wtorek, 30 maja 2017

Chabeciorstwo w szkodę wlazło !

Oj długo mnie tu nie było, ale postanowiłam nadrobić zaległości. Okazją do tego jest historia, która tylko mi przytrafić się mogła.
Mój ogród po wielu perypetiach został ogrodzony, zaorany, zasiany i obsadzony. Szczęście moje nie miało granic do dziś do godziny siedemnastej, kiedy to po raz enty poszłam zobaczyć czy coś już kiełkuje.
Jakież było moje zdziwienie i przerażenie, gdy ujrzałam ślady końskich kopyt.
Któraś podła chabeta ( ma szczęście, że nie wiem która) wczołgała się do ogrodu pod niskimi gałęziami lipy i pod taśmą, którą na wszelki wypadek w tym jedynym , newralgicznym punkcie założyłam, przegalopował po świeżo zasianych grzędach. Uznała, że nic tu ciekawego nie ma i z powrotem przeczołgała się na pastwisko.
Podejrzewam pewną, złośliwą chabetę ( zauważyliście, że moje ukochane konisie nazywam chabetami, ale to mi pewnie do jutra przejdzie, a dziś jestem wściekła), której imienia nie wspomnę, ale nie mam pewności.
Wyobraźcie sobie tylko: mieć dwa hektary soczystej trawy i wczołgiwać się pod drzewo !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
To już ludzkie pojęcie przechodzi.
Strat na szczęście wielkich nie było, sadzonki wszystkie ocalały, ogórki zdeptane w międzyrzędziach, uff, pogibło kilka rzodkiewek, cebulek i fasolek...
PYTAM: CZY JA KIEDYŚ BĘDĘ MIAŁA SEZON BEZ ODWIEDZIN KONISIA W OGRODZIE ????
Dla uspokojenia nerwów wrzucam zdjęcie moich niewinnych konisi, które udają, że o niczym nie wiedzą :p