sobota, 15 maja 2010

Zapach Pani Wiosny

Nie wiem jak wam, ale mi zapachy kojarzą się z sytuacjami lub uczuciami z przeszłości. Zapachy wiosny to temat specjalny. Jej najpiękniejsze aromaty to konwaliowy, zapach bzu,narcyzów i jabłoni.
O pannach młodych już pisałam, więc nie będę się powtarzać, ale pozostałe...



Zapach konwalii to dla mnie pierwsza działka moich rodziców i okres pierwszej komunii.



Zapach bzów to praca w stadzie ogierów w Białce, moja wielka miłość - Tomek i spacer pod górę tamże za szkołą.



Zapach narcyzów to studencki zapał w pozyskiwaniu funduszy na wakacje i handel na rynku kwiatowym. Nigdy nie zapomnę jak jeden z kolegów w napadzie desperacji, kiedy to godzina zamknięcia bazarku zbliżała się nieubłaganie, zaczepiał przechodniów i zachęcał: "Narcyzy! Piękne kwiatki, ślicznie pachną, ale jak nie chce ich pani wstawiać do wazonu to i poszatkować można i sałatkę pachnącą zrobić!!!"

Z I E L O N O Ś Ć





"Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi..."

Pisał nasz wieszcz Adam w przepięknych Stepach Akermańskich. Ilekroć wiosną wędruję konno lub pieszo po naszej okolicy, właśnie te słowa przychodzą mi namyśl. Bezkresna, falująca "zieloność"!! Czuję się jakby machina czasu przeniosła mnie kilkaset lat wstecz. Przemierzam pola, łąki i lasy nie spotkawszy żywej duszy, nie widząc śladów cywilizacji, ni dróg bitych, ni trakcji elektrycznych. Taka tu w niektórych miejscach natura i dzikość, że nieraz dziw bierze, iż mieszkam 65 km od stolicy!

Niekiedy zimą, gdy mróz i zawieja, wracając ze sklepu w Leśnogórze, bywa, że na końskim grzbiecie, czuję się jak Baśka Wołodyjowska wracająca do Chreptiowa po ucieczce przed Azją i wilkami, wypatrująca światełek stanicy ukochanego Michałka.Taka tu u nas magia...

środa, 12 maja 2010

Nasz sąsiad



Dni mijają nieubłaganie i nadchodzi moment, w którym ludzie nam bliscy odchodzą. Po długotrwałej chorobie odszedł również nasz sąsiad pan Mieczysław. Dzisiaj towarzyszyliśmy mu w jego ostatniej podróży ziemskiej na Cmentarz Mariawicki w Żarnówce. Dzień był piękny, słoneczny, choć wietrzny. Pan Mieczysław spoczywa w tej części cmentarza, skąd widać jego umiłowane pola, którym poświęcił całe swoje życie. Tym też pociesza się jego owdowiała żona Pani Alina. "Będzie mógł patrzeć na swoje pola, a i ja będę miała niedaleko aby go odwiedzać." - mówi przez łzy.
W grudniu minie 60 lat od daty ich ślubu. Całe życie razem, zgodnie ramię w ramię pracowali na swojej ziemi.

Dziadzia - bo tak o nim zawsze mówi cała jego rodzina nigdy nie zapomnimy. Był to człowiek niepowtarzalny, który zawsze kojarzył mi się z zaściankowym szlachcicem w stylu Anzelma Bohatyrowicza. Spokojny, opanowany, pełen kultury i godności osobistej. Nigdy nie słyszałam aby podniósł głos lub wyrzekł niecenzuralne słowo. Był oddany rodzinie i swojej ziemi. Szanował i dbał o zwierzęta. Szczególnie umiłował konie i to nas właśnie zbliżyło. Zawsze uczestniczył wraz z żoną w naszych sierpniowych aukcjach koni i za każdym razem cieszył go widok nowo narodzonych u nas źrebiąt.

Pocieszając Panią Alinę w tym trudnym okresie powiedziałam: Dziadzio zawsze będzie z nami, w każdym źdźble trawy, w każdym kamieniu i każdym drzewie, będziemy go czuć w każdym powiewie wiatru, kropli deszczu i promieniu słońca, bo on oddał temu miejscu swoje życie i ono jest we wszystkim co nas otacza...

wtorek, 11 maja 2010

Kwitnące "Panny Młode"






"Panna młoda", tak, o ile jeszcze pamiętam, nazwała kwitnącą jabłoń największa romantyczka świata - Ania z Zielonego Wzgórza. Dla mnie kwitnący sad jabłoni tuż po deszczu, w porannych promieniach słońca to jeden z najpiękniejszych widoków na świecie, to "ósmy cud świata"!!!

Jest jednak widok, który "przebija" kwitnący sad jabłoni, to widok klaczy ze źrebięciem na tle kwitnącego sadu jabłoni...

Jeżeli ktoś się ze mną nie zgadza, a zdjęcia, które zamieszczam nie oddają w pełni piękna, to zapraszam do nas. Kto ten widok ujrzy zakocha się w nim na zawsze!

niedziela, 9 maja 2010

Woda Zdrojowa



Źródła, przez starszych ludzi zwane zdrojami występuja dość licznie na naszych terenach. 11 lat temu kopiąc nasz staw koparka natrafiła na taki zdrój i w związku z tym napełnił się on samoczynnie. Nie musieliśmy robić dopływu z rzeczki. Nasza sąsiadka, pani Alinka często powtarzała mi, że dawniej ludzie z dalekich stron przybywali po wodę do naszego źródła przypisując jej działanie lecznicze. Ostatnio zastanawiam się, czy Żarnówki nie reklamować jako wsi uzdrowiskowej, bo wczoraj np mieliśmy gości, którzy przyjechali specjalnie po to aby bosymi stopami pochodzić po magicznej powierzchni źródła wierząc w jego uzdrowicielską, magiczną moc...