poniedziałek, 5 lipca 2010

Nasze obozowe zwierzątka





Marta przyjechała na obóz ze szczurem! Świetny pomysł, tym bardziej, że u nas pałęta się po gospodarstwie jakiś jeden niedobitek – dziki szczur, który rozpanoszył się do tego stopnia, że biega po podwórku przed nosem Żółtej. Żółta tak już zdziwaczała na starość, że na komendę: „Bierz!” przywarowuje do ziemi i odczołguje się pod samochód.

No więc wracając do oswojonego szczura Marty, to jest on samicą, bardzo ładną zresztą, białą w ciemnoszare łaty. Szczurzyca nauczyła się wychodzić przez pręty klatki, wchodzi w jakąś dziurę między krokwiami w dachu, a poszyciem i nie chce wyleźć. Dziewczynki z obozu wywabiają ją stamtąd różnymi smakołykami, ale ona i tak za chwilę zwiewa.
Mam wizję, że nie wróci, a my doczekamy się łaciatej i białej populacji miliona szczurów, która zaleje Leśnogórę, a potem inne okoliczne wsie. Wyobraźcie sobie minę stojącego pod sklepem, z piwkiem, znużonego pracą przy żniwach gospodarza, który nagle widzi biegające białe szczury! Myślę, że zrezygnuje z gaszenia pragnienia piwkiem już do końca życia, ha, ha, ha!!!

Innym obozowym zwierzątkiem jest młoda jaskółka, która wypadła z gniazda. Była awantura p.t. czy to chłopak, czy dziewczynka. Usiłowałam znaleźć coś w Internecie na temat dymorfizmu płciowego u jaskółek. Jak dotąd nie udało mi się. W związku z tym, że na obozie jest druzgocąca przewaga dziewczynek, ptaszek dostał imię Jaśminka. No więc jaśmin choć przekwitł, to dalej się u nas plącze. Jaskółkę karmimy co dwie godziny wg przepisu mojej koleżanki – specjalistki od ptaków z ZOO Warszawa. Jaśminka na razie żyje i ma się dobrze…

Ostatnie obozowe zwierzę, to kocica Anieli zwana Koti, prześliczna szyldkretka w poważnym stanie, która przyjechała odbyć poród na wsi, bo jej pańcia wyjeżdża do roboty zagranicę. Koti mieszka w vipie, bo szczurzyca przebywa w big-brotherze…

Poza tym wykluła się jedna kaczuszka, którą dzieci nazwały, tym razem zgodnie Kosmosik. Starałam się w tym roku już nie mieć młodych kaczek, bo i tak nikt ich potem nie chce u nas w domu zabić, więc stają się zimą łupem dla lisów. Jedna z kaczek zrobiła mnie jednak w bambuko i cudem ukryła jedno jajo, bo wszystkie jaja skrzętnie im zabierałam, no i jest Kosmosik.

No i jak tu nie zbzikować moi drodzy w to upalne lato?????!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz