wtorek, 1 listopada 2016

Wspomnienie o Alince



-Nazywam się Alinka, jesteśmy sąsiadkami – wybiega z dróżki prowadzącej do sąsiedniego gospodarstwa uśmiechnięta , rumiana starsza pani. Ściska mnie i trzykrotnie całuje w policzki. Jestem trochę oszołomiona. Razem z córkami Adą i Anielką idziemy na spacer z Górkwikiem – naszym psem, gończym polskim do lasu, który jest tuż za naszym siedliskiem, które wraz z 10 ha zamieniliśmy za wygodne mieszkanie w Warszawie. Skąd nagle wzięła się ta kobieta ? Oczka świecą jej wesoło, czarne loczki wychodzą spod chustki, na uszach kiwają się złote koła kolczyków, a ona opowiada i opowiada…
Tak poznałam Sąsiadkę – Alinkę 17 lat temu, w dniu kiedy sprowadziliśmy się do Żarnówki czyli 30 czerwca 1999 roku.
Sąsiadka była nieprawdopodobnie gościnną osobą. Kiedy do niej przychodziłam , to na stół wyjeżdżało zawsze wszystko co miała do ofiarowania. A miała zawsze „wszystkiego” po trochu, bo jak mawiała:
Ewunia ! U dobrej gospodyni zawsze jest coś w skrzyni !
Lubiłam rozmawiać z Sąsiadką Alinką. Roztaczała przede mną w opowieściach zaginiony świat dawnej wsi. A opowiadała bardzo malowniczo, z wykrzyknikami, gestykulacją, uśmiechami , załamywaniem rąk, ściszaniem głosu do szeptu i wesołymi wybuchami śmiechu.
Usłyszałam historie całego jej życia, strachu przed Niemcami w czasie wojny, opowieści o ukrywających się Żydach, pomocy tatusiowi w gospodarstwie ( bo „do długości” jak mawiała Alinka była jedynaczką). Lubiła pracę w polu, chodziła za bronami, prowadzała konie, jeździła konno. Koni nie bała się wcale J
Opowiadała jak dawniej w długie jesienne i zimowe wieczory kobiety zbierały się w izbie przy lampach naftowych i przędły lub darły pierze, a tatuś Alinki, który miał książki czytał i czytał. Alinka pochłaniała jego słowa.
-Oj, kochana Ewuniu, ja uwielbiam historię, gdybym żyła na świecie raz jeszcze to poszłabym w tym kierunku.
Kiedy zmarł mąż Alinki – Mieczysław, to było jej bardzo ciężko. 60 lat razem w zgodzie i wspólnej pracy w szczęściu i nieszczęściu to rzadkość niesamowita! Przychodziłam wtedy do niej częściej i przynosiłam jej różne książki o dworach, historii naszej okolicy, o książętach, szlachcie i królach. Sąsiadka po prostu je połykała. Mimo swych już blisko 80-ciu lat czytała bez okularów. Co więcej , nawlekała igłę bez okularów, okularów nawet nie miała !
Kiedy Ola była malutka, zostawiałam ją nieraz w foteliku albo w wózku ( jak to Alinka żartobliwie mówiła „rajtarudze”) i jeździłam do szkoły uczyć dzieci niemieckiego. Babcia Alinka zajmowała się Olą bardzo chętnie, a jak urodził się Tomeczek, to za punkt honoru wzięła sobie wychować go na prawdziwego, szarmanckiego kawalera. Zawsze kiedy do nas przychodziła, miała w kieszonce cukierki dla dzieci. Wręczała jeden Tomeczkowi i mówiła:
- Podziękuj ładnie babci synku – a mały wtedy bach i cmokał ją w rękę J Babcia była zachwycona !
Kiedy sąsiad Miecio był już po pierwszym udarze miałam duże problemy zdrowotne. Któregoś dnia dostałam tak silnych boleści, że ledwo dowlokłam się do nich i padłam w izbie wijąc się z bólu. Sąsiadka natychmiast podjęła akcję ratunkową, zawezwała mojego męża, który pomagał sąsiadom w Leśnogórze, a dziadzio Miecio ułożył mnie na swoim łóżku.
Serdeczni to byli sąsiedzi. Alinka nauczyła mnie piec chleb na zakwasie, robić najlepszy smalec na świecie, kluski na parze, a także odpowiednio sadzić ziemniaki w ogródku i zbierać warzywa w prawidłowym terminie.
- Ewunia ! – mawiała - kapustę koniecznie trzeba zebrać przed 1 listopada, bo trupem będzie śmierdziała – no taki ludowy przesąd oczywiście, ale jak doradziła tak czyniłam.
