sobota, 21 stycznia 2012

Obóz jeździecki - dzień 7 ostatni :(


Ostatniego dnia panny obudziły się lekko zasmarkane, najbardziej Ola więc na ostatnią jazdę ku swojej rozpaczy nie pojechała, a żal, bo na świecie cudnie było, choiny w czapach śniegu, wszędzie biało, a z nieba sypało, sypało...
Galopów kilka uskuteczniłyśmy, wszystko świetnie się udało i całe szczęśliwe z Domą i Julą do domu wróciłyśmy. Potem dziewczyny się rozjechały, a ja teraz samiutka sobie w domu siedzę i samotnością rzadką się napawam...

piątek, 20 stycznia 2012

Obóz jeździecki - dzień 6



Pleciemy sobie warkoczyki: Tomeczkowi Dominika, Dominice moja Ola, Oli Julka, Julce Ola z K.

Moja Ola dzisiaj obozowała ostatni dzień, bo po obiedzie wraz z Tomeczkiem powiozłam ich do mojej siostry, a stamtąd udali się w Tatry na narty.
W nocy ogiery były łaskawe wyjść ze swoich boksów i zrobić lekką zadymę przy boksie "dziewczynek" ( jakby ktoś nie wiedział to dwuletnie klaczki Oprima i Oleńka). Wszystko skończyło się na szczęście bez ofiar, ha, ha, ha!
W terenie było tak sobie ze względu na to, że Ordonka pode mną szła głównie chodami bocznymi albo galopem w miejscu...nie powiem, że było to komfortowe :)
Niestety ze względu na moją wieczorna nieobecność nie stworzyłyśmy ciasta w czarodziejskiej kuchni. Na deser były więc "delicje braku czasu" :)

czwartek, 19 stycznia 2012

Obóz jeździecki - dzień 5



Kluchy 14-dniowe



Kluchy 4-dniowe

Dzisiaj na czołową wzięłam Pizadorę. Musiała walczyć z tym kawałem cholery przez całą jazdę. Mimo cienkiego wędzidła ciągnie jak sto diabłów. W stepie i kłusie bez mojej interwencji pędziłaby kilometr przed pozostałymi końmi. W galopie spokojna, ale kłus to ciągła praca. Moja kurtka jeździecka sprawdza się. Popracowało się więc była cała mokra, a moje ciałko suchutkie, ha!
W piekarniku właśnie wyczarowujemy "sernik rozkoszy i zabawy". W planach mieliśmy zabawę karnawałową, ale dzieciaki nie mają chęci na przebieranie się więc chyba tylko napompujemy balony, objemy się i będziemy rozkoszować się słodkim nieróbstwem do ciszy nocnej:)

Obóz jeździecki - dzień4


Dzisiaj w terenie miałyśmy, a właściwie Ola miała przygodę. W siodle Pożogi pękło puślisko ( no zdarza się to niestety) i Ola miała miękkie lądowanie. Zamieniłam strzemiona w moim siodle i w Oli i mogłyśmy dalej spokojnie podróżować. Poza tym incydentem było OK, a Oli nic się nie stało.
Wieczorem czary uczyniły "murzynka prawdy". Ciasto było zdaniem wszystkich przepyszne i taka była prawda ha, ha, ha.
Po degustacji murzynka i wieczornym karmieniu dałam jeszcze dzieciakom pole do popisu na polu ilustratorskim. Przeczytałam jedną z nowych przygód z trzeciej nie wydanej jeszcze książki o Stefci i poprosiłam o rysunki. Powyżej wystawa prac na ścianie pokoju obozowiczów i twórcy:)

Obóz jeździecki - dzień 3


Przyjechały dziewczyny z Warszawy: Julka i Dominika. Tego dnia teren był więc liczniejszy. Na przejażdżce pogodę miałyśmy przepiękną, śnieg, słoneczko, lekki mrozek, super! Ola z K. na Pośce, Doma na Pożodze, Julka na Pizadorze, a ja na Ordonce. Ordonka niestety jak zwykle galopy w miejscu i skoki w bok, przy zagalopowaniu chętna do tępa 600. Uwielbiam ją, ale niestety nie mogę jej brać na przejażdżki z dziećmi.jeszcze pociągnie za sobą inne konie i może być kłopot. Jutro biorę na czołową Posyłkę:)
Wieczorem wynikiem działalności w czarodziejskiej kuchni stał się pleśniak wiedzy hipologicznej. Przepytałam dzieciaki z nazw, maści i odmian naszych koni. Wszystkie odpowiedzi były poprawne. Pleśniak zadziałała!

Obóz jeździecki - dzień 2



Ola z K. na Pożodze

Byłam z Olą z Korytnicy w terenie. Było bardzo przyjemnie. Stwierdziłyśmy, że Żółta towarzyszy nam jako wilk, a Cinka jako czarna wiewiórka :)
Wieczorem w naszej czarodziejskiej kuchni wyczarowałyśmy "kisielek dobrych pomysłów". Niestety wszystkie pomysły jakie przychodziły mi do głowy związane były jak zwykle z męską działalnością w Koniku Polnym. Pomysły dzieciaków były w miarę wykonalne, ale już nie pamiętam jakie były:)

niedziela, 15 stycznia 2012

Obóz zimowy - Dzień 1

Dzisiaj zaliczyłyśmy pierwszy teren, bez ofiar, ha, ha, ha, tylko nieco dłuższą drogą, bo Pożoga nóg moczyć nie chciała.
Poza tym upiekliśmy "Biszkopt dowcipu" i to po angielsku ;) Na prawdę dowcipu. Podczas jedzenia każdego kęsa ciasta rodził nam się w głowach kolejny kawał :)
Może trochę przesadzę, ale rozbolały nas brzuchy, oczywiście ze śmiechu, a nie z przejedzenia! No to do jutra!