piątek, 6 lipca 2012

Orinoko pod siodłem :)

W zeszłym roku Aniela siedziała parę razy na Orinoko, ale później klacz zostawiliśmy w spokoju, bo nie było czasu dalej jej podjeżdżać ani też potrzeby, bo koni pod siodło mieliśmy wystarczającą ilość. Orinoko zaczynają interesować się klienci, a więc przyszedł czas na sprawdzenie, czy czegoś nauczyła się w zeszłym roku. Okazało się, że ta zrównoważona, inteligentna klacz wszystko pamięta i chętnie współpracuje :)

I Jeździecki obóż przetrwania 2012

A oto fotki moich wspaniałych obozowiczek, które są moją pomocą i podporą w tych nieprawdopodobnych upałach :) Marta Mińsk powiedziała, że źle wygląda i skryła się za "lewitującym" ręcznikiem ;)

Poranne jazdy na łące

Okazało się, że ślepaki najmniej atakują na dopiero niedawno skoszonej łące. Zebraliśmy 76 kul sianokiszonki, hura! Akcja była bardzo skomplikowana, ale zakończyła się sukcesom. Wielkie podziękow ania należą się naszym bardzo życzliwym sąsiadom - Olędzkim. Wiesław skosił jedną łąkę, a Zygmunt drugą. Bez ich pomocy trawę kosilibyśmy dopiero teraz, bo ciągnik był popsuty. Trawa zebrana jak to się wyraził Wiesiek, w skali pięciopunktowej jest na czwórkę, dzisiaj byłaby na dwójkę, a więc jeszcze raz: Serdeczne dzięki sąsiedzi! Panny jeżdżą więc konno o 7 rano. Jest już gorąco i odkryliśmy nowy rodzaj żółtych much z dużymi głowami, które atakują konie. Jazda jest jednak znośna. Wieczorne jazdy są o 20:30, ale już w towarzystwie komarów :(

Strażacka interwencja :)

Dawno już nie pisałam na blogu. Korzystając z tego, że poranne pastwiskowanie koni nie udało się postanowiłam nadrobić zaległości. W siodlarni osy zbudowały sobie gniazdo i ostatnio stały się bardzo dokuczliwe. Mając na uwadze bezpieczeństwo dzieci wezwałam więc strażaków z Węgrowa. Strażak Adam wdział na siebie specjalny kombinezon i ruszył na bój z osami. Akcja zakończyła się sukcesem. Strażacy zezwolili na zdjęcia :) Przeżyłam szok, gdy w kilka dni później dziewczynki ogłosiły mi, że są jeszcze dwa gniazda w stodole. Mówiąc szczerze jest mi głupio co parę dni wzywać wóz strażacki, ale ofiary już mamy: 3:0 dla os, które upolowały trzy śliczne stopki moich obozowiczek:(

Małże

Dzieciaki najchętniej pluskają się w wodzie, ale nie daj Boże wyjść z wody na brzeg! Watahy ślepaków atakują wtedy z całą zaciekłością. Najlepiej jest więc nurkować i stawać na rękach - to ulubiona zabawa moich sześciu obozowych syrenek: Oli, Magdy, dwóch Zoś, Julki i Darii. Tomek zaś ze spokojem ducha oddaje się pławieniu na dmuchanym Koniku polnym :) Podczas którejś próby nurkowania Magda znalazła małża. Wszyscy więc zaczęli ich szukać. Okazało się, że nasz staw jest przez nie okupowany. W ciągu paru minut dzieciaki przyniosły ich około 30-stu!!! Powstała propozycja, aby je przyrządzić i zjeść :) Do tego potrzebujemy wiadomości czy: a - są jadalne, b- jak to się robi. trwają poszukiwania tych wiadomości w internecie. jednego giganta przynieśliśmy na próbę do domu. Dzisiaj zamierzamy go skonsumować ( o ile jest jadalny) :))))

Nieudany wypas

Pierwszy tydzień obozu konnego ma się ku końcowi, a tropiki nie ustępują. Owady praktycznie mamy wszystkie, brakuje już chyba tylko muchy tse-tse :( Próby jazdy konnej o godzinie 5 rano , na dużym pastwisku nie zdały egzaminu. Rój ślepaków rzucił się na konie jak oszalały. Właściwie o 7 jest już lepiej, bo co prawda temperatura osiąga 27 stopni, ale komary się chowają. Zostają tylko ślepaki, gzy i meszki - te są najwytrzymalsze. Chabecinki cały czas stoją w stajni i dowozimy im (o zgrozo!) siano. Siano w lecie, czaicie! Dzisiaj zrobiliśmy eksperyment i wypuściliśmy stado o świtaniu. Pobudka 3:55. Niestety zakończyło się to kompletnym fiaskiem. Dzieciaki podzielone były na grupy, a dyżur miał trwać godzinę. W trakcie pierwszej godziny konie galopowały mniej więcej pół godziny, 20 min chodziły i ocierały się, a czystego pasienia było 10 minut. Kiedy je zawołałam - z ulgą pognały do stajni mocząc po drodze pyski w wannie z wodą. Pojechałam więc posłusznie po siano na łąkę gdzie zaatakowała mnie chorda małych muszek. Taczka po drodze wywróciła mi się dwa razy, a tałatajstwo kąsało i właziło wszędzie: do oczów, uszów, nosa. Ostatnio coraz bardziej jestem pewna , że naszą planetę opanują w końcu owady...