Nieraz kiedy wpadłam dosłownie na chwileczkę, to nie było mowy żeby choć na moment nie usiąść, a kiedy byłam najedzona, to nalegała żebym coś zjadła chociaż „z grzeczności” jak mawiała, a gdy się upierałam i odmawiałam, to mówiła:
- Nie chcieli Żydy manny ! To nie jedz, ale Ewunia nie obrażasz się, ty wiesz, że to tylko żarty J
Sąsiadce u mnie zawsze wszystko smakowało i była pełna pochwał. Najbardziej uwielbiała pierogi, ale spaghetti do ust nie chciała wziąć.
- Nie gniewaj się Ewuniu – mawiała – no mogę zjeść, ale jak mi ten makaron pokroisz, ja nie lubię takich wynalazków !
Alinka opowiadała, że od dziecka uczona była przez rodziców grzeczności. Zawsze pozdrawiała wszystkich, dziękowała, uśmiechała się i zagadała do każdego. A nazywała wszystkich zdrobnieniami ja byłam Ewunia, mój mąż Tomaszek, Ola – Oleńka, Ada – Adusia, Anielka – księżna Anna. No Anielę to babcia Alinka ukochała najbardziej. To dziewczyna do tańca i do różańca, mawiała.
Nie było u niej ojca, był tatuś, nie było matki była mamusia, był dzidziuś i babcia. Taka ciepła była ta moja sąsiadka Alinka.
Alinka była fanką naszych aukcji koni. Zawsze pomagała mi w przygotowaniach i kibicowała co by impreza wyszła jak najlepiej. Doradzała mi także w sprawach związanych z moją Krową, a potem Małą Mu i mlekiem.
Sama zatytułowała się „babką chrzestną” Małej Mu, bo to właśnie Alinka zorientowała się najpierwsza dlaczego moja Krowa tak dziwnie się zachowuje.
- Ewunia! Wołaj doktora, ona rodzi !!!!! – krzyknęła gdy zobaczyła moja leżącą Krowę w boksie. Jak to rodzi, przecież to dopiero początek ósmego miesiąca ! No i z pomocą doktora przyszła na świat Mała MU z przedwczesnego porodu, ale jej siostra bliźniaczka niestety nie przeżyła. Po dwóch dniach gdy padła Krowa, Alinka pomagała mi poić cielę z butelki.
Sąsiadka miała w zwyczaju rozmawiać ze zwierzętami. Przemawiała za każdym razem do naszej suki – Żółtej:
- Oj niedobra ty dla mnie jesteś, to ja pomogłam twoją matkę tu do gospodarstwa przywieźć, a ty taka, z zębami, warczysz , oj nieładnie ty postępujesz, nieładnie !
Krowa, miała w zwyczaju używanie swoich rogów w stosunku do człowieka, a ponieważ krowę również naraiła sąsiadka, to mówiła do niej:
- Taka koleżanka jesteś, ja cie naraiłam, a ty do mnie z rogami ! Oj niegrzeczna ty jesteś !
Ale najbardziej chyba na świecie to sąsiadka Alinka lubiła tańczyć. Opowiadała mi o zabawach, o dawnych zwyczajach, o tym, że kawaler to musiał po pannę przyjść, rodzicom obiecać , że pod jego opieka będzie i ją po tańcach odprowadzi. O tym jak z Mieciem tańczyli, o  tym jak dbał o nią i mówił:
- Alinka ty moja żona jesteś, ty musisz pięknie wyglądać. Jedź do fryzjera i zrób porządek z tymi włosami.
Mąż jako elegant zawsze doradzał w czym Alince najładniej, a sam w młodości w oficerkach chodził… a tu następny temat do głowy mi wpada, bo sąsiadka uwielbiała mundur.
Kiedy przyjeżdżali do nas znajomi i do zdjęć na koniach przebierali się w mundury lub stroje szlacheckie to sąsiadka była po prostu zauroczona :)
 Jedno z ostatnich zdjęć Alinki przed moim ogrodem :)
 Sąsiadka Alinka w komisji oceniającej konkurs końskich fryzur :)
 Alinka nie bała się koni, kochała je :)
 Robimy parowce z Alinką :)
 Moja mistrzyni Alinka uczy mnie robić parowce :)
 Sąsiadka Alinka z Małą Mu w tle :) Odpoczywamy sobie razem pod moja lipą :)))
 Alinka z naszą małą Olą <3 br="">

Alinka i jej ułańska fantazja w tańcu z Tomkiem...kiedyś w pierwszych latach naszego w Żarnówce pobytu

Oj dużo mogłabym jeszcze o Alince pisać, a i pewnie na blogu nie raz jeszcze wspomnę, a piszę o niej dzisiaj, bo to dzień najlepszy na wspominki.
Odwiedziliśmy z Ola i Tomkiem dzisiaj grób Miecia i Alinki, zapaliliśmy znicze aby gorący płomień ognia od nas dla nich świecił :)