środa, 3 listopada 2010

Sardyna - matką!


Dzisiaj nad ranem Sardyna koniecznie chciała włamać się do mojej szafy. Robiła to chyba z 10 razy z uporem maniaka. W końcu zorientowałam się, że to już czas!
Wyciągnęłam specjalnie przygotowane a ten czas pudło, nakładłam tam szmat i włożyłam ją do środka. Uspokoiła się...

Kiedy zadzwonił budzik, poszłam sprawdzić co się u niej dzieje. Miała jednego koteczka identyko jak ona. Miałam nadzieję, że na tym koniec, ale potem przyszedł na świat jeszcze czarny pręgowany i jednolicie szary.

Sardyna jest niesamowitą matką. Leży z małymi cały czas i nawet nie wychodzi na sekundę z pudła. Dałam jej mleka, bo pomyślałam, że pewnie jest spragniona... Uniosła głowę i na leżąco wychłeptała całą miseczkę!

"Glizdki" cały czas są do niej przyssane. Szprota siedzi na lodówce i ma "swoją" minę. Od czasu do czasu schodzi na podłogę i skrada się na ugiętych nogach, ale nie wytrzymuje psychicznie i zwiewa z powrotem na lodówkę.

Już teraz ogłaszam, że za kilka tygodni będą do oddania 3 kociątka. Chętnych proszę o kontakt!

wtorek, 2 listopada 2010

Zaduszki w Warszawie



Bezstresowa wrona na jednym z warszawskich cmentarzy

Dzisiaj byłam w stolicy rozliczyć się z paszportów dla koni w związku hodowców. Przy okazji odwiedziłam rodziców i wybrałam się z mama na cmentarz na grób dziadków.

Byłam w szoku kiedy zauważyłam, że cmentarz jest opanowany przez wstrętne ptaszyska czyli wrony. Paskudy te w ogóle nie zwracały uwagi na ludzi, paradowały po alejkach w zasięgu kopnięcia, siadały na pomnikach i za przeproszeniem obsrywały je!

Nie mam pojęcia co je tam zwabia. Dziobały coś, prawdopodobnie nasiona jesionów, których na cmentarzu jest mnóstwo.

Wrony nie kojarzą mi się dobrze i nie pasują mi w tym miejscu. To dziwne, że to nie kawki, nie sroki, nie gawrony tylko właśnie wrony, które kraczą i są złowrogie, brrr!
Taki piękny, ciepły dzień, tak dostojnie i spokojnie było na miejscu spoczynku tylu ludzi, ale te wrony...

Muszę koniecznie zapytać moich znajomych ornitologów cóż to za dziwoląg z tymi ptaszyskami. Że wróbli już w Warszawie prawie nie ma, że sójki się do niej masowo sprowadzają, to słyszałam, ale cmentarne wrony!?

poniedziałek, 1 listopada 2010

Wszystkich Świętych



W drodze na cmentarz



W oddali cmentarz żarnowiecki



Jedno ze zdjęć z nieudanej sesji zdjęciowej pt"ola skacze z wozu"



Tomek coś tam piecze w ognisku



Nocne światełka cmentarza

Przysłowie na dziś z mojego kalendarza ściennego brzmi: "Na Wszystkich Świętych jeśli ziemia skrzepła, cała zima będzie ciepła".

Nie dość, że ziemia nie "skrzepła", to jeszcze, słoneczko, ciepełko, przyjemnie jak na wiosnę! Dzisiaj, to nie żałuję, że logika przysłowia wróży nam bardzo, ale to bardzo ciężką zimę, było tak miło, że takich dni mogłoby być jeszcze więcej tej jesieni.

Po obrządku poszłam z dziećmi na cmentarz Mariawicki, na którym pochowany jest nasz sąsiad. Nasi bliscy leżą daleko i nie mogliśmy się wybrać na warszawski czy krasnystawski cmentarz, więc odwiedziliśmy grób sąsiada...
Miałam obawę co do psów, czy czasem jak zwykle nie popędzą za nami, ale o dziwo, jak nigdy posłuchały się i zostały jakby wiedziały, że idziemy do miejsca, do którego im wchodzić nie wolno...

Przed wieczorem, na pastwisku rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy kiełbaski, a potem ziemniaki w popiele. Tomeczek zjadł trzy ziemniaki i powiedział, że pyszne. Oli usiłowałam zrobić zdjęcie w skoku z wozu stojącego przy ognisku, ale mi ciągle nie wychodziło, albo dyndały jej tylko nogi w górze i ucięta głowa, albo była już na ziemi.

Wieczorem jeszcze raz zabrałam dzieci na cmentarz, żeby poczuły magię tego miejsca w dniu 1 listopada. Piękne jest to nasze polskie święto pełne zadumy, tęsknoty i powagi. Bez obawy, Halloween nie ma z nim szans!!!