonie. Klimaty romantyczne do bólu...
W tym roku katastrofa!!! Mokry czerwiec, a potem tropikalny lipiec doprowadziły do takiego namnożenia się much i niejakich ślepaków, które uniemożliwiały jazdę konną nawet na padoku! Konie chodziły tylko raz dziennie o 19:00 i to i tak w asyście znienawidzonych przez nas ślepaków, które dzieci bezlitośnie mordowały klepiąc podczas jazdy wierzchowce po szyjach, zadach, łopatkach i piersi. Dzieciaki wyglądały dość makabrycznie z zakrwawionymi rękoma, ale mimo klimatów wielkiej miłości do zwierząt wszelakich, które panują w naszej stadninie nawet je do tego haniebnego pozbawiania życia owadów namawiałam!
Któregoś dnia postanowiłyśmy z Martą Wawą wybrać się w teren o 6 rano. Wróciłyśmy po 20- stu minutach, a całą trasę pokonałyśmy szaleńczym galopem uciekając przed rojami ślepaków rodem z filmów science fiction.
W sierpniu jest już lepiej nawet w "gzolandii" - małym lasku brzozowym nazwanym tak przez Marty na cześć olbrzymiej ilości wszelkiego owadziego plewia, które zamieszkuje tamto miejsce ślepaków było zaledwie kilka. Rozpoczynamy więc przejażdżki leśnymi duktami i galopy pościerniskach, bo żniwa w pełni! Zapraszamy!!!!

wtorek, 3 sierpnia 2010

Złote gody!



Wszystkiego najlepszego Moi Rodzice!!!



31 lipca moim rodzicom "strzeliło jak to mówi piosenka 50 lat! Jak nie trudno się domyśleć pierworodne dziecię zrodzone rok po ślubie półwiecze swoich urodzin obchodzić będzie w przyszłym roku.
Pamiętam jak w liceum wyobrażałyśmy sobie siebie jako 40 - latki, jak to będziemy wyglądać w 2000 roku. no więc włosy typu hełm - fryz na lakier, makijaż, but na wysokim obcasie i "garniaczek" damski czyli sztywniactwo i wapniactwo na maksa!
Rzeczywistość jak zwykle weryfikuje wyobrażenia sprzed lat.
Nie wiem jak moje kumpele z ogólniaka, ale ja jako już prawie 50 - latka reprezentuję typ przyszłej chudej staruszki z warkoczykiem, natural bez make up -u w cichobiegach dżinsach i t-shircie z plecakiem na grzbiecie zamiast eleganckiej torebki.
Od lat wprowadzałam w stresy swoje dzieci niestosownym wyglądem co do pozycji matki. Pamiętam jak jedna z koleżanek moich starszych córek widząc mnie nie mogła powstrzymać się od okrzyku: "Mama z plecakiem?!"
Wracając jednak do moich "staruszków". Dostali od swoich córek kosz 50 czerwonych róż, a ode mnie symbol mojego bycia "czarną owcą w rodzinie" czyli pęk polnych kwiatów, które zbierałam w drodze do nich włażąc w eleganckiej kiecce w pokrzywy w poszukiwaniu co piękniejszych okazów kolorowo kwitnących chwastów.
Mamo, tato!!! Dzięki za wszystko, doczekajcie 100 lecia wspólnego życia!